[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gwiazdy  piosenka  bransoleta  odtworzył w myśli ciąg skojarzeń,
zbiegając po schodach.
Z niewiadomych przyczyn brak bransolety wpędził go w lekką panikę. Biegł,
by odzyskać ją co prędzej, jakby jej utrata miała oznaczać utratę ostatniej mate-
rialnej więzi z dziewczyną, o której wciąż nie mógł i nie chciał zapomnieć.
Budynek Wydziału  S otwarty był także w nocy. Nadzerowcy czuwali przez
całą dobę, ani na chwilę nie ustając w wysiłkach zmierzających do utrzymania
161
chwiejnego status quo. Od dzisiejszego dnia Sneer także włączony został do tego
nieprzerwanego czuwania. Według szczegółowych instrukcji, które przekazano
mu w sekcji, gdzie go przydzielono, miał zajmować się  obserwacją równowa-
gi . Oznaczało to po prostu wykrywanie i likwidowanie tych wszystkich zjawisk,
które mogłyby owej równowadze zagrozić.
 Nie przejmuj się szczegółami  wyjaśniał Sneerowi dziś po południu kie-
rownik sekcji, energiczny, młody mulat o dobrodusznym spojrzeniu.  Nie wy-
ręczaj policji ani administracji. Poradzą sobie sami, a jeśli nawet nie, to nic nie
szkodzi. Twoje zadanie polega tylko na wychwytywaniu tego, co mogłoby zagro-
zić globalnej równowadze w aglomeracji. Nadużycia i złodziejstwo obywateli,
korupcja urzędników, nieudolność uczonych, głupota funkcjonariuszy niższych
szczebli, wszystko to są błahostki nie zagrażające podstawom istnienia zrówno-
ważonego układu. Powiem więcej, zjawiska te są nawet w wielu przypadkach sta-
bilizatorem, działającym w pożądanym kierunku. Ludzie zajęci drobnymi szwin-
dlami, załatwianiem własnych codziennych spraw i rozwiązywaniem problemów
indywidualnych, nie mają czasu na dociekania o charakterze ogólnym. Jeśli usły-
szysz, że ktoś wiesza psy na zerowcach, mając na myśli Radę i cały aparat admini-
stracyjny, nie reaguj. To dobrze, że podzerowcy mają nas za przyczynę wszelkich
swych kłopotów, że czynią nas odpowiedzialnymi za braki i niedostatki stworzo-
nego przez nas układu społecznego. Dopóki wierzą w tę naszą winę, sytuacja jest
daleka od stanu alarmowego. Ważne jest tylko, by nie mówili ani słowa o kimś, kto
jest nad nami, obojętne, jak sobie tego kogoś wyobrażają. Należy tępić wszelkie
sugestie istnienia Wielkich Obcych. Ludzie nie mający dostatecznej świadomości
całokształtu naszej wspólnej sytuacji, a więc wszyscy oprócz nas, muszą pozosta-
wać w przekonaniu, że Ziemia jest suwerenną planetą, rządzoną przez ludzi lepiej
lub gorzej, ale tylko przez ludzi.
 Niektórzy domyślają się czegoś, żywią pewne podejrzenia  zauważył
Sneer.
 Im więc przede wszystkim należy zamykać usta. To ludzie nieodpowie-
dzialni. Swoimi domysłami, rozpowszechnianymi pośród współobywateli, nie
sprawią niczego dobrego. Mogą jedynie spowodować zakłócenia na skalę dostrze-
galną dla naszych galaktycznych przyjaciół. . .
Sneer zrozumiał sytuację już wcześniej, podczas rozmowy z Szefem Wydzia-
łu. Wyjaśnienia od niego uzyskane doskonale uzupełniały puste dotąd miejsca
w modelu interpretującym mechanizm tak dobrze znanego działania świata Argo-
landu. Obcy przybysze z kosmosu byli tym jedynym brakującym ogniwem, po-
zwalającym rozumieć wszystko, co się tutaj, na Ziemi, dzieje. Aż dziwne, że tak
niewielu spośród mieszkańców aglomeracji dochodzi do podobnych wniosków
i domysłów. Czyżby naprawdę tak byli zajęci codziennością, że nie mają czasu na
zastanowienie? Czy może tak skutecznie działają substancje ogłupiające? Albo
działalność inspektorów równowagi, tępiących każdy przejaw niebezpiecznych
162
spekulacji?
Teraz Sneer rozumiał, dlaczego od wielu, wielu lat  jak sięgał pamięcią 
wyszydzano w masowych publikatorach wszelkie doniesienia o pojawianiu się
nieznanych obiektów na niebie, wszelkie hipotezy dotyczące istnienia jakichś in-
nych rozumnych cywilizacji w zasięgu kontaktu. Autorów takich hipotez publicz-
nie odsądzano od rozumu i wyśmiewano bezlitośnie.
