[ Pobierz całość w formacie PDF ]

polskiej pełne, w prawą berło widomy znak władzy.
Złożono ofiarę, w złocistych baryłkach wino i chleb biały, na ołtarzu. Następowała komu-
nia święta, do której przystępując, król miecz odpasał. Wiedziono na tron, ciągle modlitwy
odmawiając i śpiewając.
109
...zamordowany męczennik, podniesiony na ołtarz, przebaczał rodowi zabójcy...  biskup Szczepanowski
zaliczony został w poczet świętych w 1254 r. Kraszewski robi aluzję do proroctwa zanotowanego przez Długo-
sza, że ziemia Polski będzie rozszarpana na tyle części, na ile porąbany został biskup Stanisław Szczepanowski,
a feudalny zwyczaj dzielenia kraju między synów poczytywany był przez Długosza jako kara za zabójstwo,
mimo że w tym samym okresie na dzielnice rozpadły się kraje naszych zachodnich i wschodnich sąsiadów.
110
Wojny krzyżowe  tak nazywano wyprawy wojenne podejmowane przez władców zachodnich od XI-XIII
wieku w celu zdobycia Jerozolimy. Wojny te odegrały ogromną i wieloraką rolę w dalszym życiu Europy. M.in.
utorowały nowe drogi dla handlu.
111
Humerał (śr. łac.)  biała chustka, którą kapłan okrywa szyję i ramiona podczas odprawiania mszy.
112
Manipularz (śr. łac.)  rodzaj krótkiej stuły wkładanej przez kapłana w czasie odprawiania mszy.
133
Po obrzędzie tym, w ten sam sposób ukoronowano królowę, a gdy obok małżonka zasiadła
na tronie, zabrzmiał hymn wszystkimi głosy nucony, potężny, wielki, dziękczynny. Ostatnia
nuta jego rozlegała się jeszcze, gdy arcybiskup zawołał:
 Król niech żywie! Niech żywie królowa!
Za nim, co żyło, wołało wtorując, potrząsano rozwiniętymi chorągwiami, bito we dzwony i
na trąbach grano. Arcybiskup z biskupami, ująwszy króla i królową, wiedli ich na zamek,
przerzynając gęsto stojące tłumy, chcące choć spojrzeć na ukoronowanego pana swego.
Wśród tej ciżby szczęśliwej, wrzawliwej, na pozór rozradowanej, różne się jednak odzy-
wały głosy. Jedni widzieli blaski same i spodziewali się szczęścia i potęgi, drudzy już troska-
li, widząc w tym jakby wyzwanie Boga, próbę niebezpieczną. Po kątach i zaułkach szemrali i
odgrażali się niechętni.
Długo nie wierzono, ażeby arcybiskup ważył się na krok tak wielkiego znaczenia, rzucenie
rękawicy wszystkim, co siedzieli na ziemiach polskich, wyzwanie ich do poddania się i po-
słuszeństwa. Niewiara ich zmieniała się w gniew i odgróżki, gdy wątpić już nie było można,
że król ogłoszonym zostanie. Nie było jednego książęcia, który by się tym obrażonym i za-
grożonym nie uczuł. W gromadach na ten dzień przybyłych kryli się szpiegowie tych, co się
ulękli korony. Wciskali się oni wszędzie, patrzyli, podsłuchiwali i bledli.
Obrzęd powagą Kościoła uświęcony siły nabierał. Przy tronie stawała jedyna władza w
świecie, której opierano się, ale ją szanować i ulegać jej musiano. Otaczało go duchowień-
stwo, ono niosło koronę, dawało jabłko, miecz przypasywało. Od ołtarza mówiąc arcybiskup
nauczał króla, iż miał królestwo pomnażać, jednoczyć, oderwane od niego ziemie odzyskać.
Wyrazy te rozchodziły się daleko, brzmiały głośno, odbiły się we wszystkich książęcych sto-
licach, poruszyły siedzących na nich. Mieli być hołdownikami i sługami jednego pana!
Lecz wszystkie potajemne, odgróżki ciche dnia tego tonęły w chórze zwycięskim. Każdy z
ziemian Przemysławowych poczuwał się królem po trosze w osobie pana swojego. Duma i
siła w nich wstępowała.
