[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z Tenderloin. Dżinsy noszą wszyscy, ten strój nie określa przy
należności społecznej, ale doskonale pamiętał czasy, gdy poza
nimi niczego więcej nie miał. Były tak samo spłowiałe i zno
szone. Na dzisiejszą okazję pasują jak ulał. Nie przepadał za
nimi i nie uważał za stylowe, choć większość młodych ludzi
takie właśnie nosi. Za bardzo kojarzyły mu się z latami, kiedy
nie mógł sobie pozwolić na nic innego.
Jeśli jednak okoliczności tego wymagają, spokojnie się do nich
dopasuje. Skoro obowiązuje strój relaksowy, niech tak będzie.
57
Zerknął na złoty zegarek. Postanowił przyjechać do Rennie
kilka minut przed czasem. Czekając, aż będzie gotowa, może
wyciągnie z niej jakieś szczegóły na temat piątkowej randki.
Wczoraj przez cały dzień nie dawało mu to spokoju. Podczas
zajęć z chłopcami z trudem się koncentrował, bez przerwy my
ślał o Rennie. W wyobrazni stworzył sobie obraz tego Josepha
Thurmonda Sangera Czwartego. Wysoki, szczupły, wysporto
wany. Jedyny spadkobierca potężnej fortuny. Wykształcony
w najlepszych szkołach. Bez skinienia palcem potrafi oczaro
wać rój pięknych dziewczyn. Spochmurniał. Z ponurą miną ru
szył do wyjścia.
Dwadzieścia minut pózniej stał przed jej mieszkaniem. Dla
czego każe mu tak długo czekać? No tak, właściwie nie powi
nien się dziwić, przecież już wcześniej zauważył, że Rennie nie
grzeszy punktualnością.
Drzwi otworzyły się szeroko.
- Cześć, Marc, jesteś wcześniej - powiedziała, opierając się
lekko o framugÄ™ i obrzucajÄ…c go szybkim spojrzeniem.
Jej widok w mgnieniu oka obudził w nim niepokojącą czuj
ność.
- Nie było ruchu - wyjaśnił, pospiesznie wchodząc do środ
ka. Co ta dziewczyna w sobie ma, że tak go ekscytuje?
- Proszę - powiedziała z lekkim przekąsem, z hukiem za
trzaskujÄ…c drzwi.
Odwrócił się i popatrzył na nią. Jasne loki opadały na ramio
na, obcisła bluzeczka podkreślała zgrabną figurę. Zwilżył usta
językiem, gdy przesunął wzrok niżej. Dżinsy, które miała na
sobie, były tak opięte, że ledwie się powstrzymał, by ich nie
dotknąć. Spojrzał na jej twarz. W roześmianych oczach tańczyły
radosne ogniki, jak wtedy, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Uśmie
chała się szeroko, ujmująco.
- Tylko jedną minutkę!-zawołała.
58
Czy tylko mu się wydaje, że jej głos zabrzmiał inaczej,
bardziej miękko? Nie dałby za to głowy. Ale chyba się zawahała.
Gdyby była na niego zła, z pewnością by coś powiedziała. Pod
tym względem dobrze mieć do czynienia z kimś, kto nie owija
niczego w bawełnę. Przynajmniej wiadomo, na czym się stoi.
- Chyba włożysz buty? - zapytał, odprowadzając wzrokiem
jej znikającą w holu sylwetkę. Była boso.
- Oczywiście. Już jestem prawie gotowa. Usiądz sobie.
Zniknęła w głębi mieszkania. Marc wszedł do saloniku, nie
spiesznie zaczął oglądać porozwieszane na ścianach obrazy.
Ależ z niej romantyczna dusza! Któregoś dnia boleśnie się roz
czaruje, gdy życie otworzy jej oczy, pomyślał. Z dwojga złe
go już lepsze małżeństwo kontraktowe, bez tych serduszek
i kwiatków.
- Jestem gotowa - oznajmiła z szerokim uśmiechem, stając
na progu salonu.
