[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Choć ze mną. Obiecałeś, że mnie nauczysz, jak zdobywa się kobiece serca
-
to mówiąc książę zaśmiał się głośno.
-
Ja obiecałem? - zdziwił się Polak i ruszył w ślad za księciem. Młodzi mężczyzni miło gawędzili po
drodze; królewski syn okazał się bardzo dobrym kompanem. Szymon ledwo zdołał się wykręcić od
pytań, skąd zna Elezara i w jaki sposób znalazł się w tych stronach.
Książę wyczuł, że dla jego rozmówcy nie są to wygodne tematy i przestał naciskać.
Zakłopotany Szymon zapewnił też kilka razy, że nie jest specjalistą od kobiecych serc.
Tak rozmawiając szli po skalistej równinie przez płaskowyż. Następnie weszli w teren górzysty. W
końcu dotarli do wysokiej skalnej ściany i zatrzymali się przed nią.
-
Tutaj musimy mieć się na baczności - powiedział Jonatan ściszonym głosem. - To jest słynny skalny
grzbiet. Po naszej stronie znajduje się urwisko o nazwie
148
Bosses. Znajdujemy się na jego dnie. U góry stacjonują filistyńskie straże, a po drugiej stronie
grzbietu jest kolejne urwisko, Senne. Tam w wąskim, długim wąwozie armia kilkudziesięciu tysięcy
nieobrzezańców szykuje się do bitwy z nami. Niech ich wszystkich piekło pochłonie!
Niech zasypie ich lawina kamieni w tym ciasnym jarze! Zapewne zdajesz sobie sprawę, że dopóki
mój ojciec nie powróci z wojskiem z Gilgal, jesteśmy bezbronni wobec takiej siły wroga? Mają
konie, rydwany i prawie każdy walczy mieczem. Filistyni jak nikt inny znają się na kowalstwie,
podczas gdy my mamy głównie drewniane oszczepy i topory. Miecz mam tylko ja, mój ojciec, no i
Elezar. Ciekawe, gdzie go zdobył ten jasnowłosy olbrzym? Jego broń, to prawdziwe dzieło sztuki,
jakby z domieszką jakiegoś twardego złota. Te misterne zdobienia, wygrawerowane postacie
aniołów.
Szymon wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że tak naprawdę to nic nie wie na ten temat.
-
Na szczęście - tu książę westchnął głęboko i rozchmurzył swe oblicze - nie od siły wojownika i jego
miecza zależy wygrana bitwa, ale od Mocarza nad mocarzami, naszego Pana. - Spojrzał w górę,
uśmiechnął się tajemniczo i powiedział coś, czego Polak najmniej się spodziewał:
-
Szymonie, wdrapmy się na samą górę i naróbmy zamieszania pośród straży
filistyńskiej! Może Wszechmocny Elohim uczyni coś dla nas? Bo dla Niego nie stanowi różnicy czy
do walki rusza wielki oddział, czy tylko my dwaj. Tu się liczy wiara i odwaga, którą On się
posługuje. Idziesz ze mną?
149
-
To dla mnie wielki zaszczyt, książę - odpowiedział Szymon, myśląc po cichu:
Przecież ja się tu zabiję, zwalę się z tej skały i skręcę kark".
Rzeczywiście - Polak nie miał wielkiego doświadczenia w górskich wspinaczkach. Co prawda w
swoim świecie chodził trochę po górach, ale podążał łatwymi turystycznymi szlakami z małym
plecaczkiem wypełnionym kanapkami. Na końcu takiej wędrówki był
zawsze miły piknik przy schronisku.
Jonatan przyjrzał się dokładniej skalnej ścianie, po czym powiedział:
-
Jest tu najwyżej osiemdziesiąt łokci. Damy radę.
Osiemdziesiąt łokci?" - Polak przeliczył szybko
po cichu i... przeraził się. To jest czterdzieści metrów gładkiej ściany! Litości! To jest przecież jak
piętnasto-piętrowy wieżowiec!"
Jednak na szczęście ściana nie była aż taka gładka. Jonatan poradził mu:
-
Zatknij solidnie oszczep z tyłu za pas, żeby ci nie przeszkadzał we wspinaczce. - Sam zrobił tak ze
swoim mieczem i ruszył pierwszy, dziarsko pokonując kolejne występy skalne.
Wyglądał, jakby szedł po kamiennych schodach, przyczepionych do żółtej skały. Polak ruszył
za nim.
Kilkanaście metrów w bok, gdzieś znad rumowiska rozbrzmiał nieprzyjemny głos:
-
Panie mój, to jest ten szczeniak rozrzucający myszy i wrzody. Pozwól, że pomszczę na nim naszą
zniewagę. Niech wejdzie do połowy skały, a wtedy zrzucę go w przepaść i rozbije mu ten piękny
łepek.
150
- Nie psie! - odpowiedział jakiś stanowczy głos. -Sam się na nim zemszczę. Gdy wkrótce stanę się
człowiekiem, osobiście wytępię ród Polaków.
Rozmowy ucichły, a Szymon zabierał się do wspinaczki. Stopnie były bardzo nieregularne i różnej
wielkości. Niektóre sterczały blisko, jeden nad drugim, na inne trzeba było się podciągać na rękach i
wdrapywać z wielkim wysiłkiem. W tym wszystkim najgorsza była świadomość braku jakichkolwiek
poręczy. Nic, tylko z jednej strony ściana, z drugiej ziejąca przepaść. W pewnym momencie Szymon
przeraził się, że nie da rady podciągnąć się na kolejną skalną półkę. Wisiał na ugiętych rękach przez
dłuższy czas, aż zdrętwiały mu ramiona. Co gorsza, nie mógł też trafić z powrotem stopami na
poprzedni, niższy występ.
Czuł pod sobą próżnię. Zaczęło mu się robić na przemian zimno i gorąco. Serce łomotało w piersi ze
strachu. Z ciężkiego sapania przeszedł w rozpaczliwy płacz. W końcu wpadł w prawdziwą panikę.
Czuł, że zaraz spadnie, że to są jego ostatnie sekundy. Gdy zaczął już osuwać się w dół, poczuł nagle,
że oparł o coś stopę. Dzięki Ci, Panie Boże, za tę skałkę" -
pomyślał. Jednak po chwili uświadomił sobie, że chyba nie był to żaden występ skalny, bo nagle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]