[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeciwko niej. Pytałeś, kto najwięcej zyskałby na jej
śmierci. Otóż wśród arystokracji jest wielu, którzy po
pierajÄ… hrabiego Burano.
- Gdyby zabrakło Eleny, wówczas renegaci, oczy
wiście za określoną cenę, umożliwiliby temu łajdakowi
przyłączenie do swych ziem Reggiano. Formalna argu
mentacja byłaby prosta: księstwo straciło władczynię,
brak następcy tronu...
Ta myśl bardzo Marca zaniepokoiła, a gdy siedział
w komnacie tronowej i przysłuchiwał się obradom Ra
dy, jego niepokój jeszcze narastał. Nie ulegało bowiem
wątpliwości, że najwięcej na śmierci Eleny zyskiwał
bezwzględny tyran z Burano, a niektórzy doradcy
księżnej wyraznie za nim optowali.
Dyskusja stawała się coraz bardziej zażarta, aż w końcu
Beltraffio poprosił władczynię o głos. Elena, choć do tej
pory zachowywała pozorny spokój, tak naprawdę z tru
dem powstrzymywała się, by krzykiem nie poskromić
swych doradców. Na razie wolała jednak milczeć.
- Twoja opinia będzie dla mnie niezwykle cenna,
mój kanclerzu - rzekła.
Beltraffio skłonił się lekko, a potem wyraził opinię,
która zadziwiła zarówno księżną, jak i Marca:
- Uważam, że przez jakiś czas możemy z powodze
niem grać na zwłokę. Ani w tej chwili, ani w czasie wi
zyty tyrana z Burano nie musimy podejmować żadnych
wiążących decyzji. Możemy przełożyć je na pózniej,
gdy nasz gość już wyjedzie.
Zdziwienie Marca wypływało głównie z faktu, że do
tej pory Beltraffio zdawał się w pełni popierać związek
Eleny z hrabią degli Ubertim, choć co prawda raczej nie
podejrzewał kanclerza o tajne knowania, a jedynie o to,
że bał się wojny z potężniejszym sąsiadem. Teraz jed
nak stał się jawnym przeciwnikiem władcy Burano, bo
tylko tak można było odczytać jego słowa. Coś więc
ważnego wpłynęło na zmianę jego zdania. Tylko co?
Marco poruszył się niespokojnie. Tajne plany wzglę
dem Reggiano, o których poza nim nikt nie miał pojęcia,
zajmowały jego myśli o wiele bardziej niż utarczki na
dworze księżnej, choć owe swary musiały niewątpliwie
wpłynąć na działania w najbliższej przyszłości. W tej
chwili, o ile dobrze pojął stan rzeczy, księżna, Beltraffio
i Rada utknęli w impasie, zdania bowiem rozłożyły się
po połowie.
Nieważne. Jeśli o niego chodzi, jakiekolwiek głoso
wanie nie miało żadnego znaczenia, choć wszyscy zain
teresowani mieli się o tym przekonać dopiero w przy
szłości.
W końcu Elena, znużona bezowocnymi sporami, po
wstała z tronu i oświadczyła rozkazującym głosem:
- Dość tego, panowie! Spotkamy się z hrabią Bura-
no i pozwolimy, by sytuacja rozwijała się w naturalny
sposób, najwyrazniej bowiem nie jesteśmy w stanie
uzgodnić jednolitego stanowiska. Ogłaszam więc nasze
zebranie za zakończone. Beltraffio, zostań przy mnie,
gdyż chcę jeszcze porozmawiać z tobą o kilku istotnych
sprawach. Wszyscy pozostali, łącznie z dowódcą mych
wojsk i jego porucznikiem, mogą odejść.
Członkowie Rady podnieśli się z miejsc, mrucząc
z niezadowoleniem pod nosem, ale nie mogli siÄ™ prze
ciwstawić tak jasno wyrażonej woli władczyni. Byli je
dynie doradcami, a ponieważ nie potrafili uzgodnić sta
nowiska, słowo księżnej przeważało nad ich zdaniem.
Beltraffio pochylił się ku księżnej i wyszeptał jej do
ucha:
- Błagam, pani, rozkaż, by kapitan Rinaldi pozostał
do naszej dyspozycji. Sądzę, że będziemy jeszcze dziś
musieli zasięgnąć jego rady.
- Jeśli tak sobie życzysz. Poproś go jednak o to oso
biście, by członkowie Rady nie odczuli, że stawiamy
jego zdanie ponad ich opiniami. Jak na jeden wieczór
wystarczy rywalizacji i zawiści.
- Bardzo roztropnie, pani - wymamrotał Beltraffio
i ruszył, by przekazać instrukcje Rinaldiemu.
- Mam czekać sam? Bez Luki? - zdziwił się Marco.
- Tak jest. Księżna chciałaby się zobaczyć tylko
z tobą, messer, gdy już będzie gotowa na spotkanie.
- A co to ma znaczyć? - zapytał Luca, gdy Beltraf
fio odszedł. - Wydaje mi się, że ten szczwany starzec
w pełni dorównuje ci przebiegłością, jego pani zaś
z pewnością nie pozostaje daleko w tyle.
- Zapewne, mój Luco. Jeśli chcesz, możesz zostać
tu ze mną aż do chwili, gdy zostanę wezwany przed ob
licze księżnej.
- A więc, mój Beltraffio - zagaiła Elena, gdy kanc
lerz znowu pojawił się w komnacie - cóż ważnego mu
sisz omówić ze mną w tej póznej godzinie i czemu ma
my w to wtajemniczać kapitana Rinaldiego?
- Pani, chyba znam wyjście z naszego impasu, ale
do tego konieczne będzie zasięgnięcie opinii messer
Marca.
Elena poczuła dreszcz emocji.
- Jeżeli rzeczywiście istnieje jakieś wyjście, chcia
łabym o nim usłyszeć. Mów, Beltraffio.
- Nie tak szybko, pani. Zanim zjawi siÄ™ Rinaldi, mu-
szę mieć obietnicę twej pełnej współpracy. Jednak
moją propozycję mogę tylko przedstawić w obecno
ści was dwojga. Sugeruję więc, byś wezwała go za
kilka minut. Nie chcę, by odniósł wrażenie, że zależy
nam na czasie.
- W takim razie - powiedziała Elena stanowczym
głosem, choć w żadnym razie nie była pewna, czy była
już gotowa, by potraktować Lisa jak kogoś równego so
bie stanem - musisz się ze mną podzielić swymi reflek
sjami, zanim przybędzie nasz najemnik.
Beltraffio zdecydowanie pokręcił głową.
- Nie, pani. Chcę, byście oboje zareagowali sponta
nicznie i szczerze, gdy wam wyłuszczę moje zdanie.
Elena wiedziała, że nie ma sensu dłużej dyskutować
z Beltraffiem. Kiedy leciwy kanclerz coś postanowił,
nic nie mogło go odwieść od raz podjętej decyzji. Na
myśl, że będzie musiała stawić czoło swemu doradcy
i jednocześnie Lisowi Rinaldiemu, poczuła dziwne
podniecenie, nie umiała jednak zdecydować, czy było
to uczucie przyjemne, czy też wręcz przeciwnie.
Kiedy Beltraffio wezwał w końcu Marca, Elena
[ Pobierz całość w formacie PDF ]