[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uzyskałem zgodę.
Zwięta spędziłem w sanatorium. Odwiedza mnie tylko żona. Przyjeżdża w
każdą niedzielę bez względu na pogodę. Deszcz, śnieg czy plucha nie są dla niej
przeszkodą. Prócz tego raz w miesiącu odwiedza syna. Ma z nami kupę zajęcia,
kłopotu i zmartwienia.
Są i inne żony: Na oddziale jest pewien pacjent, który już leży dziesięć
miesięcy. Jest po dwóch operacjach. Wkrótce ma być wypisany i już często otrzymuje
przepustki do domu. Tylko że jego rodzina się rozpadła. %7łona odwiedziła go na dwa
dni przed pierwszą operacją, by odebrać przysłane do sanatorium pobory i zegarek.
Więcej nie przyjechała i nie odpowiadała na listy.
Pewnego dnia otrzymał wiadomość, że żona ma przyjechać do niego na
niedzielę. Widziałem, jak to przeżywał. Zdenerwowany chodził po korytarzach, co
pół godziny wychodził do bramy, wyglądał przez okno i bez przerwy palił papierosy.
Nie przyjechała, a on następnego dnia mówił do mnie:
- Patrz, jakie są baby. Nic jej nigdy nie brakowało. Jedno dziecko, ona nie
pracowała, w domu była gosposia. Na rękach ją nosiłem. Nie pozwoliłem nic robić w
domu, a teraz widzisz, jak mi za to zapłaciła. Teraz jeśli będę chciał się kiedy ożenić,
to biorę kobietę brzydką. Wtedy będę wiedział, że mam żonę dla siebie.
Jestem z nim w dużej zażyłości, więc po każdym pobycie w domu opowiada,
co zastał. Ma swoje klucze od mieszkania, lecz jeszcze nigdy nie zastał żony w domu.
Za to są ślady libacji, a nie ma wielu rzeczy wspólnych i osobistych, które ona
wyprzedaje.
Wkrótce, wyleczony fizycznie, lecz załamany psychicznie, wrócił na stałe do
domu, który już właściwie nie był jego domem.
Kto winien? - zastanawiałem się po jego wyjezdzie. - %7łona, choroba czy
długie rozstanie spowodowane kuracją?
Minął Nowy Rok 1953. Od świąt mam ścisłe łóżko. Nie wolno wychodzić
nawet na korytarz. Z dnia na dzień odwleka się termin zrobienia zapalenia
opłucnej. W budynku głównym popsuła się aparatura do sterylizacji, tzw. autoklawy.
To stało się przyczyną awantury z pielęgniarką oddziałową. Ile razy spotykam się z
lekarzem, powtarzam jak pęknięta płyta: Kiedy wreszcie będzie ten talk i
zapalenie? Wreszcie lekarz polecił pielęgniarce, żeby zaniosła talk do sterylizacji na
inny pawilon.
- Czy zaniosła pani talk na pawilon A? - zapytałem pielęgniarkę następnego
dnia przed południem.
- Zaniosę po południu, to jutro już będzie.
- Czy ma pani już ten talk? - pytam następnego dnia. - Nie miałam wczoraj
czasu, ale dzisiaj zaniosę.
- Talk już jest? - pytam znów nazajutrz.
- A pana co to obchodzi? - krzyknęła. -To już jest moja sprawa, a nie pana. Od
kiedy to chorzy interesują się takimi sprawami?
- Zawsze - jeśli te sprawy ich dotyczą - odpowiedziałem ostro. - Nie mam
zamiaru przez pani niedbalstwo czekać jeszcze dwa tygodnie na wlewkę, a pózniej
okaże się, że w wyznaczonym terminie nie mogę być operowany i wyznaczą nowy
termin za dwa lub trzy miesiące. Nie mam czasu na czekanie i niepotrzebne leżenie.
Wreszcie lekarka z naszego oddziału przyszła do mnie, by wykonać zabieg.
Wbiła igłę do środka i wpuściła płyn znajdujący się w strzykawce. - Teraz niech pan
leży-powiedziała po zabiegu-bo wkrótce zacznie boleć.
Po kolacji mój współlokator zdecydował urwać się do domu.
- Jak będzie się kto o mnie pytał, to niech pan powie, że jestem na spacerze.
- Dobrze, dobrze, urywaj się, ja już będę wiedział, co mam mówić. Póznym
wieczorem już czułem się zle. Ciężki oddech i podwyższona temperatura. Po
zgaszeniu świateł, kiedy już obowiązuje nocna cisza, przyszło kilku kolegów na
pogawędkę, tak jak przychodzili każdego dnia i niejeden raz siedzieli do północy.
Tego dnia wyprosiłem ich szybko. Czułem się zle i obawiałem się, że jeśli lekarz
dyżurny posłyszy rozmowę, wejdzie do pokoju, a wtedy wpadnie mój współlokator.
W czasie normalnej kontroli lekarz nigdy naszego pokoju nie sprawdzał, bo
znajdował się on w bocznym korytarzu i tam kontrola nie docierała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]