[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ja... ja... ja...
- Miriam - poprawiła go. - Miałeś mówić mi po imieniu.
- Miriam - powtórzył posłusznie. - Ja... ja... ja...
- Podoba mi się sposób, w jaki wymawiasz moje imię - przerwała mu.
- A raczej - dodała wciąż tym samym głuchym głosem - podobasz się mi ty,
Rory.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Im bardziej ona przysuwała się do niego, tym bardziej on starał się
dociec, co się z nią stało. A także z nim, gdyż nie zrobił absolutnie nic, by ją
powstrzymać. Był tak bardzo zagubiony, że nawet nie wiedział, od czego
zacząć.
Wbrew temu, co powiedział przed chwilą, wcale nie uważał, że
postępowanie Miriam było skutkiem spożycia zbyt dużej ilości wina.
Rzeczywiście, wypili tylko po dwa kieliszki, a do deseru podano jedynie
kawę. Potem zaś odbyli długi spacer.
Owszem, zgoda, może wtedy, gdy ją pocałował, mógł spowodować w
niej jakiś szok, chwilowe oszołomienie, ale gdy wsiadali do samochodu,
sprawiała wrażenie osoby zrównoważonej i całkiem normalnej.
A niedługo potem, niespodziewanie...
Rory nie potrafił dokładnie ustalić momentu, gdy sprawy zaczęły
przybierać zgoła nieoczekiwany kierunek. W jednej chwili siedzieli, czekając
na koniec burzy, a w następnej...
No tak. Wtedy rozpętała się zupełnie inna burza.
Ponieważ, całkiem nieoczekiwanie, Miriam znalazła się bardzo blisko
niego. Tak blisko, że bez reszty pogrążył się w zapachu lawendy i wyraznie
poczuł żar i pragnienia tej dziwnej kobiety. Potem zaczęła wplatać mu palce
we włosy i musnęła nosem jego nos. Wszystko to, wzięte razem, po prostu go
obezwładniło i poczuł się tak dobrze, że nie był w stanie przemóc się i
zażądać, by Miriam przestała, choć wiedział, że byłoby to najlepsze wyjście z
tej jakże niespodziewanej sytuacji. Lecz mogłoby się zdarzyć, że gdyby tego
zażądał, przestałaby. A on wcale nie chciał, by przestała, ponieważ...
ponieważ...
O czym to ja...?
pona
ous
l
a
d
an
sc
A tak. Bliskość. Miriam, jej zapach, jej żar. I dotyk.
Wszystko znów wróciło do niego.
Tym razem jednak nie wprawiło go to już w takie zakłopotanie, dużo
bardziej czuł się zmieszany własną reakcją. Zamiast bowiem delikatnie
odsunąć Miriam, jak na statecznego dżentelmena przystało, Rory poczuł
gwałtowną chęć pochylenia się ku niej i wplecenia palców w jej włosy, a
potem zaciśnięcia na nich dłoni i przyciągnięcia słodkiej dziewczyny do
siebie, by objąć ustami jej wargi i pocałować. Mocno i namiętnie.
I nagle... Rory uświadomił sobie, że właśnie robił to wszystko. W dłoni
ściskał jedwabiste włosy, a wargami obejmował usta, których słodycz nie
dawała się porównać z niczym, co poznał wcześniej.
Zapomnij o winie, przemknęło mu przez myśl. Miriam Thornbury jest o
wiele bardziej upajająca.
Ochota, z jaką odwzajemnił pocałunek, ośmieliła ją. Zarzuciła mu
ramiona na szyję i przytuliła się do niego. Poczuł na sobie cudowny ciężar jej
piersi, poczuł jej palce,mocno zaciskające się na jego ramieniu. I wtedy Rory
zrozumiał, że pragnął jeszcze bardziej zbliżyć się do Miriam, choć i tak byli
już bardzo blisko siebie.
Tak więc, nie bacząc na ciasnotę, chwycił ją w ramiona, pociągnął i
posadził sobie na kolanach. Macając niezgrabnie za sobą, odszukał dzwignię i
opuścił oparcie fotela. Czubkiem języka musnął dolną wargę Miriam.
Ona zaś zamruczała coś niewyraznie, ale bardzo podniecająco, wprost
w jego usta. Rory wsunął rękę pod marynarkę i badawczo przesunął palcami
wzdłuż krawędzi dekoltu sukienki. Potem znów. I jeszcze raz. Tam i z po-
wrotem, tam i z powrotem. Pod jego dotknięciami skóra dziewczyny stawała
się coraz bardziej gorąca, a oddech coraz szybszy i coraz bardziej urywany.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Przy każdym poruszeniu miękka tkanina sukienki uginała się i nim
spostrzegł, co zrobił, wsunął pod nią dłoń. Głęboko i daleko. To, co napotkał
pod spodem, było bardziej interesujące, albowiem, całkiem niespodziewanie,
poczuł, że jego dłoń obejmowała kształtną pierś.
Przestał myśleć, kierował nim tylko czysty instynkt. Chwycił za
krawędz sukienki i pociągnął w dół, aż, ku swemu zachwytowi, ujrzał przed
sobą nagą, doskonale piękną półkulę. Zaskoczona Miriam aż sapnęła
cichutko, gdy poczuła jego gorącą dłoń na obnażonej piersi. Równocześnie i
jego język ośmielił się w poszukiwaniach. Z westchnieniem przywarła doń
jeszcze mocniej, Rory zaś natrafił kciukiem na wyprężoną, różową perełkę. I
pomyślał, że tak uroczej dziewczynie nie wolno ryzykować tak wiele.
Powinna odepchnąć jego rękę.
Lecz przecież wcale tego nie chciał. Z wahaniem poruszył palcem w tył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]