[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Może wyda ci się to dziwne, ale tak.
- Bzdura, John. Ty mnie kochasz.
- Przykro mi, Veronico.
- Nie kochasz mnie? - spytała, nie wierząc własnym uszom.
- Chyba najlepiej zrobię, jeśli powiem to wyraznie. Jesteś wyjątkowo
piękną kobietą, Veronico, ale ja ciebie nie kocham.
Siedziała nieruchomo jak figura z wosku. John poczuł się nieswojo.
- Kim ona jest? - spytała Veronica z wściekłością.
- Ona? O kogo ci chodzi?
- O tę kobietę, z którą stałeś wczoraj przy kominku. Henrietta -
pomyślał. - Skąd ona wie o Henrietcie?
- O kim ty mówisz? O Midge Hardcastle?
- Midge? Zdaje się, że to ta kanciasta, ciemnowłosa dziewczyna? Nie,
nie o nią mi chodzi. I nie o twoją żonę. Mam na myśli tę bezczelną diablicę,
która stała wczoraj przy kominku. To przez nią mnie odtrąciłeś! Nie udawaj,
że ze względu na żonę i dzieci! To przez tamtą kobietę! - Wstała i podeszła do
Johna. - Nie rozumiesz, że od osiemnastu miesięcy, od kiedy wróciłam do
Anglii, nie przestaję o tobie myśleć? Jak sądzisz, po co kupiłam tę głupią
willę? Tylko dlatego, że dowiedziałam się, iż dni wolne od pracy często
spędzasz u Angkatellów.
- Więc z góry zaplanowałaś to, co stało się wczoraj?
- Jesteś mój, John. Na zawsze.
- Nie jestem niczyją własnością, Veronico. %7łycie cię jeszcze nie
nauczyło, że nie możesz posiąść drugiego człowieka na własność? Kochałem
cię, kiedy byłem młody. Chciałem dzielić z tobą życie, ale ty wybrałaś własną
drogę.
- Moje życie i moja kariera były ważniejsze od tego, co ty robiłeś. Każdy
może być lekarzem!
- Czy rzeczywiście jesteś aż tak cudowna, jak sądzisz? -zirytował się
John.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie wspięłam się na sam szczyt? Zrobię to!
Zobaczysz!
John Christow patrzył na nią z zainteresowaniem, ale bez miłości.
- Nie sądzę. Czegoś ci brak, Veronico. Ciągle garniesz do siebie& Brak
ci hojności.
Veronica wstała.
- Odtrąciłeś mnie piętnaście lat temu - powiedziała spokojnie. - Dzisiaj
robisz to samo. Jeszcze tego pożałujesz.
John również wstał i podszedł do drzwi.
- Przykro mi, że cię rozczarowałem. Jesteś śliczna, moja droga; kiedyś
cię kochałem. Może na tym poprzestańmy?
- Do widzenia, John. Nie poprzestaniemy na tym, jeszcze się
przekonasz. Nienawidzę cię tak bardzo& Nie wiedziałam, że potrafię tak
nienawidzić.
Wzruszył ramionami.
- Przykro mi. Do widzenia.
John odszedł przez las. Dotarł do basenu i usiadł na ławce. Nie było
mu żal, że potraktował Veronicę tak brutalnie. Veronica - myślał - jest złym
człowiekiem. Zawsze taka była. Miał szczęście, że w porę od niej uciekł. Bóg
jeden raczy wiedzieć, co by się z nim stało, gdyby od niej wtedy nie odszedł.
Miał cudowne poczucie, że zaczyna życie na nowo, wreszcie uwolniony
od przeszłości. Przez ostatnie dwa lata trudno było z nim wytrzymać. Biedna
Gerda - pomyślał. -Taka oddana, gotowa zrobić wszystko, żeby mi się
przypodobać. Teraz będzie dla niej lepszy.
Może nie będzie taki bezwzględny dla Henrietty? Chociaż ona nigdy nie
dawała sobie dmuchać w kaszę; to nie w jej stylu. Nawet w najbardziej
dramatycznych chwilach Henrietta potrafiła zachować spokój i patrzyła na
świat z dystansem.
Pójdę do Henrietty, opowiem jej o wszystkim - pomyślał.
Nagle podniósł głowę. Zaniepokoił go jakiś dzwięk. Daleko, na górze,
ktoś strzelał; słychać było też normalne odgłosy leśnego życia: ptaki, szelest
opadających liści. Ale ten dzwięk był inny. Bardzo wyrazny trzask.
