[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brzemienną dziewczynę porzuconą przez kochanka, własną matkę
trzymającą się desperacko człowieka ukochanego ponad wszystko, nie
troszczącą się o świat zewnętrzny, póki tylko on był obok. Jej ojca
odwracającego się plecami od odpowiedzialności i pozostawiającego
wszystko w rękach dziadka. Znając obecnie jego lojalność i troskę o
pracowników, mogła sobie wyobrazić burzę uczuć, jaką wywołała w nim
wiadomość o oszukaniu kogoś z jego otoczenia przez przyszłego zięcia.
Gniew, jaki musiał czuć, połączony ze świadomością, że jego córka nie
zrezygnuje z wybranka, musiał być paraliżujący. A kiedy kilka lat
pózniej jej ojciec miał kłopoty finansowe, Benson Whitton potraktował
to jako okazję do rewanżu i w swym zgorzknieniu nie zrobił nic, by mu
pomóc.
Nawet teraz trudno jej było uwierzyć, że gdzieś na Calanarze mieszka
ktoś, kto mimo to, że jest kompletnie obcy, jest również jej bliskim
krewnym. Jakże żałowała, że matka nie podała większej ilości
szczegółów. Czy tamto dziecko było chłopcem, czy dziewczynką?
Odczuwała pewność, iż matka przekazała jej wszystko, co wiedziała,
skoro już zdecydowała się na ujawnienie tej historii, ale nie zadowalała
jej znikoma ilość szczegółów zawartych w liście. Nie mogła się
powstrzymać od myśli, że matka wykazała zbyt mało zainteresowania
dzieckiem, którego ojcem był jej mąż, zanim jeszcze ją poślubił.
Możliwe, że jedynie dzięki ignorowaniu tych faktów potrafiła sobie
RS
31
ułożyć z nim życie. A co z nim samym? Jak mógł odwrócić się w ten
sposób plecami od własnego dziecka? Jakim był człowiekiem? Pamiętała
go jako kochającego ojca, ale przecież wiedział on o istnieniu swego
drugiego potomka i w sposób oczywisty ignorował ten fakt. Pomimo to
nadal myślała o nim z miłością i nie próbowała go sądzić. Któż mógł
wiedzieć, jaki nacisk wywierała na niego matka ze względu na obawę
utracenia go. Z perspektywy czasu wszystkie te wydarzenia zdawały się
nierealne, ale nie było wątpliwości, że list od matki mówił prawdę. Nic
dziwnego, że odwlekała ujawnienie tej prawdy najdłużej, jak to było
możliwe! Jedynie strach, że Tansy dowie się jej z drugiej ręki,
spowodował, iż opowiedziała teraz wszystko. Jednak Tansy zastanawiała
się nad inną wersją, którą mogłaby usłyszeć. Ta była wystarczająco
brutalna. Im więcej Tansy rozmyślała o nieznajomym dziecku, tym
bardziej rosła jej ciekawość.
Muszę odnalezć to dziecko, Mark Spojrzała na niego łagodnie.
Może pańska matka będzie coś o tym wiedzieć?
Być może zgodził się. Jeśli ktokolwiek coś wie, to
niewątpliwie ona. Ale proszę nie liczyć, że powie coś pani, nawet gdyby
wiedziała. Tak jak my wszyscy bardzo ceni sobie lojalność.
Prawdopodobnie Benson także nie życzyłby sobie tropienia dziecka, dla
jego własnego dobra.
Z pewnością oboje mamy prawo dowiedzieć się o swoim istnieniu?
zapytała Tansy.
Jeśli chodzi o mnie, tak odparł. Ale inni mogą to widzieć
inaczej.
Dlaczego? Nie chcę zrobić temu dziecku żadnej krzywdy
zaprotestowała Tansy. Na Boga, ten ktoś to mój brat lub siostra!
Przyrodni brat lub siostra poprawił. I bardzo możliwe, że
ktokolwiek to jest, może nie chcieć dowiedzieć się swego pochodzenia.
Jeśli założymy, że jeszcze go nie zna.
Jest pan pewien, że ten ktoś ujawniłby się, gdyby wiedział?
spytała Tansy.
A fakt, że tak nie zrobił, też ma swoje znaczenie wskazał Mark.
Innymi słowy, on lub ona nie chce, by go odnaleziono
podchwyciła Tansy. Czy to właśnie chce pan powiedzieć?
Dokładnie to potwierdził. Nie próbuję być pesymistą, ale nie
chcę, by przy okazji komuś stała się krzywda; ani pani, ani tej drugiej
osobie. Spojrzał na nią. Czy myślała pani, że pani motywy mogą
RS
32
być nieco samolubne? rzucił wyzywająco. %7łe po prostu chce pani
odnalezć brata lub siostrę za wszelką cenę?
Wiem jedynie, że chcę odnalezć dziecko upierała się Tansy.
Każdy normalnie czujący człowiek zrobiłby to samo. Poruszyła się
niespokojnie, chcąc opuścić już to miejsce. W świetle rewelacji z listu
marzenia o zwiedzeniu Jaskini Merlina przestały mieć znaczenie. Mogła
myśleć jedynie o powrocie do firmy i rozmowie z Laurą Harmon.
Przeczuwając jej myśli Mark zawrócił i w ciągu kilku minut byli w
miejscu, gdzie zaparkował land-rovera.
Podróż powrotna nie była już dla Tansy tak fascynująca. Wszystkie
myśli skupiła na wiadomościach, które wyczytała w liście. Z
niecierpliwością obserwowała zbliżające się zabudowania szklarni.
Zwiększając szybkość Mark skierował land-rovera w alejkę wiodącą do
Gatehouse Cottage.
Jestem pewien, że umiera pani z ciekawości, by wypytać moją
matkę, a i ona będzie zadowolona z powtórnego spotkania wyszeptał.
Zdaje się, że znalazłyście wspólny język.
Gdy podjechali pod główną bramę, Laura zajmowała się czymś w
ogródku. Odkładając narzędzia podeszła do nich z uśmiechem.
Lauro... Tansy wysiadła z samochodu, zanim jeszcze Mark
zatrzymał go na dobre. Dowiedziałam się prawdy o sporze pomiędzy
moim dziadkiem a rodzicami!
Och! Laura spojrzała na nią z ukosa. Wejdz do środka,
zaparzę herbaty!
Wchodząc do wnętrza domu, Tansy szybko podzieliła się ze starszą
kobietą wszystkimi detalami, o których dowiedziała się z listu.
Pomyśl o tym, Lauro! Oczy Tansy zwęziły się z podniecenia.
Mam przyrodniego brata lub siostrę gdzieś na wyspie. Zerknęła kątem
oka na rozmówczynię i zmarszczyła brwi. Laura wcale nie wyglądała na
zaskoczoną i nagle Tansy domyśliła się dlaczego.
Wiedziałaś o tym, prawda? stwierdziła oskarżające
Słyszałam, że tamta dziewczyna zaszła w ciążę, lecz nic poza tym.
Laura dotknęła ramienia Tansy uspokajającym gestem. To
wszystko zostało szybko wyciszone. Powiedzenie ci o tym nie byłoby
fair wobec dziadka. Jej oczy potwierdzały wypowiadane słowa.
Wybacz mi, Tansy. Powiadomienie cię o tym należało do twojej matki,
nie do mnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]