[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odbiornik.
- Chodz tu do mnie. Mo\e chciałabyś się przytulić?
- Nie poganiaj. - Uśmiechnęła się i przysunęła sobie
krzesło. Pocałunek skłonił ją do rozwagi.
- Szkoda, \e nie mamy kukurydzy. Co to za randka w
kinie bez kukurydzy?
- Mogę pójść i kupić z maszyny, a potem odgrzać w
mikrofalówce. - Propozycja Franka wydała jej się miła i
kojÄ…ca.
- NaprawdÄ™ te\ masz ochotÄ™?
- Oczywiście, \e tak. Umieram z głodu. Dopiero kiedy
wróciła z kukurydzą, uświadomiła sobie, jaki on jest
przewrotny. Bo przecie\ musiała go tą kukurydzą karmić
siedząc przy nim na łó\ku.
- Ale z ciebie spryciarz - rzuciła sadowiąc się wygodnie. -
Tylko nie patrz na mnie tak niewinnie. Takie samo z ciebie
niewiniÄ…tko jak z Don Juana.
- Nie musiałaś się zgodzić na tę kukurydzę. I \eby mnie
karmić.
- Pewnie. Mogłam siedzieć na krześle i sama zajadać.
- Ty byś tak nie zrobiła.
- Myślisz, \e mnie tak dobrze znasz?
- Dostatecznie dobrze.
- No i co?
- Wydaje mi się, \e w końcu przestałaś się przede mną
bronić.
Jenny westchnęła, przypominając sobie wspaniałe uczucie,
kiedy Frank ją całował.
- To tylko przerwa na dzisiejszy wieczór.
- Kochanie, to dopiero poczÄ…tek. PoczÄ…tek. - Tym razem
Frank te\ się z nią nie spierał.
ROZDZIAA SZÓSTY
Frank czul się ogłuszony. Minęło kilka dni, w czasie
których interesował się głównie Jenny, a nie sobą, a
rehabilitacja dawała coraz lepsze wyniki, a\ tu nagle musiał
stawić czoło rzeczywistości. Zdjęto mu wszystkie banda\e,
skóra ju\ dostatecznie się wygoiła. Patrząc na swoje ręce miał
jednak wra\enie, \e nale\Ä… do kogoÅ› innego.
Widywał je, oczywiście, ju\ wcześniej podczas
opatrunków, wolał jednak wtedy myśleć, \e jeszcze jest czas,
\e mo\e zdarzy siÄ™ jakiÅ› cud i blizny zniknÄ…. Lecz teraz doktor
Wilding wyraznie oświadczył, \e \aden cud się nie zdarzy, \e
zaczerwienienie stopniowo będzie znikać, ale blizny
pozostaną na zawsze. Frank usiłował sobie wyobrazić, jak ma
z tym \yć. Najpierw myślał, \e to nie będzie dla niego
problemem, teraz jednak a\ skręcało go w brzuchu, kiedy o
tym myślał.
- Jest zupełnie niezle - mruknął lekarz z zadowoleniem. -
W przyszłości mo\e pan pomyśleć o operacji plastycznej,
przeszczepie skóry, je\eli będzie pan chciał, ale to te\ niewiele
pomo\e. Gdyby miało naprawdę pomóc, ju\ dawno bym ją
doradził. Ale i tak ma pan szczęście. Mogło być gorzej.
Szczęście? Co to za szczęście, je\eli ma się takie ręce, na
których właściwie nale\ałoby nosić rękawiczki przez okrągłą
dobę? Próbował sobie przypomnieć swoje ręce sprzed
wypadku. Ręce pokaleczone, podrapane przy pracy, lecz
wyglądające przecie\ wspaniale. Zwłaszcza w porównaniu z
ich obecnym stanem.
Wreszcie oderwał od nich wzrok i zdecydował się
spojrzeć na Jenny. Czekał w napięciu na jej reakcję.
Zciągnęła brwi, przygryzła dolną wargę, lecz przypomniał
sobie, \e często tak reagowała, kiedy po prostu się nad czymś
zastanawiała. Zresztą po chwili zaczęła się powoli uśmiechać,
nawet rozbłysły jej oczy. Mimo to Frank nie czuł się
przekonany. Był wręcz pewien, \e \adna kobieta nie
pogodziłaby się z tym, \eby dotykały jej takie ręce. Usiłował
sobie wyobrazić napiętą czerwoną skórę na bladych, pięknych
piersiach Jenny, na wypukłości jej bioder, lecz wyobraznia
odmówiła mu posłuszeństwa.
Gniew, bunt i strach o to, czy będzie mógł wykonywać
swój zawód, jakie odczuwał na początku, były niczym w
porównaniu z poczuciem pustki, które opanowało go teraz.
Nigdy sobie nie pozwoli na takie porównania hańbiące urodę
Jenny.
Có\ za gorzka ironia - poznać taką kobietę tylko po to, by
zaraz się okazało, \e nigdy nie mogą być ze sobą. Aagodna,
czuła Jenny miała w sobie dość współczucia i zrozumienia, by
móc je ofiarować nie tylko jemu, lecz tak\e całemu światu.
Przejawiało się to w jej stosunku do pacjentów, do Otisa.
Mo\na by było skorzystać z pokusy i pogrzać się w jej cieple,
przyjąć jej współczucie i litość i nazwać je miłością.
On jednak tego nigdy nie zrobi. Oszaleje z bólu, z
poczucia tej niesamowitej niesprawiedliwości, lecz przysięga
sobie, \e nigdy nie zwiÄ…\e siÄ™ z Jenny. Uzbroi siÄ™ przed
wszelkimi tęsknotami, które odczuwa, odkąd ją poznał,
zwalczy w sobie wszelkie odruchy i chęć dotykania jej czy
bycia z nią. Ten jeden pocałunek tak pociągający jak narkotyk
był ich ostatnim pocałunkiem. Kiedy wypiszą go ze szpitala,
odejdzie na zawsze z jej \ycia.
Upływały ostatnie dni pobytu Franka w szpitalu. Jenny
wiedziała dokładnie, co się dzieje. Znała to z doświadczenia.
Lecz u Franka wszystko przebiegało bardziej intensywnie, bo
taki miał charakter. Niepewność sytuacji, jaką odczuwał,
doprowadzała go do szału, wrzeszczał na wszystkich dookoła.
Zawsze stwarzał w swojej wyobrazni sytuacje i obrazy bez
zarzutu, teraz musiał się pogodzić z niedoskonałością. Dla
Jenny czy kogoś innego blizny Franka naprawdę mogły być
zupełnie nieistotne, wystarczało jednak, \e on sam uwa\ał je
za coÅ› strasznego.
Tylko raz, wtedy gdy zdjęto mu na dobre banda\e,
pozwolił sobie odsłonić przed Jenny to, co naprawdę czuł,
tylko wtedy nie maskował swego bólu. Potem zupełnie się
odizolował psychicznie. Owszem, przychodził regularnie na
rehabilitację, lecz prawie się nie odzywał. Dziś było podobnie.
Siedział sztywno na krześle i z furią wykonywał
ćwiczenia, nie zwracając uwagi na to, \e z czoła cieknie mu
pot, a mięśnie ramion napięte ma do granic mo\liwości. Jenny
ju\ nie potrafiła tego znieść. Przysunęła sobie krzesło i usiadła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]