[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obniżając pułap lotu, przeleciał łagodnym łukiem od strony południa nad Wzgórzami
Calocour, a pózniej nad Pałacem Imperialnym. Tu i ówdzie w różnych punktach miasta wciąż
jeszcze widniały wielkie kratery, chociaż ogromne nowe automaty konstrukcyjne, które
Palpatine nakazał skonstruować tuż po zakończeniu działań zbrojnych, radziły sobie
doskonale z usuwaniem wszelkich śladów wojny. Czterdziestopiętrowe kolosy miały
ogromne czerpaki, obejmujące szeroki zasięg laserowe mapy i wyrzutnie niszczycielskich
promieni naładowanych cząstek, a także tarany i inny sprzęt do burzenia lub kruszenia niemal
wszystkich budowli. W dolnej części każdej takiej machiny roiły się niczym mikroby
miliardy nanodroidów, które rozdrabniały gruz, cząsteczka po cząsteczce, wchłaniały go i
oszałamiająco szybko tworzyły nowe konstrukcje, zwłaszcza te najbardziej potrzebne w
infrastrukturze miasta: uliczne ślimaki, przezroczyste krysztastalowe rury pojazdów na
poduszce magnetycznej czy wielopiętrowe wieżowce. Podobne do ogromnych
mechanicznych mięczaków automaty konstrukcyjne, poruszając się powoli i niezgrabnie
zniszczonymi ulicami, z takim samym apetytem kruszyły durastalowe wsporniki,
plastbetonowe mury i transpastalowe okna, pozostawiając zamiast nich nowiutkie budowle i
arterie komunikacyjne. Precz ze starym, niech żyje nowe, pomyślał Kaird. Popatrzył, jak
pracuje jeden z ogromnych automatów, wyraznie odcinający się od tła zrujnowanego gmachu.
Robot machnął burzącą kulą niczym gigant z dziecięcej bajki buławą i zamienił pozostały
fragment muru w gruz.
W dokach lądowiska Wschodniego Portu obsługiwano rozmaite gwiezdne statki,
począwszy od bardzo popularnych wahadłowców klasy Lambda, a skończywszy na
niszczycielach klasy Victory. Statek Kairda wyprzedził kilka mniejszych jednostek, bo
sfałszowana tożsamość wysokiego stopniem członka Gildii Handlowej zapewniała mu
pierwszeństwo obsługi.
Czekał już na niego szybki środek transportu, więc kilka minut pózniej rozpoczął drugi
etap podróży. Czarne Słońce dysponowało najnowocześniejszymi systemami przeszukiwania
baz danych, więc można było powiedzieć z dużą dokładnością, że poszukiwany android
znajduje się gdzieś w sektorze Yaam. Mimo to rejon poszukiwań był dosyć rozległy i
znajdował się daleko od miejsca, w którym Kaird wylądował. Cóż, jedną z cech niezbędnych
dla zawodowego zabójcy była cierpliwość. Kaird mógł być pewny, że wcześniej czy pózniej
odnajdzie swoją ofiarę. A reszta będzie już tylko kwestią czasu. W tym przypadku czasu
Xizora, którego nie pozostało mu dużo.
Rhinann sprowadził Nicka Rostu na dół, na lądowisko hangaru. Oficer był przytomny, ale
nic nie mówił, nawet się nie rozglądał. Elomin znał trochę mimikę i mowę ciała istot
ludzkich, więc był pewny, że Rostu zobaczył albo usłyszał coś, co nim wstrząsnęło tak
bardzo, iż popadł w odrętwienie. Rhinann wzdrygnął się, usiłując nie myśleć, co takiego mógł
wyrządzić Vader temu mężczyznie. Obojętne, co to mogło być, wywołało u niego taki szok,
że Rhinann nawet nie musiał mu zakładać ogłuszających kajdanków.
Podczas gdy Elomin się nad tym zastanawiał, Nick potknął się i uklęknął na fioletowym
dywanie. Rhinann zawahał się, ale jednak pomógł mu wstać. Starał się dotykać go tylko przez
ubranie, ale i tak poczuł dreszcz obrzydzenia na myśl o tym, że mógłby przypadkiem dotknąć
ciała istoty ludzkiej.
