[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Danielu, a prócz tego Włoszką...
125
RS
- Wszystko to rozumiem - pokiwał głową Dan. -Ale zrozum,
proszę, że czułbym się bardzo upokorzony i zażenowany, gdyby Jodi,
która przecież mnie nie kocha, dowiedziała się, że ja ją kocham. Dla
nas obojga byłaby to bardzo niezręczna sytuacja... - Nabrał głębiej
powietrza i ciągnął dalej:
- Mamo, to, co ci teraz powiedziałem, jest wyłącznie do twojej
wiadomości i błagam cię, aby tak pozostało, byś nie próbowała
odszukać Jodi i rozmawiać z nią o tym wszystkim. Nie chcę, by
ktokolwiek postawił ją w trudnym położeniu ani sprawił jej przykrość.
Po chwili wahania, Luisa westchnęła z żalem, ale zgodziła się:
- Zgoda, nie będę próbowała odszukać Jodi.
- Dziękuję ci - powiedział Dan, nachylając się, żeby ją
pocałować.
- Kiedy modliłam się, żebyś poznał jakąś wspaniałą dziewczynę
i zakochał się, ani myślałam, że przytrafi ci się coś podobnego!
- Tak, wiem, że od dawna marzysz o wnukach -uśmiechnął się
Dan, pragnąc rozładować atmosferę.
- Oczywiście, że chciałabym mieć wnuki - przytaknęła Luisa -
ale przede wszystkim zależy mi na tym, żebyś mógł dzielić życie z
kobietą, którą będziesz kochał, żeby twoje życie było wzbogacone
taką miłością, jaka łączy twego ojca i mnie. Pragnę dla ciebie tego,
czego pragnie dla swojego dziecka każda matka. Chcę, żebyś był
szczęśliwy.
Kilka godzin pózniej, jadąc samochodem do Londynu, Dan
uświadomił sobie, że on sam też bardzo tego pragnie. Ale teraz jego
126
RS
życie już nigdy nie będzie szczęśliwe. Nie wyobrażał sobie szczęścia
bez Jodi, jej miłości, jej obecności i ciepła...
Jodi wpatrywała się w ekran komputera, czytając uważnie
pismo, nad którym pracowała od paru godzin, w którym zawiadamiała
o swej rezygnacji z pracy. Teraz wypadało je tylko wydrukować i
wysłać,ale jakoś nie potrafiła się do tego zmobilizować. Jeszcze nie.
Wstała od biurka i zaczęła przechadzać się po pokoju, po czym,
pod wpływem nagłego impulsu, chwyciła klucze i wyszła z domu.
Był piękny, ciepły letni dzień, a w ogródkach przed domami
kwitły i zachwycały kolorami najróżniejsze kwiaty.
Normalnie na ich widok poczułaby radość w sercu i
wdzięczność, że ma szczęście mieszkać w tak pięknym miejscu, być
tą osobą, którą jest, która ma ukochaną pracę i rodzinę i która po
prostu kocha swoje życie.
Teraz jednak nie czuła w sobie tej radości.
W jej życiu zabrakło mężczyzny. Tego, którego pokochała... A
wkrótce nie będzie też pracy, którą także kochała. Ale nie tak jak
Dana... Miłość do Dana była najważniejsza.
Myśląc wciąż o nim, Jodi bezwiednie skierowała kroki w stronę
szkoły. Naprzeciwko niej, tuż obok kościoła, stała pusta ławka. Jodi
usiadła i jakby już nieco innym wzrokiem spoglądała na miejsca,
które były jej tak bardzo bliskie i znajome.
Z pewnością znajdą się nauczyciele równie dobrzy jak ona, a
może nawet lepsi, pomyślała, ale czy ktoś pokocha tę szkołę tak
127
RS
mocno jak ona? I... czy znajdzie się dziewczyna, która pokocha Dana
tak mocno jak ona?
Nagle w jej oczach wezbrały łzy. Kiedy sięgnęła do torebki po
chusteczkę, na tej samej ławce usiadła właśnie jakaś kobieta.
- Czy pani dobrze się czuje? Przepraszam, ale nie mogłam nie
zauważyć, że pani płacze - odezwała się nieznajoma.
Jodi była zaskoczona tym komentarzem. Brytyjczycy zazwyczaj
pomijają milczeniem oznaki żalu czy zmartwienia innych, nawet jeśli
w głębi duszy im współczują czy są ciekawi, co się wydarzyło.
Jodi z godnością podniosła głowę i zwróciła się w stronę swojej
sąsiadki.
- Tak, ale czuję się zupełnie dobrze, dziękuję pani - odezwała
się. Chciała, żeby jej głos zabrzmiał chłodno i zniechęcająco, mimo
woli jednak znowu miała oczy pełne łez, a głos drżał jej
niebezpiecznie. Ogarnął ją lęk, że za chwilę rozbeczy się jak małe
dziecko, które stłukło sobie kolano.
