[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Tak długo byliśmy odpowiedzialni za miecz. Nie był to lekki ciężar.
— I nie powinien taki być — zgodził się Taramis. Spojrzał na starca. — Proszę.
Mężczyzna z westchnieniem odwrócił się do ściany.
— Wasze życie jest w waszych rękach — ostrzegł. Jego palce nakreśliły w powietrzu mistyczne
symbole. Gdy tylko któryś z nich został zakończony, zaczynał świecić i tonął w ścianie.
Darrick spojrzał na Taramisa, chcąc zapytać, dlaczego to on został tu sprowadzony, zamiast
jakiegoś innego wojownika. Kiedy jednak otworzył usta, ściana piwniczki zamigotała i stała się
przejrzysta.
400
Ellig Barrows uniósł latarnię, a światło przeniknęło przez przezroczystą ścianę i oświetliło po-
mieszczenie po jej drugiej strome. Wewnątrz pulsowała niesamowita energia.
Za ścianą, ukryty w cieniach tajemnej komnaty, w niszy wyciętej w pagórku leżał martwy męż-
czyzna. Śnieżnobiała broda sięgała mu do piersi, a na prymitywnej kolczudze nosił skóry zwierząt.
Przyłbica zakrywała częściowo rysy jego twarzy. Ręce splótł na piersiach, a jego wyschnięte dłonie
— na kostkach przebijała żółta kość — ściskały rękojeść długiego miecza.
Dwadzieścia
Darrick patrzył na znajdujący się w tajemnej komnacie miecz, po który przybył, zadając sobie
tyle trudu, Taramis Volken. Odkrył, że broń w niczym nie przypomina tego, co sobie wyobrażał od
czasu, gdy mędrzec powiedział mu o niej. Miecz wyglądał na prosty, niczym nie ozdobiony, wykuty
ze stali przez dobrego rzemieślnika, ale nie artystę. Była to broń żołnierza piechoty, nie zaś coś, co
miało wywoływać strach demonów.
— Jesteś rozczarowany? — spytał Ellig Barrows, spoglądając na Darricka.
Darrick zawahał się, gdyż nie chciał obrazić starca.
— Po prostu spodziewałem się czegoś więcej.
402
— Może broni ozdobionej klejnotami? — spytał starzec. — Takiej, którą każdy napotkany ban-
dyta będzie chciał ukraść? Broni tak wyjątkowej i uderzającej, że każdy od razu ją zauważy i domyśli
się, czym ona jest?
— O tym nie pomyślałem — przyznał Darrick. Ale zastanawiał się jednocześnie, czy ktoś przy-
padkiem nie ukradł prawdziwego miecza dawno temu i w jego miejscu pozostawił ten prymitywny
kawałek stali. Od razu poczuł się winien, bo to oznaczałoby, że starzec całe życie spędził wypełnia-
jąc bezsensowny obowiązek.
Ellig Barrows przeszedł przez przezroczystą ścianę.
— Kowal, który go wykuł, pomyślał o takich rzeczach. Może Gniew Burzy nie jest zbyt eleganc-
ką bronią, ale za to skuteczną. Oczywiście przekonasz się o tym, jeśli uda ci się go zabrać.
Taramis przeszedł ścianę za starcem.
Po chwili Darrick również przeszedł magiczną ścianę. Poczuł zimno, jakby znajdował siew gę-
stych zaroślach i musiał się przez nie przebijać.
— Miecz jest chroniony przed złodziejami — stwierdził Ellig Barrows. — Nikt nie może go
dotknąć ani zabrać, jeśli Kabraxis nie chodzi po świecie.
— A gdyby spróbował?
— Miecz nie da się zabrać — powiedział starzec.
403
— A ci dwaj królowie, którzy zginęli?
— Jeden zabił członków mojej rodziny — odpowiedział Ellig Barrows. — On i jego wojownicy
zginęli następnego dnia. Światłość nie jest zła jak demony, ale mści się na tych, którzy przeciw niej
wykraczają. Drugi próbował zabrać ciało Hauklina z miejsca spoczynku. Wtedy ten wstał i zabił ich
wszystkich.
Darrick czuł strach. Choć jaskinie pod Portem Tauruka były większe, a wielkie drzwi wydawały
się bardziej groźne, martwy mężczyzna z mieczem w rękach wydawał się równie morderczy. Darrick
z chęcią wyszedłby z krypty i nigdy już więcej nie zobaczył nic magicznej natury.
Spojrzał na Taramisa.
— Czemu mnie tu ściągnąłeś?
— Bo jesteś z tym związany — odrzekł mędrzec. — Od chwili, kiedy ujrzałeś przybycie Kabra-
xisa do tego świata. — Spojrzał na trupa. — Sądzę, że to ty będziesz w stanie wziąć miecz Hauklina
i użyć go przeciwko demonowi.
— A czemu nie ty? — spytał ostro Darrick. Przez chwilę zastanawiał się, czy mędrzec go nie
wykorzystuje i nie chce zaryzykować jego życia próbując zdobyć miecz.
404
[ Pobierz całość w formacie PDF ]