Przerzucony skośnie pasek torebki przecinał jej piersi. Na
nogach miała tenisówki. Widząc, że na nie patrzy, wybuchnęła
śmiechem.
- To tylko na razie, zdejmę je, jak już będziemy na miejscu.
Zaczekał, aż zamknie drzwi i dopiero wtedy poprowadził ją
na parking. Zatrzymał się przy błyszczącym czarnym harleyu-
-davidsonie.
Rennie ze zdumieniem popatrzyła na motor, przeniosła
wzrok na Marka. Uśmiechnął się, widząc jej minę. Lubił ją
zaskakiwać.
- Nigdy nie lekceważ przeciwnika.
- No wiesz, nie przyszło mi do głowy, że możesz mieć
motor. Przyznam, że prędzej bym się spodziewała limuzyny.
- Zbyt piękny dziś dzień, szkoda go na samochód - rzucił
tonem wyjaśnienia.
Odpiął kaski, podał jej jeden.
59
- Załóż, nie rozwieje ci włosów.
Wzięła od niego kask. Oczy miała duże jak spodki.
- Tak mnie zaskoczyłeś! Nigdy bym nie przypuściła. Jeśli
nie limuzyna, to porsche czy lotus albo jakieÅ› auto w tym stylu,
szpanerskie i niesamowicie drogie. Ale coÅ› takiego, no nie!
Umiesz nim jezdzić?
- Jak na motor to też niezły szpan. Jasne, że umiem. Czy
nikt cię nie przestrzegł, by oceniając ludzi, nie posługiwać się
stereotypami?
Rennie wzruszyła ramionami, założyła kask.
- Jezdziłaś kiedyś motorem? - zapytał Marc, zaciągając pa
sek pod brodÄ….
Potrząsnęła głową, nie odrywając od maszyny zachwycone
go wzroku.
- Spodoba ci się - zapewnił ją z przekonaniem.
Ta dziewczyna tak łatwo się zapala, że nim skończy się dzień,
zechce sama kupić sobie taką zabawkę. Usiadł na swoim miej
scu, klepnął dłonią w siodełko.
- Siadaj, Rennie.
Przełożyła nogę, zapadła się w miękką skórę.
- Pochyl się do przodu i trzymaj się mnie - pouczył ją,
przekręcając kluczyk.
Rozległ się ryk potężnego silnika. Dziewczyna kurczowo
złapała Marka w talii, przywarła do jego pleców. Ręce jej lekko
drżały.
- Chyba siÄ™ nie boisz, co?
Poczuł, że potrząsnęła głową.
- Od najmłodszych lat jeżdżę motorem. Przez długi czas na
nic innego nie było mnie stać. Nic nam nie grozi - zaręczył.
Do diabła, gdyby wcześniej wiedział, co go czeka, bez zasta
nowienia zamówiłby limuzynę i usiadł jak najdalej od Rennie. Jej
zapach, który niepostrzeżenie go owionął, niemal odurzał. Zapach
60
kobiety przemieszany z woniÄ… truskawek. Gdy ruszÄ…, rozwieje
go pęd powietrza, ale póki nie włączą się do ruchu, nie ma przed
nim ucieczki.
Obejmowała go mocno, niemal z całej siły. Czuł bijące
od niej ciepło, dotyk jej ciała. Ciekawe, co by zrobiła, gdyby
odwrócił się teraz i przygarnął ją do siebie. Natychmiast ode
pchnął te rojenia. Cholera, jeśli się nie opamięta, może jeszcze
żałować. W końcu dziewczyna jest cioteczną siostrą Keitha.
Tryskająca energią i radością życia osóbka, której sklep jest
poważnie zagrożony. Jej los zależy teraz od niego. I stawka
została ustalona - ma mu znalezć żonę. Igraszki na sianie abso
lutnie nie wchodzą w grę, chociaż taka perspektywa była bardzo
kusząca. Gdyby nie Keith, który z pewnością by mu tego nie
darował, może by nad tym pomyślał. Umilić sobie czas, póki
nie znajdzie narzeczonej... Co za bzdury chodzą mu po głowie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]