[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czy nawet coÅ› w rodzaju uwielbienia, z jakim odnosiÅ‚ siÄ™ do Müncha, sprawiaÅ‚ mnichowi wyraznÄ… przyjemność. Nikt dotÄ…d, nawet Kama, nie
przemawiaÅ‚ do niego w ten sposób. Co prawda, treść tego, o czym mówiÅ‚ mÅ‚ody mężczyzna nie byÅ‚a jasna, ale nie ulegaÅ‚o wÄ…tpliwoÅ›ci, że Münch
jest kimś na kogo czekano, że niesłusznie zwątpił we własne siły, że zbliża się chwila największej próby i być może jemu przypadnie w udziale
podjąć czy choćby zapoczątkować dzieło naprawy tego świata...
Skarcił się natychmiast za tę myśl znaczoną grzechem pychy. Począł się modlić o cnotę pokory, aby mógł być godzien udziału w takim dziele.
MÅ‚ody przewodnik przez caÅ‚Ä… drogÄ™ opowiadaÅ‚ coÅ› Münchowi, lecz niewiele z tego, co mówiÅ‚, docieraÅ‚o teraz do Å›wiadomoÅ›ci zakonnika. SkrÄ™cili na
bulwar i przeszli przez most spacerowy na drugą stronę rzeki. Nad jej brzegiem, wśród zieleni, wznosił się, podobny kształtem do odwróconego
winnego grona, gmach centrum klubów i instytucji kulturalnorozrywkowych.
W ogromnym hallu było rojno i gwarno, lecz na dwudziestym siódmym piętrze, w bocznym segmencie budowli gdzie się wkrótce znalezli, korytarze
pogrążone byÅ‚y w ciszy i spokoju. %7Å‚aden też dzwiÄ™k nie dochodziÅ‚ zza mijanych drzwi, na których Å›wieciÅ‚yniezrozumiaÅ‚e dla Müncha znaki i napisy.
To już tu odezwał się młodzieniec, milczący i jakby skupiony z chwilą wejścia do gmachu. Zatrzymał się pod drzwiami opatrzonymi napisem
Klub Caelestia i podniósÅ‚ w górÄ™ rÄ™kÄ™. Drzwi rozsunęły siÄ™ bezszelestnie i oto Münch znalazÅ‚ siÄ™ w niedużym, prostokÄ…tnym hallu o przyćmionym
świetle. Nie było tu drzwi ani okien, tylko na ścianach jaśniały duże, barwne hologramy jakichś niezwykłych, chyba nieziemskich krajobrazów.
Przewodnik poprowadziÅ‚ Müncha do przeciwlegÅ‚ej Å›ciany.
Sześćset sześć powiedział cicho.
Zciana rozstąpiła się i potok blasku zalał wnętrze hallu.
Münch uczuÅ‚ nagÅ‚y przypÅ‚yw lÄ™ku. UjrzaÅ‚ zwrócone ku sobie ze wszystkich stron twarze ludzkie.
Stali na progu obszernej, okrągłej sali. Przypominała ona miniaturowy amfiteatr, którego stopnie, wypełnione siedzącymi ludzmi, otaczały półkolem
niedużą estradę, połączoną teraz z hallem. Przeważali starcy i młodzież, ale nie brak było również kobiet i mężczyzn w średnim wieku. Na estradzie
przy stoliku siedziaÅ‚ jakiÅ› dostojny starzec, tÅ‚umaczÄ…c coÅ› zebranym. GÅ‚os jego wydawaÅ‚ siÄ™ Münchowi znajomy. Tak, poznaÅ‚ ten gÅ‚os byÅ‚ ten sam,
którym przemawiał do niego gołąb.
Szmer przeszedł po sali. Starzec urwał w pół zdania i podniósł się pośpiesznie z krzesła.
Zwrócony twarzÄ… do Müncha a plecami do zebranych, staÅ‚ chwilÄ™, rozÅ‚ożywszy rÄ™ce w powitalnym geÅ›cie i zdawaÅ‚o siÄ™, że nie potrafi wymówić ani
słowa.
Witaj ojcze! odezwał się wreszcie tonem uroczystym. Witaj wśród nas, którzy walczymy o prawdę! Przedstawiam wam, koledzy zwrócił się
do zebranych ojca Modesta Müncha! CzÅ‚owieka, który pierwszy podaÅ‚ rÄ™kÄ™ naszym braciom w Kosmosie, i którego obecność tu, na Ziemi,
przełamie wreszcie barierę nieufności i sceptycyzmu, jaką oficjalna nauka odgrodziła się od naszych badań.
RozlegÅ‚y siÄ™ oklaski, podjÄ™te natychmiast przez caÅ‚Ä… salÄ™. Starzec, klaszczÄ…c, podszedÅ‚ do Müncha, odczekaÅ‚ chwilÄ™, potem uciszyÅ‚ zebranych
podniesieniem ręki.