A jednak, nawet wśród podzerowców, zdarzają się tacy, którzy dochodzą do
pewnych wniosków, budują różne przypuszczenia i hipotezy. . . Czy nie jest przy-
padkiem tak, że. . .
Zastanawiał się przez chwilę.
Ależ tak! To bardzo prawdopodobne! Choćby taki Matt! Czyżby klasyfikacja
opierała się nie tylko na walorach intelektualnych? Może i ona wprzęgnięta jest
w ogólny system prewencji? Może ten, kto jest zbyt mądry, by nie dostrzec czegoś
podejrzanego w tym świecie, i kto przy tym nie chce udawać, że tego nie dostrze-
ga. . . zostaje automatycznie szóstakiem, piątakiem, niezależnie od poziomu umy-
słowego? Może stosunek do owej podejrzewanej prawdy jest jednym z kryteriów
klasyfikacji?
Tak, to mogło być możliwe! Taki dociekliwy mądrala, jeśli swych wniosków
nie potrafi zachować dla siebie, zostaje po prostu sklasyfikowany jako szóstak.
Szóstak jest z założenia głupszy od piątaka, i nawet nie wiadomo o i l e głupszy,
bo klasa szósta nie jest ograniczona od dołu. Jest więc  potencjalnie  po prostu
nieograniczenie głupi. Jego głupota nie ma granic. Może wygadywać różne rzeczy
ale. . . któżby tam słuchał idioty!
Nawet niezle pomyślane!  stwierdził Sneer zgryzliwie, lecz nie bez uznania.
 Trudno odmówić nadzerowcom staranności w opracowaniu metod utrzymywa-
nia w tajemnicy doniosłego faktu istnienia Obcej Siły.
Teraz także on miał uczestniczyć w ukrywaniu tej tragicznej prawdy. Uznawał
logikę wywodu nadzerowców, widzących jedyne wyjście w takim właśnie postę-
powaniu, i wiedział, że powinien włączyć się w syzyfowy trud podtrzymywania
świata na pochyłości, po której zsuwał się on nieubłaganie i nieuchronnie.
Wydobywając bransoletę ze skrytki w hallu wejściowym Wydziału  S , przyj-
rzał się jej raz jeszcze. Wszystko, czego dowiedział się ostatnio, w niewytłuma-
czalny sposób wiązało się w jego umyśle z jakimś niejasnym obrazem, z mglisty-
mi wspomnieniami czegoś niesprecyzowanego  może z jakimś snem, z czyimiś
słowami. . . Teraz, zapinając bransoletę na przegubie, myślami wracał do swego
spotkania z Alicją, szukając klucza do szyfru zapisanego w jego podświadomości.
Sneer rozumiał teraz, że zwabiony przeczuciem rozwiązania zagadki, zabrnął
w matnię, z której nie było powrotu. Zyskując gorzką wiedzę o mechanizmach
rządzących ludzkością, tracił możliwość odzyskania swej pierwotnej, wygodnej
i beztroskiej pozycji w uproszczonym społeczeństwie, którego problemy wyda-
wały się teraz śmiesznymi kłopotami przedszkolaka  wobec grozy wiszącej nad
163
nieświadomą sytuacji ludnością Ziemi.
Kto mi, u licha, kazał plątać się w to wszystko?  zadawał sobie pytanie,
powracające co pewien czas, razem z przypływami nostalgicznej tęsknoty za
betonowo-plastykowym, rodzimym środowiskiem, z którego wyrwano go nagle
i przeniesiono w krajobraz tak naturalny, że aż obcy człowiekowi wychowanemu
pomiędzy labiryntem ulic i monotonią wód Tibigan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Helen Wells [Cherry Ames 22] Cherry Ames, Rural Nurse (pdf)
    Belinda McBride [An Uncommon Whore 02] When I Fall [Loose Id MM] (pdf) id 2159425
    Chalker Jack L W Świecie Studni 5 Zmierzch przy Studni Dusz (pdf)
    Aubrey Ross [Enslaved Hearts 02] Pleasures [EC Aeon] (pdf)
    Alecia Monaco [LoneStar Vampires 03] Black Pearl (Changeling)(pdf)
    Aubrey Ross [Alpha Colony 03] Unwanted Desire (pdf)
    Cooper McKenzie [Menage Amour 149] His Sub's Submissive (pdf)
    Becky Wilde [Passion Victoria 06] Duncan and Alec (pdf)
    Cara Summers [Risking It All 01] The Proposition [HBZ 184] (pdf)
    Dhan Gopal Mukerji Gay Neck, the Story of a Pigeon (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl