[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie, że to nie Jeremy ją całuje, lecz Sam. Jeremy jakby się zdziwił,
zawahał, po czym szepnął:
- Wyjdz za mnie, Kate. Możemy zacząć wszystko od początku... - Urwał,
patrząc gdzieś ponad jej głową.
Odwróciła się i w drzwiach zobaczyła Sama. Uśmiechał się ironicznie,
choć jego oczy były chłodne. Usiłowała uwolnić się z ramion Jeremy'ego,
przerażona myślą, że Sam może wyciągnąć błędne wnioski.
- Przepraszam - rzekł ironicznym tonem. - Chyba wszedłem w
niewłaściwym momencie.
- Sam, to...
Utkwił spojrzenie w Jeremym.
- Chciałem tylko potwierdzić pańską diagnozę, Carter. Ta kobieta ma
ciążę pozamaciczną. Zaraz będziemy ją operować. Jeśli pan uważa, że
powinien pan zostać, to proszę bardzo. Jestem pewien, że doktor Stewart
serdecznie się panem zajmie. A teraz proszę mi wybaczyć...
- Sam, poczekaj! - zawołała, lecz zniknął za drzwiami.
- Kate, kochanie...
Odwróciła się błyskawicznie i spojrzała na niego ze złością.
- Jeremy, wracaj do domu. Wracaj do Anny. Po prostu wyjedz! Tu nic
dla ciebie nie ma.
RS
95
Wyglądał na zaskoczonego, lecz nie przejęła się tym i pobiegła za
Samem. Dogoniła go w jego gabinecie.
- Musimy porozmawiać - powiedziała zdyszana. - To nie jest tak, jak
myślisz.
Patrzył na nią posępnym wzrokiem.
- Nie potrzebuję żadnych wyjaśnień, doktor Stewart. I na pewno pani nie
wie, co myślę. Nigdy by pani nie odgadła.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Sam, kocham cię. Musisz w to uwierzyć. Nic sienie zmieniło. Zaśmiał
się krótko.
- Masz rację, Kate. Nic się nie zmieniło i przynajmniej tym powinniśmy
się cieszyć. W jasnym świetle dnia moglibyśmy wszystkiego gorzko
żałować. Dobrze, że nie odkryliśmy tego za pózno.
Była coraz bardziej zrozpaczona. Co on ma na myśli? Czego mieliby
żałować? Ona na pewno niczego by nie żałowała. A może Sam mówi o
sobie?
- Sam - szepnęła. - Nie masz powodu być zły...
- Chyba go kiedyś kochałaś - oznajmił twardym głosem. - Prędzej czy
pózniej odkryjesz, że wolisz jego niż mnie.
- Sam, nie! - Zdesperowana chwyciła go za ramię. - Nie widzisz, że cię
kocham?
Położył ręce na jej ramionach i odsunął ją od siebie.
- Nie mam siły, żeby jeszcze raz ryzykować. Pod koniec tygodnia z
Nairobi odlatuje samolot. Chciałbym, żebyś znalazła się na jego pokładzie.
Zegnaj, Kate. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
RS
96
ROZDZIAA DWUNASTY
Nie wiedziała, jak przetrwa te ostatnie dni w Ramindi. Rzuciła się w wir
pracy, czując, że serce ma pełne bólu, a w głowie chaos. Pragnęła tylko
jednego: żeby to wszystko jak najprędzej się skończyło.
Widywała Sama jedynie przelotnie, lecz czuła jeszcze większy ból niż
wtedy, gdy nie spotykała go w ogóle. Kiedy się przypadkiem na siebie
natknęli, zachowywał się uprzejmie i chłodno, a w jego oczach było tyle
tajonej wzgardy, że nie miała odwagi próbować niczego mu wyjaśniać.
Niedługo wróci do Anglii... To straszne, dlaczego? Niczym dobrze
zaprogramowany mechanizm wykonywała swe obowiązki i z ulgą witała
nadejście zmroku. Wyczerpana kładła się spać, lecz sen nie nadchodził, co
napełniało ją wręcz przerażeniem.