John poczuł strach. Jak długo tu siedzi? Pół godziny? Godzinę? Ktoś
go obserwuje. Ktoś&
Ten trzask& to był& oczywiście!
Odwrócił się raptownie, ale było już za pózno. Ze zdumienia szeroko
otworzył oczy, ale nie zdążył wydobyć z siebie żadnego dzwięku.
Padł strzał i John osunął się na brzeg basenu. Z lewej strony jego ciała
pojawiła się szybko rosnąca, ciemna kałuża. Krew spływała po betonowym
obramowaniu basenu i powoli kapała do wody.
XI
Herkules Poirot strzepnął z buta ostatni pyłek. Przed wyjściem na
proszony obiad starannie wybrał ubranie. Był z siebie zadowolony. Dobrze
wiedział, co się nosi w niedzielę na angielskiej wsi, ale nie zamierzał ulegać
tutejszym zwyczajom. Wolał trzymać się swoich zasad. Nie jest Anglikiem.
Jest Herkulesem Poirot!
W skrytości ducha przyznawał, że nie lubi wsi. Jego przyjaciele często
wychwalali uroki wypoczynku w wiejskiej willi i w końcu uległ modzie, kupił
sobie Resthaven, mimo że jedyną rzeczą, która mu się w tej posiadłości
podobała, był prostokątny kształt domu. Okolica nie interesowała go w
najmniejszym nawet stopniu, chociaż wiedział, że uchodzi za piękną. Była
jednak zbyt niesymetryczna, żeby mogła mu się spodobać. Drzew nigdy nie
lubił; zawsze panuje wokół nich nieporządek; szczególnie w okresie, kiedy
gubią liście. Nie denerwowały go tylko topole, lubił araukarie; bujne buki i
dęby nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Takie widoki najlepiej jest
podziwiać w ciepłe popołudnie z okna samochodu. Można zawołać:  Quel
beau paysage! i wrócić na noc do dobrego hotelu.
W Resthaven - pomyślał - najlepszy jest warzywnik, podzielony przez
Victora, beligijskiego ogrodnika, na równe grządki. Francoise, żona Victora,
robi wszystko, żeby dogodzić podniebieniu swojego pracodawcy.
Herkules Poirot przeszedł przez furtkę, westchnął, jeszcze raz spojrzał
na swoje lśniące czarne buty, poprawił jasnoszary kapelusz i spojrzał przed
siebie.
Kiedy jego wzrok padł na dom, lekko zadrżał. Dovecotes i Resthaven
zostały zbudowane przez rywalizujących ze sobą sąsiadów. Każdy z nich
kupił sobie kawałek ziemi. Ich pomysłowość powściągnął urząd National
Trust, dbający o zachowanie urokliwego krajobrazu. Dwa domy
reprezentowały dwie szkoły. Resthaven przypominało pudło z dachem, było
bardzo nowoczesne i dość surowe. Dovecotes było miniaturą wiejskiej
siedziby z dawnych czasów, ściśnięte na nader skromnej przestrzeni.
Herkules Poirot zaczął się zastanawiać, którą ścieżkę wybrać. Wiedział,
że nieco dalej od drogi odchodzi ścieżka zamknięta małą furtką. Doszedłby
tamtędy do bocznego wejścia, ale do głównego miał znacznie dalej. Herkules
Poirot, zawsze przestrzegający etykiety, postanowił pójść tą drugą drogą.
Pierwszy raz szedł z wizytą do sir Henry ego i lady Angkatell. Nie
powinno się - myślał - bez zaproszenia korzystać ze skrótów; szczególnie gdy
się jest gościem ludzi o wysokiej pozycji społecznej. Musiał przyznać, że
zaproszenie do nich sprawiło mu przyjemność.
- Je suis un peu snob - mruknął pod nosem.
Mile wspominał Angkatellów, których poznał w Bagdadzie; szczególnie
lady Angkatell.
Une originale - pomyślał.
Bardzo trafnie oszacował czas, potrzebny do przebycia drogi dzielącej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Hatha Yoga Pradipika
    Rebeliantka Anne Herries
    094 Ewa wzywa 07... Rozłączył was na zawsze Martyn Janina
    Krentz Jayne Ann Wilcza harmonia
    Frankowski & Grossman Tank 2 The War With Earth
    Zelazny Roger Amber 08 Znak Chaosu
    Kraszewski Józef Ignacy Pogrobek
    Brian Kavanagh Capable of Murder (pdf)
    Colin Dexter Ktokolwiek w
    Alan Dean Foster The Man Who Used the Universe
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • psmlw.htw.pl