Tędy, panie majorze powiedział. Czas iść dalej.
Rostu odwrócił się posłusznie i w milczeniu poszedł dalej. Rhinann podążył za nim.
Ach, ci ludzie, pomyślał z goryczą. Niemal wszystko w galaktyce meble, środki
transportu, narzędzia, broń, a nawet głupi sprzęt kuchenny jeżeli nie zostało wykonane na
specjalne zamówienie, było projektowane z myślą o istotach ludzkich. Jeśli oddychający
metanem mieszkaniec Heliksa Dziewięć zamawiał w stoczni gwiezdny krążownik, musiał się
upewnić, że po jego pomieszczeniach będzie krążyła właściwa mieszanka gazów, aby mógł w
niej przeżyć. Podróżując przeznaczonym dla istot różnych ras dowolnym środkiem transportu,
miałeś pewność, że jeżeli wyraznie sobie tego nie zażyczysz, ciążenie będzie zawsze równe
standardowemu ciążeniu na Coruscant, częstotliwość zródeł światła będzie się zawierała w
wąskim paśmie od trzystu do siedmiuset nanometrów, a temperatura będzie się wahała wokół
dwudziestu pięciu stopni. Taki był zwyczaj, taka norma, i biada każdemu, kto wykraczał
chociaż trochę poza powszechnie uznawane granice.
Ach, ci ludzie. Ich cywilizacja zdominowała kulturę, handel, władzę i siły zbrojne...
krótko mówiąc, wszystko w galaktyce. Można było ich kochać albo nienawidzić, ale nie dało
się ich ignorować. Na dobre czy na złe, ludzie byli architektami przyszłości galaktyki.
Rhinann doszedł do wniosku, że tylko taka pogrążona w mrokach barbarzyństwa, agresywna i
butna rasa mogła stworzyć potwora w rodzaju Dartha Vadera.
W końcu dotarli do szybu turbowindy. Na kabinę czekało już kilku pałacowych
funkcjonariuszy różnych ras, ale na widok Rhinanna i jego więznia wszyscy się cofnęli.
Kiedy drzwi kabiny się otworzyły, Elomin i Rostu weszli do środka. Rhinann przeszedł w
kąt i obejrzał się za siebie. %7ładen inny potencjalny pasażer nie zamierzał wchodzić do kabiny,
chociaż pozostało w niej dużo wolnego miejsca. Jakiś Ishi Tib powiedział:
Nic nie szkodzi. Pojedziemy następną.
Drzwi kabiny się zamknęły. Rhinann głośno sapnął przez kły.
Ach, ci ludzie, pomyślał z rezygnacją.
ROZDZIAA 23
W pierwszej chwili Jax nie zrozumiał, co android stara się mu przekazać. Zastanowił się,
czy na pewno go dobrze zrozumiał. Może z powodu jakiejś usterki procesora android
wypowiedział słowo ojciec zamiast gospodarz ? Rycerz Jedi zauważył jednak zdumienie
na twarzy Laranth i już wiedział, że jednak się nie przesłyszał.
Co takiego? zapytał.
Android jakie było jego oznaczenie, I-5? wyglądał na wzruszonego. Jax nie miał
pojęcia, jakim cudem odniósł takie wrażenie, skoro korpus androida był równie nieruchomy,
jak jego twarz.
Od dawna cię szukam odezwał się automat równie cicho, jak poprzednio. Twój
ojciec, Lorn Pavan, był moim przyjacielem. On...
Przyjacielem? Jax doszedł do wniosku, że sytuacja staje się zbyt absurdalna, a on dłużej
tego nie zniesie.
Wszystko jedno burknął, przecisnął się obok androida i wyszedł z komnaty. Nie
mam na to czasu.
Idąc korytarzem, usłyszał, że android za jego plecami jakby się zachłysnął, a potem chyba
westchnął z irytacją...
Zaraz, zaraz, pomyślał Jax.
Androidy nie mogły się zachłystywać. Androidy nie wzdychały... bo w ogóle nie
oddychały.
Odwrócił się i spojrzał na I-Five, który dreptał za nim. Rycerz Jedi nie potrafił się oprzeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]