[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I to ta kolubryna! zdziwiła się April.
Lubię ją powiedziała Dina. Pamiętasz, jak nam piekła owsiane ciasteczka?
Ma trochę fioła, ale jest poczciwa. Zdaje się, że ją coś trapi.
Tsss... syknął Archie wskazując palcem grupkę przed domem.
Troje Carstairsów kryjąc się w zaroślach, podpełzło bliżej ośrodka akcji. Posuwali się
szybko i jak umieli najciszej. Przed frontowymi drzwiami willi Sanfordów rozgrywa-
ła się gwałtowna sprzeczka. Ze strony policji brali w niej udział: porucznik Bill Smith,
młody policjant i agent w cywilu. Ich przeciwnikiem był łagodny starszy pan, koło
sześćdziesiątki, z wystraszoną miną, woskową cerą, siwymi włosami, ubrany w przy-
zwoity granatowy garnitur. W ręku trzymał teczkę.
%7łądam stanowczo mówił. Muszę tego żądać! Nazywam się Holbrook, Hen-
ryk Holbrook.
Dlaczego usiłował pan dostać się do wnętrza tego domu? pytał Bili Smith.
Właśnie mówię denerwował się starszy pan. Nazywam się Holbrook. Je-
stem... a raczej należałoby powiedzieć: byłem doradcą prawnym pani Sanford. Jako jej
adwokat czułem się w obowiązku...
Otwierać jej drzwi wytrychem, co? przerwał mu Bill Smith. To nie jest wy-
jaśnienie, proszę pana!
Ależ ja... starszy pan urwał.
Jako prawnik powinien pan wiedzieć, że do tego domu nie wolno wchodzić bez
upoważnienia policji.
Henryk Holbrook pobladł jeszcze bardziej.
Obowiązek wobec klientki wyjąkał wobec nieboszczki...
Zapewniam pana łagodniej nieco powiedział Bill Smith że mienie pańskiej
53
zmarłej klientki jest całkowicie bezpieczne. Policjanci, których pan widzi wokół domu,
nie stoją tu jedynie dla urozmaicenia krajobrazu.
Zwyczaj nakazuje jąkał pan Holbrook w przypadku nagłej śmierci klienta...
W takim razie, zgoda uprzejmie rzekł Bill Smith. Może pan sprawdzić stan
rzeczy wewnątrz domu, ale w towarzystwie policjanta. Proszę bardzo.
A, nie... plątał się pan Holbrook to raczej nie, nie sądzę, aby to było niezbęd-
ne. Polegam w zupełności na pańskim zapewnieniu, że wszystko jest w porządku. Przy-
kro mi, że niepokoiłem pana...
To rzekłszy Henryk Holbrook pospiesznie wycofał się ku drodze, gdzie stał jego sa-
mochód.
Jakiś niewyrazny ten facet szepnęła April.
Dina, chwytając ją za rękę, syknęła:
Patrz! Pierre! Pierre Desgranges! Ten malarz!
Po drugiej stronie alei wjazdowej sunął ukradkiem za żywopłotem krępy siwobro-
dy człowieczek. Co chwila przystawał i rozglądał się dokoła. Miał na sobie welwetowe
spodnie, koszulę w kratę i beret. W zębach trzymał nie zapaloną fajkę. W pewnej chwili
dał znienacka nura w krzaki. Dzieci, wstrzymując oddech, czekały parę minut, lecz czło-
wieczek nie pokazał się więcej.
Archie szepnął (zakwiczał jak określała jego żałosne kwilenie April):
Do dooomu!
Dina mocno przytrzymała go za rękę, April zaś mruknęła:
Nie bój się!
Lecz w scenie, która roztaczała się przed ich oczyma, było coś budzącego lęk. Różowa
willa, w której murach zaledwie wczoraj zamordowano kobietą... Rój policji dokoła...
Tych troje ludzi z pewnością nie znających się nawzajem którzy wszyscy próbo-
wali wedrzeć się do wnętrza domu... Olbrzymie drzewo morwowe zawiesiło swój cień
nad willą, niby rękę olbrzyma.
Wiesz, April powiedziała Dina właściwie trzeba już wracać, bo nie zdążymy
oczyścić jarzyn.
Trzeba koniecznie skwapliwie zgodziła się April. Marchew gotuje się tak
długo!
Pomknęły cicho jak myszy alejką ku własnemu ogrodowi.
Nikt nie odezwał się ani słowem, póki marchew nie znalazła się w rondelku na pie-
cu, a sałata, opłukana i przyrządzona, w lodówce. Archie, nie bez protestu, zabrał się do
nakrywania stołu.
Wiesz, April powiedziała wówczas w zamyśleniu Dina zastanawiam się nad
sekretem pani Sanford. Dlaczego te wszystkie osoby chcą dostać się do jej domu? Cze-
goś tam z pewnością szukają. Bo pani Cherington nie jest wcale kolekcjonerką pamią-
54
tek, a pan Holbrook nie próbowałby wyłamać zamku, gdyby miał rzeczywiście prawo
do wkroczenia tam z wiedzą policji.
Tak mówisz? odparła April nie zdradzając własnego zdania. Podzielała bowiem
wątpliwości siostry.
A pan Desgranges... Czego on tam szukał?
Może chciał malować obraz zauważyła April.
Pan Desgranges nie maluje domów ani drzew odrzekła niecierpliwie Dina.
Tak mówiła mamusia. Maluje wyłącznie wodę.
Archie, który w tym momencie wpadł do kuchni po masło, zdumiał się bardzo:
Maluje wodę? Kto maluje wodę?
Pan Desgranges powiedziała April. Mamusia poznała go i sam jej mówił, że
jest malarzem, a kiedy spytała przez grzeczność, co maluje, powiedział, że wodę,
A to bzik! orzekł Archie i zabierając masło wybiegł do jadalni
Starałam się wytłumaczyć ci ciągnęła przerwaną rozmowę Dina że musi
istnieć jakiś szczególny powód, dla którego ci wszyscy ludzie chcą dostać się do willi.
Umilkła na chwilę zasępiona. Coś schowano w tym domu i teraz te osoby próbu-
ją wejść po to, żeby tę rzecz znalezć. Wiesz, April, ja myślę...
Przerwał jej Archie wpadając z wrzaskiem do kuchni.
Właśnie że nie! krzyczał. Właśnie że nie! Nie maluje się wody, tylko wodą!
Siostry spojrzały na siebie ponad głową chłopca z rezygnacją.
Archie rzekła April pan Desgranges nie maluje wodą, ale olejem. Olejem,
powiadam!
Krągła twarz Archiego przybrała złowróżbny odcień czerwieni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]