- Nie, widzę, że jest pani czymś bardzo zmartwiona i zła na
mnie, że się wtrącam, ale proszę mi wierzyć, czasami dobrze jest
porozmawiać z kimś obcym - powiedziała łagodnie nieznajoma
kobieta, po czym dodała: - Widziałam, jak spogląda pani w stronę
szkoły...
- Tak, rzeczywiście... - przyznała Jodi. - Jestem nauczycielką i
dyrektorką tej szkoły. A w każdym razie i byłam, ale... teraz... -
przerwała, przygryzając wargę.
128
RS
- Postanowiła pani zrezygnować z tej pracy - zgadła jej
rozmówczyni. - Może się pani zakochała i musi się stąd wyprowadzić,
i płacze, wiedząc, że będzie tęsknić za tą piękną okolicą.
Chociaż nieznajoma świetnie mówiła po angielsku, z jej ledwie
wyczuwalnego akcentu Jodi zorientowała się, że nie jest Angielką.
Zapewne przyjechała tu na krótko i Jodi nigdy więcej jej nie zobaczy.
Niespodziewanie, i ku własnemu zaskoczeniu, Jodi poczuła, że
pragnie z nią porozmawiać, zrzucić ciężar z serca i podzielić się
swoimi zmartwieniami, intuicja podpowiedziała jej, że u tej kobiety
znajdzie zrozumienie. Widziała je w jej oczach i ciepłym uśmiechu.
- Rzeczywiście, jestem zakochana - przyznała - ale to nie tak...
On... mężczyzna którego pokochałam... on mnie nie kocha.
- Nie? No to jest głupcem! - stwierdziła stanowczo nieznajoma. -
Każdy mężczyzna, który nie odwzajemnia uczucia kobiety, jest
głupcem.
Gdy Jodi spojrzała na nią uważniej, przekonała się, że
początkowo zmyliła ją elegancka sylwetka tej kobiety i że jest ona
nieco starsza, niż początkowo sądziła, zapewne około sześćdziesiątki.
- Dlaczego on pani nie kocha? Czy coś o tym mówił?
- No... w pewnym sensie tak - Jodi uśmiechnęła się po raz
pierwszy. - Wspomniał, że...
- Ale jesteście kochankami, prawda? - nalegała jej rozmówczyni
z niezwykłą przebiegłością i wnikliwością.
Jodi poczuła, jak oblewa się rumieńcem.
129
RS
- Tak, ale to nie on... on wcale... To była moja inicjatywa. Ja... -
Tu przerwała i znowu przygryzła wargę. Pewnych rzeczy po prostu
nie potrafiła głośno powiedzieć, ale jej towarzyszka, jak się
wydawało, nie miała takich zahamowań.
- Uwiodła go pani!
Była bardziej rozbawiona niż wstrząśnięta swoją konkluzją i
kiedy Jodi znów na nią spojrzała, w jej czarnych oczach dostrzegła
wesołe iskierki.
- No cóż, w pewnym sensie stało się to przypadkiem. Widzi
pani, tak się złożyło, że zasnęłam w jego łóżku, a on w ogóle nie
wiedział, że tam jestem, a kiedy się obudziłam i zdałam sobie sprawę,
że on jest przy mnie... - Jodi znów zawiesiła głos, ale tylko na chwilę.
Sprawiało jej ulgę, że może zwierzyć się komuś, po raz pierwszy
wyjawić swoje uczucia. - Widziałam go przedtem w holu hotelowym -
ciągnęła dalej. - Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, kim on
jest, ale muszę przyznać, że...
- Spodobał ci się? - poddała jej nieznajoma. Jodi przytaknęła z
zapałem.
- Tak! I to bardzo! %7ładen mężczyzna dotąd tak na mnie nie
podziałał. Tylko na niego popatrzyłam i już... Wiem, że to brzmi
idiotycznie, ale myślę, że właśnie wtedy się w nim zakochałam, od
pierwszego wejrzenia... i kiedy się obudziłam w jego łóżku, a on był
tuż obok mnie... moje ciało...widocznie tak zareagowałam, bo
pamiętałam, co czułam przedtem, i... Ale on przypuszczał, że się tam
znalazłam dlatego, że... A potem, kiedy dowiedział się prawdy,
130
RS
powiedział mi... Poprosił mnie... Pod żadnym pozorem nie powinnam
była tego zrobić i tak mi jest wstyd...
- %7łe się pani zakochała? Czegóż tu się wstydzić? To najbardziej
naturalna rzecz na świecie!
- Z pewnością ma pani rację - zgodziła się Jodi - ale moje
zachowanie... - potrząsnęła głową i zamrugała oczami, w których
[ Pobierz całość w formacie PDF ]