Gdy na zamku ucztować poczęto, a tłumy się zabawiały u stołów rozstawionych, dzieląc
na gromadki ziemiami i powiatami, niektóre rody znaczniejsze skupiły się też i zbierały, aby
razem zasiąść i jedność swą starą przypomnieć. Resztki Zarębów i Nałęczów, których się też
dosyć znalazło, błądziły, nie mogąc miejsca wyszukać dla siebie. Dawniejsi przyjaciele ucho-
dzili od nich, powinowaci się odstrychali, ten i ów się zapierał. Obawiano się kumać z nimi.
Nie śmieli też przybyć główni sprawcy zdrady, z ramienia ich tylko kilku wcisnęło się dla
rozglądu i podsłuchu.
Stary Zebro Nałęcz i Zaręba, zwany Niechluj, którzy nie byli poszlakowani nigdy o
wspólnictwo z Michną i Pawłkiem, ale w sercu za rody swe żal wielki mieli, najboleśniej do-
świadczyli tego, jak z rodem trzymając, cierpieć zań przychodziło. Zebro tu i ówdzie próbo-
wał przysiadać się do gromady, witany zimnym milczeniem. Niechluja widzieć ni poznawać
nie chciano. Obu im, ludziom możnym, niegdyś znaczącym, serca się ściskały. Błądząc tak
pośród stołów, przy których dla nich miejsca nie było, Zebro się zetknął z Niechlujem. Dość
im było w oczy sobie spojrzeć, aby się porozumieć. Stanęli milczący, długo bojąc się prze-
mówić do siebie i oglądając dokoła. Unikaliby i oni może od siebie, gdyby gdzie indziej któ-
rego z nich przyjęto.
 A co?  mruknął Zebro.  Dla nas tu już ani ławy, ni chleba nie ma?
 Próżnośmy się tu wlekli  odparł Niechluj w boki się biorąc.  Chciałem okazać, żem
panu wierny, ale wierności mej nie radzi tu.
 Ani mojemu pokłonowi  rzekł Zebro.  Gdym się nowemu królowi chciał do kolan zni-
żyć, odwrócił oczy, dobrze, że nie kopnął nogą.
134
Zeszli nieco na bok.
 U mojego woza  począł Zebro  znajdzie się chleb, mięso i beczułka. Co się mamy do-
bijać, gdzie odpychają.
 Mnie się zda, aby wozy zaprzęgać i do domu  odpowiedział Niechluj.  Lepszego się
nie doczekamy, a i gorsze może być.
Stali jednak i przypatrywali się. Z wielkiej ludzi gromady tak wyłączonym być, nikomu
niemiło, starym nienawykłym do tego, tym boleśniej. Obu serce krwią nabiegło.
 Nie winniśmy nic! Do dzisiaj wiernym mu byłem sługą  mówił Zebro  ale z winowaj-
cami jedno zawołanie mamy.
 Ja też  rzekł Niechluj  dziś mu się kłaniałem jeszcze, jutro, gdy żółć poruszy, nie ręczę.
 Mam być karan  począł Zebro  niech wiem, za co. Zemście dogodzę, bratanka mojego
ścięto.
 I mego stryjecznego  mruknął Niechluj.
 Chodzmyż stąd!  dokończył Zebro.
Ruszyli ledwie z miejsca, gdy przechadzający się z łańcuchem i krzyżem na szyi ksiądz
Teodoryk, jakby ich szukał, zbliżył się i pozdrowił. Przyjęli go chłodno.
 Czemu nie siadacie z drugimi?  spytał.
Odpowiedzi na to nie było, spojrzeli nań i oczy pospuszczali.
 Jeśli sumienie czyste, co ród znaczy?  dodał ksiądz.  Dziś dzień wesoły dla wszyst-
kich, chodzcie ze mną, miejsce znajdziemy.
Dosyć opornie, nie śmiejąc mu się sprzeciwiać, Zebro i Niechluj szli za nim. powoli. Lecz
gdziekolwiek miejsca dla nich napatrzył, gdy się obejrzano, ściskali się biesiadnicy i  ławy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Augustyn_Józef_SJ_ _Adamie_gdzie_jesteś_ _Pierwszy_tydzień
    Morton JĂłzef Wielkie kochanie
    JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI HUMORESKI Z TEKI WORSZYŁY
    Kraszewski Józef Ignacy Dante. Studja nad Komedją Bozką
    Kraszewski JĂłzef Ignacy Cale Ĺźycie biedna
    Kraszewski JĂłzef Ignacy Boleszczyce
    Miller Linda Leal Harlequin Orch
    33.Hughes_Charlotte_Sprobujmy_po_raz_drugi
    094 Ewa wzywa 07... Rozłączył was na zawsze Martyn Janina
    Jeanine Berry Scent Of Magic
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl