[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu przekazana.
Głos Ariel był dziwny, stłumiony, jakby mówiła
przez kawałek materiału albo... płakała.
286
- Ariel. - Błyskawicznie znalazł się przy niej. - Co
się dzieje? - powtórzył pytanie.
Odwrócił ją do siebie i spostrzegł łzy cieknące jej
obficie po twarzy.
- Och, Nathanie, nie potrafię tego zrobić. Nie po
trafiÄ™.
- Czego nie potrafisz?
Otarła łzy, ale na ich miejscu natychmiast pojawi
Å‚y siÄ™ nowe.
- Miałam cię okłamać. Powiedzieć ci, że przez ca
ły czas pracowałam dla Admiralicji. Ze polecono mi
pozwolić ci uciec, żebym pozyskała twoje zaufanie,
ale nie potrafiÄ™. Po prostu nie potrafiÄ™.
- Co ty mówisz?
Ariel popatrzyła mu w oczy i uniosła nieco dłoń,
jakby chciała dotknąć jego twarzy, ale ręka opadła
bezwładnie.
- Wracasz do kolonii, Nathanie.
- Oczywiście, że tak, z tobą i bratem, jak tylko wy
zdrowieje.
- Chciałbyś mnie ze sobą zabrać?
- Oczywiście. Kocham cię. Po tym, co się między
nami wydarzyło, jak mogłabyś myśleć inaczej?
Dopiero teraz rozszlochała się na dobre. Zerknęła
na łóżko. W jej oczach pojawił się ból i coś jeszcze.
Bezsilność?
- Nie byłam pewna, ale to nic nie zmienia.
- Nie rozumiem?
Ariel zebrała się na odwagę, żeby powiedzieć naj
gorsze.
- Nie jadÄ™ z tobÄ….
Nathan patrzył na nią z niedowierzaniem.
287
- Co ty za bzdury wygadujesz?
Ariel chwyciła go za rękę, żeby powstrzymać po
tok wściekłych słów, które cisnęły mu się na usta.
- Posłuchaj mnie, Nathanie. Nie mogę z tobą po
jechać z powodu, który musisz zrozumieć...
- Co to znaczy?
- Mój ojciec...
- Co on ma z tym wspólnego? Zmusza cię, żebyś
została?
Ariel wiedziała, że na to pytanie nie wolno jej od
powiedzieć zgodnie z prawdą. Gdyby Nathan znał fak
tyczny stan rzeczy, na pewno chciałby rozmawiać z jej
ojcem. Dowiedziałby się wówczas, że admirał nie po
zostawił im wyboru. On musiał odjechać do Ameryki
z bratem, a ona pozostać sama w Anglii. Gdyby od
mówił wyjazdu, zostałby ponownie uwięziony, podob
ny los czekałby Wessa. Nie mogła do tego dopuścić.
Odetchnęła głęboko.
- Nie, Nathanie - odparła zdecydowanie, choć sło
wa z trudem wydobywały się przez zaciśnięte gardło. -
Nie zmusza mnie, żebym została. Sama podjęłam tę de
cyzjÄ™.
Mężczyzna najwyrazniej jej nie uwierzył.
- Dlaczego? Nie kochasz mnie?
Oczywiście, że tak - odparła w duchu. - Nawet
nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo".
Głośno jednak powiedziała coś zupełnie innego.
- Nie, Nathanie, nie kocham ciÄ™.
OdsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej.
- Po co więc przed chwilą mówiłaś mi, jaka to
chcesz być ze mną szczera? Ja przecież nie mam naj
mniejszej wątpliwości, że mnie kochasz.
288
- Myślałam, że jeśli wymyślę jakieś bolesne kłam
stwo, Å‚atwiej mnie znienawidzisz, ale takie zachowa
nie nie leży w mojej naturze. Zamiast tego wolę po
wiedzieć prawdę.
Boże, gdyby to tylko było możliwe.
- Nie kocham ciÄ™, Nathanie. ProszÄ™, uwierz mi. Po
żądam cię, co do tego nie ma wątpliwości, ale miłość?
Niemożliwe. Pochodzimy z dwóch różnych światów.
Ojciec pomógł mi przejrzeć na oczy.
Mężczyzna popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Ojciec próbuje zatruć ci umysł.
- Nie, ojciec pomógł mi zrozumieć, że nie może
my liczyć na wspólną przyszłość. Moja rodzina
mieszka tu, twoja w koloniach. Ty nigdy nie będziesz
mógł wrócić do Anglii, gdy stąd wyjedziesz, więc i ja
musiałabym na zawsze pożegnać się z rodziną.
- Spodobałoby ci się w Ameryce.
- Nie, jeśli moja rodzina pozostałaby tutaj.
- Przecież mnie kochasz. - Chwycił ją za ramiona,
jakby chciał nią potrząsnąć. - Wiem, że tak jest. Ja bę
dÄ™ twojÄ… rodzinÄ….
- Nie, Nathanie, nie kocham cię. Jak mogłabym ko
chać człowieka, który odwraca się od własnego stry
ja? I w dodatku rezygnuje z tytułu arystokratycznego.
Mężczyzna wzdrygnął się, jakby go uderzyła.
- Tytuły są dla ciebie ważne?
- Oczywiście, że tak, Nathanie. Gdybyś mnie le
piej znał, dobrze byś o tym wiedział. Przyznaję, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]