[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nunley spojrzał na mnie przytomniej, jakbym nagle stała się dla
niego realną osobą. Pan student, który nadal trzymał podpitego
wykładowcę, uśmiechnął się krzywo. W końcu jeden z
pracowników hotelowych młody mężczyzna o sympatycznej
twarzy wyszedł zza kontuaru i ruszył ku nam. Starał się iść
szybko, ale tak, żeby nie wyglądało, że się spieszy.
Jakiś problem, pani Connelly?
Ani słowa syknął Nunley najwyrazniej przekonany, że
zmusi mnie tym do milczenia. Może robiło to wrażenie na dobrze
wychowanych dzieciach z dobrych domów, z którymi miał do
czynienia na co dzień.
Owszem zwróciłam się do młodzieńca, a twarz
Nunleya wykrzywił grymas zaskoczenia. Pewnie nie
przypuszczał, że na niego poskarżę. Nie wiem, czemu. Ten
mężczyzna zatrzymał mnie, gdy wchodziłam do holu i
naprzykrza mi się. Obawiam się, że mógłby mnie uderzyć, gdyby
nie ten gentleman. Oczywiście koloryzowałam, ale doktor
Nunley wyraznie dążył do ostrej konfrontacji, a poza tym, jeśli
myślał, że wybaczę mu nazwanie mojego brata alfonsem, to się
grubo mylił.
Zna go pani?
Nie odpowiedziałam stanowczo. W pewnym sensie
było to prawdą. Bo czy ktokolwiek z nas może powiedzieć, że tak
naprawdę zna drugą osobę? No i byłam pewna, że jeśli obsługa
hotelowa uzna Nunleya za jakiegoś nagabywacza z ulicy, chętniej
mnie wesprze. W chwili, gdy wypowiedziałabym słowa doktor
i uczelnia Bingham , straciłabym częściowo status
napastowanej kobiety.
Chyba powinien pan wyjść rzekł mój nowy obrońca,
pan student. A ponieważ odnoszę wrażenie, że znajduje się pan
w stanie upojenia alkoholowego, na pana miejscu wezwałbym
taksówkę. Recepcjonista wskazał drzwi tak uprzejmym gestem,
jakby Nunley był gościem honorowym.
Nasz odzwierny z przyjemnością wezwie dla pana
taksówkę powiedział pogodnie. Tędy, proszę pana. Nim
doktor Nunley oprzytomniał, stał na chodniku przed wejściem,
obserwowany bacznym okiem dwóch odzwiernych.
Dziękuję zwróciłam się do pana studenta. Nie
usłyszałam wczoraj pańskiego nazwiska.
Rick Goldman.
Harper Connelly. Skinęłam głową.
Wymieniliśmy uścisk dłoni, choć moja drżała. Jak to się
stało, że znalazł się tu pan w odpowiednim momencie, panie
Goldman?
Rick. Pan Goldman sprawia, że czuję się jeszcze
starzej. Może usiądziemy i porozmawiamy chwilkę? Wskazał
na dwa duże fotele, których ustawienie na uboczu i nieco tyłem
do wejścia gwarantowało prywatność podczas konwersacji.
Zawahałam się, ale propozycja kusiła. Nie byłam tak
spokojna, na jaką starałam się wyglądać. Nadal się trzęsłam.
Zostałam zaskoczona i to w najgorszy możliwy sposób.
Na minutkę zgodziłam się ostrożnie i zapadłam w
fotel z taką gracją, na jaką mogłam się w tej sytuacji zdobyć. Nie
chciałam przed Rickiem Goldmanem pokazać, jaka jestem
zdenerwowana. Usiadł naprzeciwko, przywołując na kwadratową
twarz obojętny wyraz.
Jestem wychowankiem Bingham.
To niczego nie wyjaśniało. Tak? Wiele osób skończyło
tę uczelnię, ale nie widzę ich wszystkich tutaj teraz. Więc?
Przez cztery lata pracowałem w policji memphijskiej.
Teraz jestem prywatnym detektywem.
Ach tak. Chciałam, żeby skończył już te podchody i
przeszedł do sedna.
Zarząd uczelni jest aktualnie mocno skonfliktowany
oznajmił Rick Goldman.
Zaczynało mnie to nudzić. Uniosłam brwi i skinęłam
głową, by kontynuował.
Większość jest liberalna, mniejszość konserwatywna.