Któregoś dnia, gdy wychodziła o świcie z domu, dojrzała na horyzoncie
ciemne chmury burzowe, powietrze jednak było takie samo jak każdego
dnia: parne i gorące.
Nad ziemią unosiła się leciutka mgiełka. Kate wiedziała, że za pół
godziny zniknie mimo groznego pomruku nadciągającej pozornie burzy, i
upał da się im wszystkim tak samo we znaki jak zawsze.
Na dziedzińcu szpitala spotkała Grega, który majstrował coś, ukryty pod
maską samochodu dostawczego. Pomagał mu jeden z chłopców. Na widok
Kate Greg podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Kłopoty? - spytała.
Wytarł ręce w tłustą ścierkę.
- Chyba nic poważnego. Wczoraj nie podobała mi się praca silnika i
musimy to sprawdzić. Zepsuty samochód to ostatnia rzecz, jakiej nam tu
brakuje.
- Potrzebujesz go dzisiaj?
- Chyba tak. Mamy doniesienia o jakiejś podejrzanej epidemii w Mkuru;
to około trzydzieści kilometrów stąd. Może alarm jest fałszywy, ale Sam
jedzie sprawdzić. - Zatrzasnął maskę i spojrzał na zegarek. - Muszę mu
powiedzieć, że gotowe. Chciał wyjechać jak najwcześniej.
- To nie odra, prawda?
- Chyba nie - odparł z namysłem. - W tym rejonie przeprowadziliśmy
pełen program szczepień, ale w Afryce trzeba być przygotowanym na
wszystko.
Zdobyła się na wymuszony uśmiech.
- Powinnam już iść. Tyle jeszcze trzeba zrobić... Urwała, a Greg spojrzał
na nią niespokojnie.
RS
97
- Dobrze się czujesz? - spytał.
Skinęła głową, po czym zamrugała gwałtownie powiekami, czując
napływające do oczu łzy.
- Tak... - Odetchnęła głęboko. - Po prostu zaczynam sobie uświadamiać,
jak bardzo będzie mi tego brakować.
- Słyszałem, że wyjeżdżasz. Szkoda. - Potarł czoło, zostawiając na nim
smugę smaru. - Wszyscy żałujemy, że wyjeżdżasz, jeśli to cię pocieszy.
Sam jest głupi. Nie wiem, co się stało, ale może w końcu mu przejdzie?
- Nie sądzę. - Uśmiechnęła się cierpko. - Ale może to dobrze? W końcu
przyjeżdżałam tu ze świadomością, że mój kontrakt jest krótki. - Włożyła
ręce do kieszeni i wraz z Gregiem ruszyli w stronę gabinetu Sama. - Im
szybciej zacznę szukać czegoś stałego, tym lepiej.
- Co więc zamierzasz zrobić?
- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Może otworzę prywatną praktykę?
Ta myśl najwyrazniej zdenerwowała ją jeszcze bardziej, a widok ponurej
twarzy Sama nie poprawił jej humoru.
- Powiedz mu o samochodzie, ja pójdę się umyć - oznajmił Greg i
zniknął. Przez radio w gabinecie Sama usłyszała zniekształcony głos:
- Pogoda się pogarsza, Sam. Ulewa może się zacząć w każdej chwili.
Może lepiej zostań.
- Nie martw się - odparł Sam, nie przerywając pakowania.
- Chyba mamy do czynienia z cholerą. Musimy zacząć leczenie jak
najszybciej. Ile macie dotąd przypadków?
- Sześć.
- Będę u was - spojrzał na zegarek - za dwie godziny.
- Uważaj na siebie, Sam. Pogoda może się pogorszyć w ciągu kilku
minut, a wszędzie podobno pełno kłusowników. Są naprawdę grozni.
- Nic mi nie będzie. Już jadę. Wyłączam się.
Wstał i chyba dopiero w tej chwili uświadomił sobie jej obecność.
- Chyba słyszałaś? Muszę jechać do jednego z obozów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]