[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nagle na niego spojrzała.
- Myśli pan... Dlaczego pan tak na mnie patrzy?
- O czym? - Celowo zignorował drugą część pytania. Zacisnęła usta w
wąską kreskę. Anthony poczuł, że jego własne drżą.
- Zmieje się pan ze mnie? - spytała podejrzliwie. Potrząsnął głową.
- Myślę, że tak.
- Zapewniam panią, że wcale się z pani nie śmieję - powiedział zduszonym
głosem.
- Kłamie pan.
- Nie...
Gdyby wypowiedział jeszcze jedno słowo, parsknąłby śmiechem. O dziwo,
nie miał pojęcia, dlaczego.
- Na litość boską! - zirytowała się panna Sheffield. - O co chodzi?
Wicehrabia oparł się o pień najbliższego wiązu, z trudem hamując
wesołość.
Kate położyła ręce na biodrach. W jej oczach malowała cię ciekawość i
jednocześnie złość.
- Co pana tak bawi?
W końcu przegrał walkę.
- Nie wiem - wykrztusił. - Wyraz pani twarzy... Zauważył, że się
uśmiecha. W takich momentach najbardziej mu się podobała.
- Pańska mina również jest zabawna - stwierdziła.
- O, z pewnością.
Zaczerpnął kilka głębokich oddechów i kiedy się upewnił, że panuje nad
sobą, stanął prosto. Dostrzegłszy w jej oczach podejrzliwość, uświadomił sobie,
że musi wiedzieć, co panna Sheffield o nim myśli.
Nie mógł czekać do następnego dnia. Nawet do wieczora. Raptem się
przekonał, że pragnie zrobić na niej dobre wrażenie. Oczywiście potrzebował
jej poparcia w staraniach - bardzo zaniedbanych - o rękę Edwiny, ale chodziło
też o coś więcej. Obraziła go, omal nie zmusiła do kąpieli w Serpentine,
upokorzyła w czasie pall maila, a mimo to nie pamiętał, żeby ostatnio czyjeś
zdanie aż tak się dla niego liczyło.
- Uważam, że jest mi pani coś winna - powiedział, odsuwając się od
drzewa.
W głowie miał zamęt. Musiał zyskać pewność, dowiedzieć się, co ona
naprawdę o nim myśli, a jednocześnie nie chciał się zdradzić, jak bardzo mu
zależy na jej opinii. Przynajmniej do czasu, póki sam nie zrozumie własnych
motywów.
- Słucham?
- Zadośćuczynienie. Z powodu pall maila. Prychnęła i oparła się o wiąz,
krzyżując ręce na piersi.
- Jeśli już, to mnie się coś należy, a nie panu. Ja przecież wygrałam.
- Tak, ale to ja zostałem upokorzony.
- Prawda.
- Nie byłaby pani sobą, gdyby powstrzymała się od tej uwagi - zauważył
sucho.
- Dama powinna zawsze być szczera.
Kącik ust wicehrabiego wykrzywił się w znajomym uśmieszku.
- Miałem nadzieję, że pani to powie. Kate się speszyła.
- Dlaczego?
- Bo moim zadośćuczynieniem będzie szczera odpowiedz na pytanie, które
pani zadam.
Położył rękę na pniu, tuż przy jej głowie, i zbliżył ku niej twarz. Kate nagle
poczuła się jak w pułapce, choć w każdej chwili mogła czmychnąć.
Stwierdziła jednak, z lekką konsternacją i dreszczykiem podniecenia, że
jego ciemne i płonące oczy wręcz ją hipnotyzują.
- Myśli pani, że to możliwe, panno Sheffield? - zapytał cicho.
- Jak brzmi pytanie? - Nie poznała własnego głosu, cichego i
zachrypniętego.
- Proszę pamiętać, że musi pani odpowiedzieć uczciwie.
Skinęła głową, a przynajmniej chciała to zrobić, ale nie była pewna, czy w
ogóle jest w stanie się ruszyć.
Nachylił się jeszcze bardziej, nie na tyle, żeby czuła jego oddech, lecz
dostatecznie blisko, żeby zaczęła drżeć.
- Oto moje pytanie, panno Sheffield. Rozchyliła usta.
- Czy... - Przysunął się bliżej... - nadal... - Jeszcze o cal. - ... pani mnie
nienawidzi?
Nerwowo oblizała wargi, całkiem zaskoczona. Wicehrabia uśmiechnął się
nieznacznie.
- Uznaję, że odpowiedz jest przecząca. - Raptownie odsunął się od drzewa
i dodał: - W takim razie chyba pora wrócić do domu i przygotować się do
kolacji, prawda?
Kate się nie poruszyła, jakby nagle zabrakło jej sił.
- Chce pani jeszcze tu zostać? - Spojrzał w niebo. Zachowywał się
zupełnie inaczej niż przed chwilą, nie jak rasowy uwodziciel, lecz rzeczowo, ,
a nawet trochę szorstko. - Proszę bardzo. Raczej nie będzie padać. Przynajmniej
w ciągu najbliższych kilku godzin.
Patrzyła na niego bez słowa. Albo on postradał zmysły, albo ona straciła
mowę. A może jedno i drugie.
- W porządku. Nie ma to jak świeże powietrze. Zobaczymy się na kolacji?
Kiwnęła głową. Cud, że chociaż tyle jej się udało.
- Zwietnie. - Ujął jej dłoń i złożył palący pocałunek na wewnętrznej
stronie nadgarstka, jedynym skrawku nagiej skóry między rękawiczką a
rękawem sukni. - Do wieczora, panno Sheffield.
I odszedł, zostawiając ją kompletnie oszołomioną. Czuła, że przed chwilą
wydarzyło się coś ważnego, ale nie miała pojęcia co.
Wpół do ósmej Kate zastanawiała się, czy nie dostać migreny. Za
piętnaście ósma brała przez chwilę pod uwagę atak apopleksji. Za pięć ósma,
gdy rozbrzmiał dzwonek wzywający na kolację, rozprostowała ramiona i
wyszła z pokoju.
Postanowiła, że nie będzie tchórzem.
I przetrwa cały wieczór. Zresztą, pocieszała się, nie zasiądzie obok lorda
Bridgertona, wicehrabiego i głowy rodu. Jako córce drugiego syna barona
przypadnie jej miejsce daleko od szczytu stołu, więc nawet nie będzie go
widzieć, chyba że uprze się skręcić sobie szyję.
Edwina, która dzieliła z nią pokój, udała się do sypialni matki, żeby pomóc
jej wybrać naszyjnik. Ona też powinna wejść do Mary i tam zaczekać, aż będą
gotowe, ale nie miała ochoty na rozmowę. W dodatku siostra już zauważyła jej
dziwny, refleksyjny nastrój. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby macocha
zarzuciła ją troskliwymi pytaniami.
Najgorsze, że nie umiałaby wytłumaczyć, co jest nie w porządku.
Wiedziała tylko, że dziś po południu coś się zmieniło między nią a wicehrabią,
budząc w niej niepokój.
To chyba normalne, że ludzie boją się tego, czego nie pojmują.
A Kate zdecydowanie nie rozumiała wicehrabiego.
Nie zdążyła nacieszyć się samotnością, bo w tym momencie na korytarz
wyszła Penelope Featherington, najmłodsza z trzech sióstr, które już
zadebiutowały w towarzystwie. Czwarta jeszcze chodziła do szkoły.
Niestety panny Featherington były znane ze swojego braku szczęścia na
rynku małżeńskim. Prudence i Philippa przez trzy lata nie dostały żadnej
propozycji małżeństwa. Penelope już drugi sezon starała się na przyjęciach
unikać matki i sióstr, które powszechnie uważano za głupie.
Kate ją lubiła. Odkąd lady Whistledown uwzięła się na nie obie za
niekorzystny dobór kolorów, powstała między nimi swego rodzaju więz.
Teraz westchnęła ze smutkiem, spostrzegłszy, że w cytrynowożółtej sukni
dziewczyna wygląda szczególnie blado. Na domiar złego ogromna ilość
falbanek i marszczeń wręcz przytłaczała niską Penelope.
Szkoda, bo mogłaby się podobać, gdyby ktoś przekonał jej matkę, żeby
zmieniła krawcową i pozwoliła córce samej wybierać stroje. Miała przyjemną
twarz i bardzo jasną cerę rudzielca, natomiast włosy kasztanowate albo raczej
rudobrązowe. Jakkolwiek określić ich barwę, cytrynowożółty zdecydowanie do
nich nie pasował.
- Kate! - zawołała Penelope na jej widok. - Co za niespodzianka! Nie
wiedziałam, że ty również tutaj będziesz.
- Pózno dostałyśmy zaproszenie. Poznałyśmy lady Bridgerton dopiero w
zeszłym tygodniu.
- Powiedziałam, że jestem zaskoczona, ale wcale nie jestem. Lord
Bridgerton bardzo się interesuje twoją siostrą.
Kate się zarumieniła.
- E... tak. Istotnie.
- Tak przynajmniej się szepcze, ale z drugiej strony nie zawsze można
wierzyć plotkom.
- Rzadko się zdarza, żeby lady Whistledown nie miała racji.
Penelope wzruszyła ramionami, a potem spojrzała z niesmakiem na swoją
suknię.
- Z pewnością nigdy nie pomyliła się co do mnie.
- Och, nie przejmuj się głupotami - pocieszyła ją Kate, ale obie wiedziały,
że mówi tak z uprzejmości.
Dziewczyna z rezygnacją potrząsnęła głową.
- Moja mama uważa, że żółty to radosny kolor, a szczęśliwa dziewczyna
łatwiej złapie męża.
- O rany!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]