[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak. Potrafili leczyć chorych, przepowiadać przyszłość, a nawet przywracać ludziom
życie, jeśli ich śmierć nie była naturalna.
- Co to znaczy nienaturalna śmierć?
- Zły duch próbuje uprowadzić duszę i uczynić ją niewolnikiem w zaświatach Kiedy
ktoś chorował, szaman zapadał w głęboki sen i wędrował po wioskach duchów, aby odszukać
duszę chorego. Jeśli dowiadywał się, że dusza ma tam zostać, mówił krewnym, że nadeszła
pora, aby pacjent umarł. Ale jeśli odkrył, że dusza została uprowadzona, czynił wszystko co
w jego mocy, żeby przywołać ją z powrotem.
- Więc jeśli biedak wyzdrowiał, to była to zasługa szamana - powiedział Mike. - A
jeśli wyzionął ducha, nie było w tym niczyjej winy. Tylko pozazdrościć takiej polisy
ubezpieczeniowej.
- Aowcy Dusz byli najpotężniejszymi kasko; pojawiali się raz na kilka pokoleń i
służyli wielu plemionom, nie tylko swojemu. Ostatni Aowca Dusz miał na imię Iwaka, co
znaczy wodospad . %7łył w czasach, gdy wśród Indian zapanowała epidemia grypy. Padali jak
muchy, a on nie mógł nic zrobić.
Mike czytał o straszliwej epidemii 1829 roku. Indianie z nadmorskich plemion nie byli
uodpornieni na wirusa i umierali w ciągu kilku godzin po zarażeniu. Grypa, ospa i gruzlica w
ciągu dziesięciu lat pozbawiła życia dziewięćdziesiąt procent indiańskiej ludności.
- W wioskach nie zostało nawet tylu ludzi, żeby pochować ciała zmarłych, musieli
więc uciekać.
- Niech zgadnę. Wtedy wkroczyli misjonarze, zniszczyli totemy i w ich miejsce
postawili krzyże.
- Kto mógł ich powstrzymać? Rzucali śmiertelne czary.
- A Iwaka?
- Nie umarł od choroby, ale odszedł i zamieszkał samotnie na wyspie.
- Starzec?
Ember skinęła głową.
- Wykluczone. Musiałby mieć... Prawie dwieście lat.
- Nikt nie zna jego wieku. Wielu uważa, że to właśnie on.
W przenikliwie zimnym nocnym powietrzu pot spływał po plecach Mike a. Ember
zdjęła koszulę i została w białej koszulce. Blask księżyca lśnił na jej ramionach i karku. Mike
widział mięśnie grające pod skórą dziewczyny przy każdym pociągnięciu wioseł. Oddychał
ciężko, ale starał się wiosłować równo z nią. Czółno unosiło się lekko i nurkowało zgodnie z
rytmem wioseł.
- Czemu Tom sądzi, że jesteś Aowczynią Dusz?
Ember opowiedziała o spotkaniu w tajemnej kryjówce i o tym, co się zdarzyło.
- To było jak błyszczące ciepło albo elektryczność, jakaś ognista energia, która
zapalała się głęboko w moim brzuchu i ogarniała całe ciało. Najsilniej promieniowała z moich
rąk i oczu... Opanowała mnie.
Odwróciła głowę, żeby zerknąć na Mike a.
- Myślisz, że zwariowałam?
- Myślę, że zastosowałaś jogę na najwyższym poziomie.
- Słyszałeś o czymś podobnym?
- Czytałem. Tybetańscy jogini, gdzieś tam na dachu świata, opanowali techniki
kontrolowania oddechu zwane tumo, które pozwalają ogrzać ciało w niskiej temperaturze.
- Tumo?
- Po tybetańsku to znaczy wewnętrzne ciepło . Prawdę mówiąc, niewiele o tym
wiem. Przeczytałem, że w jednym z klasztorów studenci przechodzili egzamin polegający na
tym, żeby za pomocą siły umysłu roztopić śnieg, który ich otaczał.
Powierzchnia wody poruszyła się i zmarszczyła. Drobne fale zaświeciły bladym
światłem.
