[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nikoguteńko. Pochodzi z Krakowa. Zobaczymy, co zrobi?
- Berda - odparł pułkownik - rozumiem pana ciekawość, ale w tej chwili już wszystko
skończone. A nowa historia na razie nie ma powodu nas interesować. Niech ten Jan wraca do
Krakowa sam czy z kim tam chce. Niech sobie ucieka. To jego prawo.
- Ale Dorota, Dorota nie może uciec!
- Ach, poruczniku. Nie wiedziałem, że jest pan aż tak sentymentalny. Jakkolwiek
mówi się w komendzie, że zgubi pana słabość do kobiet. Niech pan uważa!
Pułkownik uśmiechnął się, na twarzy Berdy malował się jednak sztuczny wymuszony
uśmieszek.
- I niech pan wreszcie zrozumie, że w gruncie rzeczy uratował pan tę kobietę i
profesora. Gdyby nie przybył pan w porę i nie wytrącił w ostatniej chwili pistoletu z jej ręki -
byłby trup. I byłaby morderczyni.
- Będą ją i tak sądzić za chęć zabicia byłego męża.
- Ona działała w afekcie. Była sprowokowana. To okoliczność łagodząca.
- Wątpię jednak, czy jest mi wdzięczna - powiedział Berda, stuknął obcasami i już
chciał wyjść.
Pułkownik:
- Chwileczkę. Mama dla pana jeszcze jedną sprawę. Bardzo skomplikowaną. Tu są
akta. Chodzi o zabójstwo dyrektora małej zagranicznej centrali handlowej. Dziwna sprawa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]