[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A to jest bardzo dobra koncepcja, pani dyrektor, żeby za parę miesięcy urządzić
pokaz jakiś - Kozioł poskrobał się w głowę.
Wąż zamyśliła się na dłuższą chwilę i cmoktała, patrząc w podłogę z bardzo
zafrasowanym wyrazem twarzy. Zapadła dosyć krępująca cisza, Kozioł utkwił wzrok w
czubki tenisówek.
- To ja może panu zdradzę mój sekretny plan - w Wąż wyraznie nastąpił jakiś
przełom. - Chciałam zaprosić... ale niech pan tego nie mówi na razie nikomu, bo tu na mnie w
tej szkole to niektórzy psioczą, wie pan, tu jest jednak duży element bezbożnej postkomuny,
ja panu kiedyś opowiem, co tu się działo i kto komu co, nie uwierzy pan - Wąż nachyliła się
nad uchem Kozioła. - Ja chcę tu zaprosić arcybiskupa do szkoły. Już wstępnie rozmawialiśmy
z księdzem Mirkiem, on ma trochę znajomości w kurii i był tak miły, że popytał tu i ówdzie,
no i powiedzieć, że dostał zgodę, to za dużo, ale takie jakby, wie pan, wstępne porozumienie
mamy. Kuria wyraża zgodę na tę wizytę. No ale to na razie zupełne cicho, sza - wycedziła,
szepcząc i porozumiewawczo mrugając prawym okiem.
- Pani dyrektor, mnie się wydaje, im dłużej panią znam, choć znamy się oczywiście
krótko, że dla pani chyba nie ma rzeczy niemożliwych - podlizał się Kozioł, któremu było
absolutnie wszystko jedno, czy przyjedzie biskup, papież czy prezydent Wałęsa, ważne, że
będzie trzeba odbywać dużo zajęć, może nawet indywidualnych konsultacji przed tą wizytą,
bo to będzie jak finał Teletomboli, z przytupem i konfetti, i piórami w dupsku. Hurra, hip,
hip!!! Wspaniale! Gdyby mógł, ucałowałby tę kobietę, w co chce. Pewnie chciałaby w
pierścień. No to doprawdy żyć nie umierać.
- Panie Pawle - Wąż postanowiła ująć go swą skromnością i zignorowała pochlebstwo,
choć oczywiście je sobie zapamiętała - to umawiamy się tak: pan szykuje dzieciaki do
pokazu, a ja zajmuję się koordynacją spraw - wyjęła z kieszeni miętusy. - Może cuksa? -
wyciągnęła rękę pełną cukierków w zielonych papierkach. - Nie? No to ja sobie zjem -
odwinęła jednego i zaczęła ssać. - Chcę w to włączyć jeszcze jedną osobę, pan go nie zna
chyba, Jakuba, ja go znam z kościoła, on gra w takim zespole młodzieżowym A'Postoły,
może pan słyszał - spojrzała pytająco.
- Yyyh, no niestety nie znam, ale może ja już jestem za stary na młodzieżowe zespoły
- uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- No, nieważne - machnęła ręką. - Pozna pan go na pewno niedługo, bo on z kolei
mógłby opracować to spotkanie muzycznie, w sensie piosenek i tak dalej, żeby był i taniec, i
śpiew.
- Ale chyba nie jednocześnie?
- Cha, cha, cha! - zaśmiała się, trzęsąc grzywką, która wymknęła się pod srebrnej
klamerki. - No pewnie, że niejednocześnie, no jak by to miało być jednocześnie? Osobno!
Najpierw pokaz taneczny, w strojach, tu myślałam rodziców trochę zaangażować, bo po
pierwsze szkoła nie ma takich funduszy, po drugie dzieci by te stroje miały już dla siebie na
zaś, nie wiem, na bal, na ślub w rodzinie, okazji nie brakuje przecież. No więc najpierw pokaz
taneczny, prawda, taka wiązanka różnych tańców, walc, tango, co tam jeszcze można, a
potem przerwa i kawa i ciasto w kuluarach, a w drugiej części taki koncert - A'Postoły i nasze
dzieciaki. Ja znalazłam, wie pan, nawet taką pieśń do wykonania specjalnie dla naszego
gościa - zanuciła cicho: - "Wystarczyła ci sutanna uboooga i ubogi wystarczył ci ślub, bo
wiedziałeś, kim jesteś dla Boooga, i wiedziałeś, co tobie dał Bóg". To jest w refrenie, taka
pieśń o księdzu. Może to nawet było o Popiełuszce, muszę to jakoś sprawdzić. No ale to by
mogło być na powitanie albo na pożegnanie, jeszcze nie zdecydowałam. - Wstała i wygładziła
fałdy sukienki.
- Panie Pawle - wyciągnęła do niego rękę - jak zwał, tak zwał, myślę, że to może być
naprawdę fantastyczne przedsięwzięcie, moim zdaniem pierwsze takie w historii tego miasta.
Kozioł zerwał się na nogi i uścisnął dyrektorową dłoń.
- I dokonamy tego razem - powiedział, obdarzając Wąż promiennym uśmiechem.
- Tak jest - poklepała go po ramieniu. - No to do roboty i nie przeszkadzam. Macie
dużo rzeczy do zrobienia, prawda?
Klasa szybko zaakceptowała Pawła Kozioła, to się czuło. Atmosfera z zajęć na zajęcia
stawała się coraz lepsza. Właściwie można powiedzieć, że ich zdobył. Może sekret tkwił w
tym, że traktował ich jak dorosłych. No a w każdym razie jak dorastających. Nie wyczuwało
się w relacjach klasanauczyciel tańca tej koszmarnej dla wszystkich w wieku pacholim
zależności panniewolnik, tej dorosłej pogardy dla cielęctwa. On naprawdę kochał dzieci,
uważał, że są to istoty lepsze, wrażliwsze, mądrzejsze jakimś szóstym zmysłem. Nie od dziś
się w nich zakochiwał. W tych realnych, widywanych na podwórkach i placach zabaw, które
przecież lubił odwiedzać, spacerując z Fredem, w tych filmowych, jak najsłodsza na świecie
Shirley Temple, którą ubóstwiał tak, jak inni modlą się do Madonny albo Kory z Maanamu, w
tych z reklam, w tych z książek, w wielu. Ta potworna namiętność przekładała się jednak na
jego doskonałe kontakty interpersonalne z nieletnimi, umiał do nich trafiać lepiej niż wszyscy
inni. Tak też zdarzyło się w Vb, w szkole podstawowej, tysiąclatce z nowo otwartą pływalnią
i zdewociałą dyrektorką.
Gdybyśmy mogli teraz zajrzeć po kolei do pokoi dziecięcych, do których uczniowie
wracali w piątkowe popołudnia, widzielibyśmy podobne scenki rodzajowe: czy to chłopcy,
czy dziewczęta, wszyscy rozciągali się na podłogach, ćwicząc szpagaty tureckie i francuskie,
nie bacząc na okropne bóle mięśni, których już zdołali się nabawić, powtarzali sobie z
wyimaginowanymi partnerami kroki do rumby i czaczy, które zresztą jakoś były do siebie
podobne, co ułatwiało sprawę. Nasze oko wszechwidzące przesuwa się po kolejnych
mieszkaniach w blokach z wielkiej płyty, które otaczają szkołę, widzi podobne wersalki
rozkładane, półkotapczany, podobne wykładziny podłogowe, podręczniki do piątej klasy
rzucone na te wykładziny, gdzieniegdzie książki Małgorzaty Musierowicz, gdzieniegdzie
jakieś numery "Fantastyki", trochę już zakurzone zabawki, z których w niektórych
wypadkach korzysta jeszcze młodsze rodzeństwo. Widzi zaniepokojone matki, które
wróciwszy z pracy w urzędzie, przedszkolu, sklepie, przychodni, szpitalu, zakładzie
fotograficznym czy pralni, zastały swoje dzieci w dziwnych pozycjach na podłogach, widzi
spóznionych ojców, którzy po powrocie do domu z urzędów, szkół, kopalni, hut i
elektrociepłowni zasiedli przy stołach nad talerzami parującej zupy i wysłuchali relacji
zaniepokojonych mam. Widzi też, jak wzruszają ramionami, mówiąc: - Ale Grażyna, Janina,
Ewa, Basia, Krysia, Halina, Helena, daj spokój, niech się przynajmniej czymś zajmą
pożytecznym, zamiast ino łazić na plac i się tam gizdzić (fraza ta celowo zapisana została w
dwóch językach, by podkreślić wielowymiarowość pochodzenia ludzi w tym zakątku ziemi). [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Anna Leigh Keaton, Madison Layle [Once Upon A Time] M
    Anna Park Randka Z Wrogiem
    Janko Anna Dziewczyna z zapałkami
    Przegrana stawka Anna Kłodzińska
    Zelazny Roger Amber 01 Dziewieciu Ksiazat Amberu
    Jan Plestenjak Lovrać
    Boris Pahor Kres v pristanu
    Travis S. Taylor One Day on Mars
    Day Leclaire Cud w Milagro
    Monika Szwaja Gosposia prawie do wszystkiego
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ptsite.xlx.pl