- Najsławniejszy adept... O! - Duża ryba przeskoczyła nad łódką i wylądowała po
drugiej stronie. - Pewien mistrz jogi imieniem Milarepa, co znaczy biała bawełna , ubierał
się tylko w suknię z cienkiej białej bawełny, nawet w czasie najostrzejszych himalajskich zim.
- Musisz mi pokazać tę książkę. Naprawdę lepiej się czuję wiedząc, że ktoś jeszcze
doświadczył czegoś podobnego.
- Ale ty to zrobiłaś sama z siebie, w sposób naturalny. Nie mogę tego pojąć. Ci mnisi
ćwiczą ciało i umysł od maleńkości i dopiero po wielu latach udaje im się opanować tę
sztukę. A ty zobaczyłaś, że Tom umiera, i w jakiś sposób przekazałaś mu energię tysięcy
woltów. To niesamowite.
- Nie wiem, jak to zrobiłam.
- Mogłabyś zrobić coś takiego powtórnie?
Ember obejrzała się.
- Nie chcę.
Skinął głową.
- Rozumiem.
Zmagali się z prądem przypływu. Mike ledwie dostrzegał w ciemności czarny kontur
Wyspy Starca.
- Czy Tybetańczycy mają złotą skórę tak jak ja?
- Nie. Są trochę podobni do Chińczyków Han. Ich skóra jest koloru ciemnego siana.
Pół godziny pózniej Mike owi zdawało się, że dostrzegł błysk płomienia w dolnej
części poszarpanej sylwetki wyspy. Podniecała go perspektywa spotkania prawdziwego
indiańskiego szamana. To było jak krok w przeszłość Ameryki.
- Ember, opowiedz mi o swoich snach.
Powtórzyła mu sen o niebieskiej lodowej jaskini i wizję, w której czuła zapachy ludzi i
zwierząt.
- Kiedyś wybiorę się w wielką podróż w poszukiwaniu ludzi podobnych do mnie. Na
Syberię albo do Mongolii.
- A twoi biologiczni rodzice? Musiałaś już sprawdzić, kim byli.
- Nie ma śladu. Uczony, który przeprowadził implantację embriona, twierdzi, że
dawcy byli anonimowi.
- A ty ani myślisz w to uwierzyć.
- Nie wiem. Czasem wydaje mi się, że jestem krzyżówką człowieka i orangutana.
- Czemu mówisz takie rzeczy? Dla mnie jesteś piękna. Przestała wiosłować.
- Co powiedziałeś?
- Słyszałaś.
Odwróciła się. Nawet w półmroku jej oczy błyszczały jak szmaragdy. Mike
uśmiechnął się nieśmiało.
- Jesteś naprawdę piękna.
Zmarszczyła gęste brwi. Pochyliła się i poruszyła wolno wiosłami.
- Kaigani chyba się w tobie zakochała - powiedziała po chwili.
Mike nie odpowiedział.
Z lewej strony, z odległości kilkunastu metrów z wody dał się słyszeć syczący dzwięk.
Odgłos przybierał na sile i po chwili brzmiał jak krople wody wpadające do olbrzymiego
rozgrzanego rondla. Olbrzymi bąbel wibrującego światła mienił się tysiącami drobnych ryb.
- Wieloryby wychodzą! - Krzyknęła Ember.
Sześć czy osiem wielorybów wynurzyło się jednocześnie kręgiem na powierzchnię.
Paszcze miały otwarte; wydmuchiwały fontanny wody, syczały i piszczały. Srebrny śledz
wyskoczył i zakręcił się w powietrzu, odbijając światło księżyca jak moneta rzucona w górę.
Po dwóch minutach wieloryby zanurzyły się znowu. Nad wodą unosiła się połyskująca
niebieskawo mgiełka.
- Humbaki - stwierdziła Ember.
Mike siedział bez ruchu, z szeroko otwartymi oczami. Milczał. Wtem niczym czarny
gejzer nad powierzchnię wyskoczył olbrzymi kształt. Zawisł na moment, a potem spadł
rozpryskując wodę i wzbijając fontannę błękitnego światła. Druga czarna góra wynurzyła się i
wpadła do wody tak blisko, że czółno zakołysało się gwałtownie.
- O rany! - Zawołał Mike. - Czy one nie mogą zostać na swoim miejscu?
Kilka metrów przed dziobem ukazał się świetlisty bąbel.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]