Ta mniejszość jest zaniepokojona publicznym
wizerunkiem Bingham. Gdy dowiedzieli się, czego dotyczy
prowadzony przez Nunleya kurs, poprosili, abym przyjrzał się
zaproszonym prelegentom.
I trzymał rękę na pulsie?
Słuchał, co w trawie piszczy przyznał.
Wydawał się poważnie traktować swoje zadanie.
W ogóle sprawiał wrażenie poważnego faceta.
Nunley nic nie podejrzewał?
zapytałam.
Zapisałem się na kurs, wniosłem wymagane opłaty nic
nie mógł poradzić na mój udział w zajęciach.
Ta kobieta w średnim wieku, ona też monitoruje te
spotkania?
Nie, lubi po prostu antropologię, przychodzi na
wszystkie zajęcia. Rozważałam przez chwilę jego słowa.
A więc to przypadek, że znalazł się pan dzisiaj w holu?
Nie do końca.
Zledził pan Clyde a?
Nie, to nudziarz. Pani jest dużo bardziej interesująca.
Niezupełnie wiedziałam, co miał na myśli.
A więc śledził pan mnie i brata?
Nie. Ale czekałem tu na panią. Po wczorajszym pokazie
mam kilka pytań.
Czułam, że jestem mu coś winna za tę interwencję w
sprawie Nunleya.
Słucham więc. To więcej niż zwykle robiłam. Jak
pani to robi? Pochylił się, skupiając na mnie wzrok. Gdyby
okoliczności były inne, pochlebiałoby mi takie zainteresowanie.
Ale podejrzewałam, co jest jego przyczyną, a raczej trudno było
ją uznać za coś pochlebnego. Spojrzałam mu w oczy z podobną
intensywnością.
Wie pan, że nie mogłam znać wcześniej odpowiedzi?
Jest pan tego pewien, tak?
Pokumaliście się z Clyde em? A potem się
posprzeczaliście?
Nie, panie Goldman. Nie pokumałam się z nikim. Swoją
drogą, dawno nie słyszałam, żeby ktoś tak mówił. Odwróciłam
wzrok i westchnęłam. Mam prawdziwe zdolności.
Może pan mi nie wierzyć, ale w końcu się pan przekona.
Dziękuję raz jeszcze. Wstałam i skierowałam się do windy.
Szłam bardzo powoli, bo nadal czułam się niepewnie prawa
noga zaczęła mi mocno dokuczać a nie chciałam upaść na
środku holu. Nacisnęłam guzik, drzwi się rozsunęły, a ja weszłam
do środka. Stojąc tyłem do drzwi, wybrałam pospiesznie
przycisk, nie chcąc patrzeć na Goldmana. Było mi głupio, że
potrzebowałam pomocy. Gdybym była tak twarda, jak chciałam,
sama powaliłabym Nunleya i porządnie go potem skopała. Z
drugiej strony, to mogłaby być przesadna reakcja.
Uświadomiłam sobie, że uśmiecham się do tylnej ściany
windy. Widać jestem tego rodzaju kobietą, która uśmiecha się na
myśl o kopaniu leżącego mężczyzny przynajmniej tego
konkretnego.
Powinnam nabrać pewności siebie, chociaż i tak
poradziłam sobie całkiem dobrze.
Nie zaczęłam krzyczeć czy płakać, nie poniżyłam się w
inny sposób. Nie jestem słaba, przekonywałam się w duchu. Po
prostu czasem tracę głowę. No i jeszcze te dolegliwości po
wypadku... Jedna z nich odezwała się właśnie teraz. Chwycił
mnie ból głowy tak potężny, że miałam problemy z wsunięciem
plastikowego klucza do szczeliny. W sypialni rzuciłam się do
torby z lekami, łyknęłam garść tabletek przeciwbólowych i
zzułam buty. Wiedziałam z doświadczenia jak wygodne jest moje
łóżko i przypuszczałam, że za dziesięć minut poczuję się lepiej.
Obiecałam to sobie solennie. Jednak leki zaczęły działać
dopiero po dwudziestu minutach. Ból nieco zelżał, przynajmniej
na tyle, że mogłam jasno myśleć. Zagapiłam się w sufit i
wspominając zachowanie doktora Nunleya, w końcu zasnęłam.
Tolliver obudził mnie kilka godzin pózniej.
Cześć przywitał mnie łagodnie. Jak się czujesz?
Recepcjoniści powiedzieli mi, że miałaś problemy z jakimś
gościem w holu i że nagle przybył rycerz w ciemnych sztruksach,
aby cię uratować.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]