[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do zapłacenia fortuny za pozbycie się nas, nie musiał mnie zbytnio zachęcać. Naturalnie
miałam inne powody, niż to sobie wyobrażał Massingham, ten arogancki głupiec.
Wiedziałam, że zamierza przysporzyć Ci kłopotów i że nic mogę na to pozwolić. Cokolwiek
było miedzy Twoim ojcem a mną umarło i zostało pogrzebani: dawno temu, a Mannlngham
już wyrządził Ci wystarczająco dużo złego, za dużo złego - i nie można było dopuścić, by
znów to uczynił.
Najpierw przyjechaliśmy do Londynu, gdzie przeprowadził dyskretny wywiad na twój
temat, wypytał, gdzie mieszkasz i jak się przedstawia twoja sytuacja. Był zachwycony
odkryciem, że zaleca się do Ciebie Martin Davencourt, bo dostrzegał potencjalne korzyści z
tej sytuacji. Sądzę, że z początku planował poprzestać na zwykłym szantażu, kiedy jednak
usłyszał, że ojciec zamierza Cię obdarzyć fortuną, natychmiast się do tego zapalił.
Zaplanował, że powróci jako Twój mąż, zagarnie pieniądze, a potem podzieli się ze mną.
Sądzę, że Ci o tym powiedział, kiedy widział się z Tobą przed dwoma dniami. Naturalnie
dostrzegł w tym okazję do zemsty nas obojga na Twoim ojcu - i przy okazji zagarnięcia
sporych pieniędzy. Co dziwne, nigdy nie wątpił, że mój cel jest taki sam jak jego, i to był błąd.
Reszta była łatwa. Tej nocy, kiedy miał zobaczyć się z Tobą ponownie, zwabiłam go do
sypialni. Tak jak powiedziałam, było to łatwe. Massingham miał niezwykłe pochlebną opinię
o swoich wdziękach, a ja jestem jeszcze całkiem atrakcyjną kobietą. Nie podejrzewał niczego
do momentu, kiedy wcisnęłam mu knebel w usta z większą silą niż potrzeba w miłosnej grze.
Oszczędzę ci nieprzyjemnych szczegółów jego śmierci, obawiam się jednak, że sporo się
nacierpiał. Cóż, taki jest los niegodziwca.
Kochana Juliano, nie było mnie przy Tobie, jak byłaś dzieckiem, i bez wątpienia
znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to co dla Ciebie zrobiłam teraz, jest dość
niekonwencjonalne, nawet jak na matkę. Niemniej będę się modlić za Twoje szczęście u boku
kochającego męża. Wyjdz za niego jeszcze raz, najszybciej jak się da i nigdy nie pozwól mu
odejść. To jedyna rada, jaką Ci daję, lecz płynąca prosto z serca. %7łyczę Ci wszystkiego co
najlepsze..
Twoja matka Marianne
- Juliano? - odezwał się Martin, ale widząc wyraz jej twarzy, przytulił ją do siebie, nie
mówiąc słowa więcej.
Pózniej tego dnia, kiedy wszystko zostało omówione, Juliana udała się na strych.
Odsunęła tkaninę okrywającą portret markizy Tallant i długo wpatrywała się w ładną twarz na
portrecie. Miały niewątpliwie takie same oczy: szmaragdowozielone ze złotymi plamkami,
błyszczące i świadczące o niezłomnym charakterze. O, tak, Marianne Tallant była
niekonwencjonalna, nawet amoralna. Byli tacy, którzy potępiliby ją, gdyby wiedzieli, co
zrobiła. Byli też tacy jak jej mąż markiz, który zachowa milczenie do śmierci, i tacy jak jej
córka, która wiedziała, że na swój własny niezwykły sposób matka kochała ją i wyzwoliła.
Juliana uśmiechnęła się z niejakim smutkiem i z powrotem nakryła portret tkaniną.
Wiedziała, że żadne z nich już nigdy nie zobaczy Marianne Tallant.
Następnego dnia Juliana i Martin wybrali się na spacer nad rzekę. Przeszli przez
podmokłą łąkę, odsunęli zasłonę z wierzbowych gałązek i wśliznęli się w zielony mrok. Dziś
rzeka płynęła spokojnie. Tutaj Martin rozkładał swoje książki i papiery, rysował szkice i
budował modele. Tutaj Juliana leżała w ciepłej trawie i paplała o balach i przyjęciach podczas
sezonu w Londynie, podczas gdy on skrzypiał ołówkiem po papierze i pozwalał jej mówić do
woli. Niemal widziała ich cienie, siedzących nad wodą, niemal słyszała echo ich słów sprzed
lat.
Jeśli w wieku trzydziestu lat będziesz jeszcze potrzebowała męża, chętnie się z tobą
ożenię .
Jeśli w wieku trzydziestu lat będę wolna, z radością przyjmę twoje oświadczyny .
Juliana uśmiechnęła się lekko. Czas swoim zwyczajem zatoczył koło. Płynął powoli,
czasem nieprzewidywalnie, ale w końcu koło się zamknęło. Tego ranka, mając za świadków
markiza, Beatrix, Amy i Jossa, pobrali się ponownie, tym razem już na zawsze.
Martin bez słowa wyciągnął rękę i objął żonę. Juliana położyła mu głowę na ramieniu.
Jego oddech poruszał jej włosy.
- Wszystko dobrze?
Juliana obróciła się w jego ramionach i przycisnęła policzek do jego policzka. Potarła
go delikatnie, po czym objęła rękami za szyję, przyciągnęła jego głowę i pocałowała w usta.
- Dobrze - odparła, uśmiechając się. - Nawet bardzo dobrze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]