[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z Jego Eminencją komendantem. Dano znać Wielkiej Gwardii. Oficer paragwajski pospieszył do stóp
komendanta udzielić mu tej wiadomości. Przede wszystkim, rozbrojono Kandyda i Kakambę; zabrano
im również andaluzyjskie wierzchowce. Nastepnie, wprowadzono cudzoziemców między dwa szeregi
żołnierzy; na końcu znajdował się komendant, w trójgraniastym kapeluszu, z podkasaną sutanną, ze
szpadą u boku, ze szpontonem w dłoni. Dał znak; natychmiast dwudziestu czterech żołnierzy otoczyło
nowoprzybyłych. Sierżant rzekł przybyszom, iż trzeba zaczekać: komendant nie może z nimi mówić,
albowiem wielebny ojciec prowincjał nie pozwala, aby jakikolwiek Hiszpan otworzył usta inaczej niz w
jego obecności i aby przybywał w kraju więcej niż trzy godziny. "Ależ, rzekł Kakambo, pan kapitan,
który umiera z głodu podobnie jak ja , nie jest Hiszpanem, jest Niemcem; czy nie moglibyśmy tedy
pośniadać, czekając na Jego Wielebność? "
Sierżant udał sie natychmiast do komendanta i zdał mu sprawę z tego oświadczenia. "Bogu chwała!
rzekł tamten; skoro to Niemiec, mogę się z nim rozmówić; niech go zawiodą do namiotu". Natychmiast
zaprowadzono Kandyda do altany pokrytej zielenią, zdobnej piękną kolumnadą z zielonego i złotego
marmuru, oraz klatkami w których mieściły się papugi, kolibry, rajskie ptaszyny, pantarki i inne co
najrzadsze ptaki. Doskonałe śniadanie stało przygotowane w złotych wazach, podczas gdy
Paragwajczycy jedli kukurydzę na drewnianych miskach, w szczerym polu, w skwarze słonecznym,
wielebny ojciec komendant wstąpił do altany.
Był to piękny młodzieniec, o pełnej twarzy, rumiany i biały, płeć smagła, oko żywe, ucho różowe, wargi
pąsowe, mina dumna, ale jakimś odrębnym rodzajem dumy, ani hiszpańskiej ani jezuickiej. Zwrócono
Kandydowi i Kakambie broń, którą im wprzód odjęto, jak również andaluzyjskie rumaki; Kakambo
nasypał im owsa w pobliżu altany, wciąż mając na nie oko, z obawy jakiej pułapki. Kandyd ucałował
najpierw kraj szaty komendanta, następnie siedli do stołu. "Jesteś zatem Niemcem" rzekł jezuita w tym
języku. - Tak, wielbny ojcze, odparł Kandyd. Wymawiając te słowa, patrzyli na siebie zdumieni, ze
wzruszeniem którego nie mogli opanować. "Z jakich stron? spytał jezuita. - Z plugawej Westfalii, rzekł
Kandyd; urodziłem się na zamku Thunder - ten - tronckh. - O nieba! czy podobna! wykrzyknął
komendant. - Cóż za cud! zawołał Kandyd. - Byłżebyś to ty? rzekł komendant. - To niemożebna", rzekł
Kandyd. Padają sobie w ramiona, ściskają się, leją strumienie łez. - Jak to! to ty, wielebny ojcze? ty,
brat pięknej Kunegundy, ty, zamordowany przez Bułgarów! ty, syn pana barona! ty, jezuitą w
Paragwaju! Trzeba przyznać, że ten świat osobliwą toczy się koleją. O, Panglossie, Panglossie, jakiż
byłbyś rad, gdyby nie to, iż powieszono cię tak przedwcześnie! "
Komendant kazał się usunąć czarnym, oraz Paragwajczykom, którzy podawali napitek w kryształowych
pucharach. Złożył tysiączne dzięki Bogu i św. Ignacemu; ściskał Kandyda raz po razu, oblicza ich
skąpały się we łzach. "Byłbyś jeszcze bardziej zdumiony, bardziej rozczulony, gdybym ci rzekł, że
panna Kunegunda, siostra twoja którą mniemałeś zamordowaną, cieszy się najlepszym zdrowiem. -
Gdzie? - W sąsiedztwie twoim, u gubernatora Buenos - Aires; wylądowałem tam właśnie, aby
prowadzić wojnę przeciw wam". Każde słowo, które dorzucali w tej długiej rozmowie, piętrzyło dziw na
dziwie. Cała ich dusza pomykała na język, czaiła się z wytężoną uwagą w uszach, błyszczała
zaciekawieniem w oczach. Jako że to byli Niemcy, zabawiali się przy stole czas dłuższy, czekając na
wielebnego ojca prowincjała; za czym, komendant tak prawił, wpatrując się z czułością w drogiego
Kandyda.
XV. Jako Kandyd zabił brata Kunegundy
Na całe życie zostanie mi w pamięci obraz straszliwego dnia, gdy, w moich oczach, zamordowano
rodziców i zgwałcono siostrę. Kiedy Bułgarzy odeszli, nie zdołano odnalezć tej uroczej istoty; rzucono
na jeden wóz matkę, ojca i mnie, dwie służące i trzech zarżniętych chłopaczków, aby nas pogrzebac w
kaplicy oo. jezuitow, o dwie mile od zamku przodków. Jakiś jezuita pokropił nas święconą wodą; była
straszliwie słona; parę kropel dostało mi się do oczu; dobry ojciec spostrzegł że powieka poruszyła się
nieco; położył mi rękę na sercu i uczuł lekkie bicie; zaopiekował się mna, i, po upływie trzech tygodni
rany zgoiły się bez śladu. Wiesz, drogi Kandydzie, że był ze mnie ładny chłopiec; wyrosłem na jeszcze
ładniejszego; jakoż, wielebny ojciec Krust; superior klasztoru, zapłonął do mnie najtkliwszą przyjaznią:
oblekł mnie w sukienkę braciszka, zaś, w jakiś czas potem, wysłano mnie do Rzymu. Ojciec generał
potrzebował zastępu młodych niemieckich jezuitów. Zwierzchnicy Paragwaju unikają, o ile mogą,
przyjmowania nowicjuszów hiszpańskich; chętniej widzą cudzoziemców, nad którymi bardziej czują się
panami. Wielebny ojciec jenerał, uznał mnie zdatnym do pracy w tej winnicy. Puściliśmy się w drogę;
jeden Polak, jeden Tyrolczyk i ja. Wkrótce po przybyciu, uczczono mnie rangą diakona i porucznika:
dziś jestem pułkownikiem i kapłanem. Gotujemy sie dzielnie przyjąć wojska hiszpańckiego króla: ręczę
ci, że czeka je ekskomunika i lanie. Opatrzność zsyła cię tu ku naszej pomocy. Ale czy, w istocie,
prawdą jest, że ukochana siostra Kunegunda znajduje się w pobliżu, u gubernatora? " Kandyd upewnił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Curnyn Lydia Polowanie na męża czyli teoria szczelnej przykrywki
    Anderson, Poul Three Worlds to Conquer
    Dancing Moon Ranch 11 Imperfect Magic Patricia Watters
    Balik Ewa Raport z Lwowa
    Balzac Grand homme de province a Paris
    Dante Alighieri The Divine Comedy
    Harry Turtledove War Between the Provinces 03 Advance and Retreat
    Arthur C. Clarke Miasto I Gwiazdy
    Belinda McBr
    011. Holder Nancy Jedyna
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pspkrajenka.keep.pl