Ojcze czcigodny! zwrócił się do Modesta. Niech mi będzie wolno, w imieniu zarządu Caelestii prosić ciebie o przyjęcie godności
honorowego członka naszego stowarzyszenia!
ZapanowaÅ‚a cisza. DziesiÄ…tki oczu wpatrzyÅ‚y siÄ™ w Müncha z przejÄ™ciem, zaÅ› on, oszoÅ‚omiony owacjÄ…, odczuwaÅ‚ ogromnÄ… radość a zarazem
niepokój. Wiedział, że powinien teraz coś odpowiedzieć i jednocześnie zdawał sobie sprawę, iż od tego, co powie, może zależeć wszystko... Począł
modlić się w myślach, prosząc Boga aby wskazał mu właściwą drogę. I wtedy właśnie uświadomił sobie, że w rzeczy samej sprawa jest prosta.
Istnieje zasada, której nie może złamać: nie wolno mu kłamać!
Nie wiem... powiedział z ulgą.
Starzec się zmieszał.
Przepraszam, to nasza wina. Przecież pan, chciałem powiedzieć: ojciec nic nie wie o naszym stowarzyszeniu.
Siedząc na skraju estrady jasnowłosy młodzieniec spuścił głowę, skrywając uśmiech.
Nie wiem powtórzyÅ‚ Münch.
Zaraz to naprawimy. Otóż jesteśmy ludzmi, którzy wierzą iż poza życiem ziemskim istnieje inne życie, doskonalsze, potężniejsze, piękniejsze.
Szukamy na to dowodów i w starożytnych księgach, i w tym, co odkrył dotąd ludzki rozum... Kiedyś, jeszcze w ubiegłym stuleciu, prawdy o tym
życiu szukała również nauka oficjalna, akademie, instytuty... Ale niebo milczało, więc sceptycyzm począł brać górę nad rozsądkiem. Owi uczeni,
lecz ludzie małej wiary, powiedzieli sobie: jeśli nie ma dowodów, jeśli nie ma sygnałów ani wyraznych śladów bytności istot pozaziemskich, to albo
są to istoty tak potężne, tak dalece doskonalsze od ludzi, że ich działalność jest niedostępna naszemu rozumowi, albo po prostu nie istnieją. A nawet
jeśli istnieją i potrafilibyśmy ich pojąć, to są tak daleko, że nigdy z nimi nie będziemy się mogli porozumieć. Tak czy owak na jedno wychodzi:
zachowują się jakby ich nie było.
Nie ma więc sensu zajmować się czymś, co może być tylko przedmiotem wiary. Na szczęście, nie wszyscy tak myśleli. Nieprawda, że nie było
dowodów, trzeba ich jednak umieć szukać. Próbować różnych sposobów, nawet takich, które odrzuca i wyśmiewa dzisiejsza nauka. Na przykład
widzenia transowe albo interpretacja mitów... Prawda, że i w naszych szeregach metody te budzą czasem wątpliwości. Możemy się zresztą zgodzić,
że są to dowody kruche, niejednoznaczne, ale ich suma, ich różnorodność, nawet jeśli wśród nich są i fałszywe, umacnia nas w przekonaniu,
że warto walczyć o prawdę. Dlatego założyliśmy przed laty nasze stowarzyszenie. A teraz ty przybyłeś i wiemy, że nie sceptycy lecz my mieliśmy
rację. Teraz rozumiesz, ojcze czcigodny, dlaczego tak ogromną wagę ma twoja obecność wśród nas?!
Rozumiem... Chyba rozumiem poprawił się natychmiast. Ale powiedzcie mi...dlaczego nie mówicie wprost o Bogu?
Starzec patrzyÅ‚ z uwagÄ… w oczy Müncha.
Nie brak wśród nas ludzi wierzących w Boga powiedział nie spuszczając wzroku z zakonnika. A po chwili dodał: Choć może nie wszyscy
jednakowo Go pojmujÄ…...
I chcecie abym ja... wam pomógł... odnalezć prawdę? zapytał Modest z przejęciem.
Starzec na moment jakby się zmieszał, ale zaraz pośpiesznie potwierdził:
Tak, ojcze. Czy przyjmujesz godność honorowego członka naszego stowarzyszenia?!
PrzyjmujÄ™!
Znów burza oklasków ogarnęła salę. Owacja trwała kilka minut, w końcu prezes podniósł rękę.
Pozwólcie, że wręczę naszemu wielce czcigodnemu gościowi i nowemu członkowi honorową odznakę Caelestii . Jest to odznaka nowa, z nowym
emblematem naszego stowarzyszenia, po raz pierwszy wręczana. Nie ma z pewnością nikogo godniejszego...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]