[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swój ślub.
- Więc... nic cię z nim nie łączy? Nie jesteś jego...?
- Jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Jak go lepiej poznasz, pozbędziesz się
uprzedzeń. Może go nawet polubisz.
- Niewykluczone. - Twarz mu pojaśniała, głos poweselał. - Lucy nie może
się doczekać tej wizyty w studiu.
- Więc cieszysz się, że nie jestem związana z mężczyzną starszym ode
mnie?
- Wiesz, za co ciÄ™ lubiÄ™? Za twoje wyczucie momentu. Zawsze wiesz,
kiedy uderzyć.
- Jak mówią, rude są wredne. - Pogłaskała go lekko po ramieniu. - Ale
dalej jesteśmy przyjaciółmi. Zupełnie jak z Harrym.
- Dla mnie przyjazń oznacza bardzo wiele - powiedział, chwytając ją za
rękę.
- 107 -
S
R
Delikatnie cofnęła dłoń i przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- Właściwie to dobrze, że się spotkaliśmy. Nie było mnie w pracy, a chcę
cię o coś zapytać. Masz jakieś plany na wieczór?
- Nie - odparła, od razu zdwajając czujność.
- To może przeszłabyś się ze mną na plażę? Chyba powinniśmy
porozmawiać.
- No dobrze...
- Wpadnę po ciebie około szóstej.
- Dobrze... - No i co ja najlepszego wyprawiam, pomyślała po raz nie
wiadomo który.
Popołudnie rozpoczęło się spokojnie - aż tu nagle na oddział wkroczył
Brian Barnes z małą walizką w ręku. Oczy mu błyszczały, czoło przecinała
zmarszczka.
- Zabieram stąd pannę Pinckney - oznajmił. - Przyniosłem jej ubranie.
Proszę przygotować ją do wyjścia.
Liza miała ochotę powiedzieć mu, żeby przestał się wygłupiać, ale uznała,
że to bez sensu - zachowywał się arogancko i był bardzo pewny siebie.
- Trzeba z tym poczekać, aż leczenie dobiegnie końca. Ona dalej jest
bardzo chora. Za wcześnie na wypisanie jej do domu.
- Wcale nie za wcześnie. Może wyjść, kiedy jej się podoba. No więc jak,
czy ktoÅ› jÄ… przygotuje?
Szarżował jak nigdy dotąd. Ciekawe, co dzisiaj wziął, pomyślała, patrząc
w jego wilgotne oczy.
- Potrzebujemy zgody konsultanta - skłamała naprędce. - Skoro ma wyjść,
trzeba przepisać jej leki.
- No to niech ten konsultant szybko tu przyjdzie, byleby to nie był ten cały
doktor Scott. Ten facet mi się nie podoba i nie mam zamiaru z nim gadać. A ona
ma prawo stąd wyjść. To szpital, nie więzienie. Wiem coś o tym, bo byłem i tu, i
tu.
- 108 -
S
R
Uznała, że będzie najlepiej, jeśli wezwie sir Arthura.
- Proszę posiedzieć w poczekalni - poleciła mu chłodno. - Pójdę
porozmawiać z panną Pinckney.
- Nie uda się siostrze jej zbajerować! - wykrzyknął za nią szyderczo. -
Ona pójdzie za mną na koniec świata! - Szybkim krokiem dogonił Lizę i wcisnął
jej walizeczkÄ™ z ubraniem dla Marie.
Była zła, że odgadł jej intencje. Na domiar złego Marie czuła się
rozdrażniona i nie chciała słuchać żadnych rad.
- To moje ubranie? No to proszę stąd wyjść. Nie będę się przebierać przy
kimÅ›.
Liza z bólem popatrzyła na wychudzone ciało.
- Jesteś bardzo chora, Marie. Twój stan się poprawił, ale
niewystarczająco. Jeśli zaczniesz znów brać, to pewnie umrzesz. Czy naprawdę
tego nie rozumiesz?
- A co ty, kobieto, wiesz o braniu?
- Więcej, niż ci się wydaje. W tym roku byłam świadkiem śmierci
czworga pacjentów, którzy zmarli wskutek przedawkowania. - Liczyła na to, że
dziewczyna się przerazi. - Jak myślisz, jak będę się czuła, myjąc twoje zwłoki i
odsyłając je do kostnicy?
Podziałało. Marie zbladła i omal nie straciła równowagi. Lizie zrobiło się
wstyd, że ucieka się do takich wybiegów.
- Brian mówi, że mnie zostawi, jeśli teraz z nim nie pójdę. Wczoraj
wieczorem zakradł się tutaj i właśnie tak mi powiedział. A ja nie mam nikogo
poza nim.
- Ale on ciÄ™ zabija!
- Ostatnio czułam się dużo lepiej.
Drzwi gwałtownie się otworzyły i do pokoju wkroczył Barnes z sir
Arthurem.
- 109 -
S
R
- Macie tu swojego konsultanta. Niech szybko powie, co trzeba, i zaraz siÄ™
stÄ…d zmywamy. Bo jak nie, to wezwÄ™ policjÄ™.
Sir Arthur zerknął na Lizę i bezradnie wzruszył ramionami.
- Panno Pinckney, oczywiście w każdej chwili może pani wyjść, ale
pragnę podkreślić, że ciągle jest pani chora. Konsekwencje przerwania leczenia
mogą być nadzwyczaj poważne.
W obecności Briana Marie poczuła się silniejsza.
- Chcę wyjść - powiedziała bez wahania.
- Wobec tego proszę to podpisać.
Liza pomogła jej się ubrać, a sir Arthur wręczył jej list do lekarza
rodzinnego. Wyjaśnił też, jak ma o siebie dbać i zaproponował, by przyszła na
wizytę do kliniki, w której on przyjmuje. Marie skinęła głową, po czym ona i
Brian wyszli. Liza i sir Arthur odprowadzali ich wzrokiem.
- Jesteś wściekła, Lizo - zauważył cicho sir Arthur. - No i nie bez powodu.
Ciężko pracowałaś nad tą dziewczyną i naprawdę starałaś się jej pomóc.
- Polubiłam ją. Myślałam, że zaczęła coś rozumieć, że nastąpił jakiś
postęp.
- Musisz pamiętać, że jedna czwarta pacjentów tego szpitala znalazła się
tu niejako z własnej winy. Na skutek palenia papierosów, nadużywania
alkoholu, zażywania narkotyków, albo po prostu niewłaściwego stylu życia lub
nieprawidłowego odżywiania. A my, lekarze, niewiele możemy zrobić, żeby
trochę zmądrzeli. Tylko składamy ich do kupy. Aatamy, zszywamy, lutujemy.
- Co siÄ™ stanie z Marie?
- Przecież sama dobrze wiesz. Albo umrze, albo tu wróci. Oby tylko nie
za pózno...
Liza poszła do pokoju Marie, by przygotować go dla następnego pacjenta.
Właściwie powinna była się tym zająć pielęgniarka pomocnicza, lecz Liza czuła,
że aby odreagować, potrzebuje fizycznego wysiłku.
- 110 -
S
R
Rozmyślała nad przyszłością Marie i widziała ją w czarnych barwach.
Marie zdawała sobie sprawę, że naraża życie, ale robiła to głównie dlatego, że
rozpaczliwie potrzebowała Briana. W pewnym sensie on równie rozpaczliwie
potrzebował jej. Nie był do cna zdeprawowany, tliły się w nim jakieś uczucia.
Był przywiązany do Marie i może nawet chciał dla niej dobrze, tylko że to, co
ich łączyło, skazywało oboje na śmierć...
Nawet Marie ma swojego mężczyznę, pomyślała z goryczą, a ja nie... Co
też ja za bzdury opowiadam, zganiła siebie w duchu. Jak w ogóle mogę
porównywać swoją sytuację z jej?
ROZDZIAA ÓSMY
Zastanawiała się, o czym Alex chce z nią porozmawiać. Przez ostatnie
tygodnie stosował się do jej prośby i pozostawiał ją w spokoju. Wiedziała, że
przychodzi mu to z trudem. Pewnego razu przyłapała go na tym, że się jej
przygląda - z wyrazem smutku, niespełnienia, straty. Chciała podbiec do niego i
powiedzieć, że ona też cierpi, ale opanowała ten impuls.
W stołówce odegrała komedię, zmuszając się do nonszalancji, od której
była daleka. Przebywanie z nim sprawiało jej tyle przyjemności! Ale po
rozstaniu przyjemność zamieniała się w ból... Może powinnam w ogóle przestać
go widywać? - pomyślała. Może lepiej by było, gdybym zmieniła pracę? Czy też
może powinnam zapomnieć o swoich dziwacznych zasadach i zgodzić się na
wolny związek? On jest samotny i ja też - moglibyśmy nawzajem wypełnić
sobie pustkę. Moglibyśmy się kochać...
Pragnęła go tak bardzo, że aż ją to przerażało. Owszem, lubiła chłopaków,
z którymi kiedyś się spotykała, ale żaden z nich nie wywoływał w niej tak
dojmującej, wręcz fizycznej tęsknoty. Alex podniecał ją i fascynował, i co noc,
gdy kładła się spać, żałowała, że nie leży przy niej.
- 111 -
S
R
Co nie zmienia faktu, że musi obstawać przy swoim, nawet gdyby miało
ją to bardzo drogo kosztować.
Kiedy Alex po nią przyjechał, była już w spodniach i wysokich butach, w
których zawsze chodziła na spacery. Na szyi miała łańcuszek, który od niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Sanders_Glenda_ _Tajemnica
    Imperium rodzinne 07 McMahon Barbara Niania i szejk
    Joanna Wylde Price of Freedom
    Bailey Rachel Gra zmysśÂ‚ów
    Con Air A fegyencjarat Richard Woodley
    Jack McKinney RoboTech 15 Death Dance
    Baxter, Stephen Xeelee 03 Flux
    Burroughs Edgar Rice 2.Powrót Tarzana
    Fryderyk Nietzsche O pośźytkach i szkodliwośÂ›ci histori
    Hitchcock Alfred Tajemnica zabójczego sobowtóra
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pspkrajenka.keep.pl