[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Brady wyobraził ją sobie, jak stoi przed rozstawionymi
sztalugami na pagórku albo gdzieś nad jeziorem, a wiatr
rozwiewa jej złote włosy. Na pewno wyglądała piękniej niż
widoki, które utrwalała na płótnie.
- Zarzuciłaś to?
- Nie było z tego żadnego pożytku - wyjaśniła z cie
niem uśmiechu.
Domyślił się, że była to opinia jej męża.
- Nie wszystko w życiu musi przynosić korzyści - po
wiedział łagodnym tonem. - Czasem mam dość ślęczenia
nad zleceniami, za które mi płacą. Wtedy tworzę jakąś pro-
Anula & Irena
scandalous
stą grę. Sprawia mi to przyjemność, ale nie przynosi żad
nych korzyści.
Susanna uśmiechnęła się.
- Brady Malone bawi się grami? Jakoś trudno mi w to
uwierzyć.
Brady roześmiał się.
- A jednak.
- Pokażesz mi? Masz coś takiego na tym komputerze?
- spytała, zerkając na laptop.
- Jedną czy dwie.
Pochyliła się bliżej.
- A przy okazji, nie wybrałbyś się ze mną i z Grace na
piknik? Nie chcę jej tu trzymać przez cały dzień, więc oko
ło południa robię sobie przerwę. Zabieram ją na świeże po
wietrze. Wyskoczymy posiedzieć gdzieś wśród zieleni? Za
bierzesz komputer, żeby pochwalić się swoimi dziełami.
Zwietny pomysł. Natychmiast wszyscy wzięliby ich na
języki. Samotna kobieta w nowym miejscu powinna sta
ranniej dobierać sobie towarzystwo, pomyślał i przecząco
pokręcił głową.
- To nie najlepszy pomysł.
Uśmiech natychmiast znikł z twarzy Susanny.
- Przepraszam. Oczywiście. Na pewno masz dużo pra-
cy. Nie pomyślałam o tym.
- Nie o to chodzi. Nie chcę ci zajmować czasu, który
możesz poświęcić Grace - powiedział Brady.
Mówił prawdę, ale zależało mu też na tym, żeby mogła
spokojnie urządzić sobie życie w Red Rose. Pokazywanie
Anula & Irena
scandalous
się w jego towarzystwie od razu na wstępie psuło jej opinię
w oczach wielu mieszkańców miasteczka.
Susanna zerknęła w stronę drugiej salki, gdzie właśnie
dwie klientki zabawiały jej córeczkę.
- Wiesz, że Grace przepada za tobą. Czułabym się bez
pieczniej, gdybyśmy oboje jej pilnowali.
W ten sposób pozbawiła go wszelkich argumentów.
- O której? - spytał.
- Jak wyjdą goście, którzy przyszli na śniadanie.
Niedługo potem Brady siedział w parku na kocu roz
łożonym tuż obok boiska do baseballa. Kiedyś powalił
tam młodszego Denhoppera na łopatki. Siedząc mu na
głowie, żądał, by chłopak odwołał wszystko, co powie
dział na temat jego matki. Teraz usadowił się wygod
nie, spoglądał na Susannę i Grace i zajadał ciasto, które
podała mu Susanna.
- Pokaż mi swoje gry - poprosiła, wskazując na kom
puter.
Brady przysunął laptop i uruchomił grę.
Po dłuższej chwili Susanna dała się wciągnąć w wirtu
alny świat.
- Fajne - podsumowała krótko.
Brady wzruszył ramionami.
- Dzięki temu nie zaczepiam ludzi w rzeczywistym
świecie - powiedział.
Susanna spojrzała na niego z niepokojem.
- %7łartuję, przecież wiesz - dodał szybko i wyłączył
komputer.
Anula & Irena
scandalous
Zamierzał odprowadzić ją do kawiarni. Jednak gdy wstali,
dotknęła jego ramienia.
- Możemy się przejść? - zaproponowała. - To bardzo
przyjemna okolica.
Pomógł jej spakować rzeczy i wziął Grace na ręce.
- Miło tu - przyznał, choć nigdy nie przepadał za tym
miejscem.
Kilku chłopców, tak na oko dziesięciolatków, grało
w baseball, wzbijając tumany kurzu. Przypomniało mu to
jego zabawy z dzieciństwa. Najmniejszy z chłopców trzy
mał z przejęciem ciężki kij, a koledzy nie szczędzili mu do
cinków.
- Ma tak przerażoną minę, że sama bym mu pomogła.
Niestety nie lubiłam baseballa.
- Ten mały grałby dużo lepiej, gdyby ktoś dał mu kilka
wskazówek - odezwał się Brady.
Susanna spojrzała na niego uważnie.
- Założę się, że gdyby przechodził tędy ktoś, kto zna się
na rzeczy, na pewno powiedziałby mu co i jak.
Brady nie mógł powstrzymać domyślnego uśmiechu.
- Często tu przychodzisz? - spytał.
- Prawie codziennie.
- A oni często grają?
- Też prawie codziennie.
Spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Chyba nic nie wyjdzie z twoich starań, żebym robił
lepsze wrażenie na ludziach.
Susanna podeszła bliżej i pocałowała Grace.
Anula & Irena
scandalous
- Nic by ci się nie stało, gdybyś mu pomógł. Grace by
łaby z ciebie bardzo dumna.
Brady roześmiał się głośno.
- Wyobrazmy sobie, że rzeczywiście zaproponuję mu
pomoc, żebyście mogły być ze mnie dumne. Ale chłopak
może mnie przegonić i jeszcze rzuci za mną parę niecen
zuralnych słów. Większość jego rówieśników nie lubi, gdy
publicznie wytyka się im braki - powiedział, ale podał jej
Grace i podszedł do chłopców.
- Mogę z wami zagrać? - spytał.
Cała grupka odwróciła się w jego stronę z takimi mina
mi, jakby zobaczyli Marsjanina.
- Nie wolno nam rozmawiać z obcymi - odezwał się
jeden z nich.
- Przecież to pan Malone. On nie jest obcy - wtrącił
drugi.
- Tym bardziej nie wolno nam z nim rozmawiać.
Malone'owie to zli ludzie - upierał się ten pierwszy.
Większość chłopców odwróciła się i wróciła do gry.
- Możesz zagrać przez chwilę w mojej drużynie - ode
zwał się najmniejszy z nich, o którym Brady rozmawiał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]