[ Pobierz całość w formacie PDF ]
starego Peckhuma... samego siebie. Z oczu Zekka popłynęły łzy, ale chłopak
nawet tego nie zauważył. Nabrał następne dwie pełne garście mułu i rozprowadził
miękką glinę po ramionach, przedramionach i szyi. Każdą odsłoniętą część ciała
pokrył grubą warstwą ciemnej mazi.
94
To... właśnie t o oddawało najtrafniej stan jego ducha. Ciemność. Sam ją
wybrał i sam się w niej pogrążył. Był zbrukany przez ciemność.
Mimo to nie miał wyjścia. Nie mógł zawrócić z obranej drogi. Dokonał
wyboru i teraz musiał ponieść wszelkie konsekwencje. Był, kim był. Ciemnym
Jedi. Nic nie mogło teraz zmienić tego faktu. I chociaż lord Brakiss poniósł śmierć
na pokładzie Akademii Ciemnej Strony, a jego podwładni zostali pokonani albo
wtrąceni do więzienia, Zekk do końca życia nie zdoła uporać się z wyrzutami
sumienia, bez względu na to, ile dni miałby przeżyć.
Nawet Jacen i Jaina, o ile jeszcze żyją, nie będą mogli mu przebaczyć
wszystkiego, co uczynił. Jeżeli wziąć pod uwagę toczącą siew przestworzach
bitwę, unicestwienie Akademii Ciemnej Strony i walki na powierzchni Yavina
Cztery, Zekk był osobiście odpowiedzialny za śmierć setki albo więcej ludzi. Może
także za śmierć Peckhuma. Bliznięta nigdy mu tego nie wybaczą. Nie rozumiały,
że decyzja, jaką podjął, kiedy postanowił rozpocząć naukę w imperialnym
ośrodku szkoleniowym, wydawała mu się wówczas słuszna i jedyna. W ogóle nie
wierzyły, że mógłby w przyszłości stać się kimś cenionym i poważanym.
Zekk dokonał jednak wyboru, a pózniej starał się, jak umiał najlepiej. Kiedy
wyprawił się na Kashyyyk i spotkał z Jainą, ostrzegł ją, aby nie powracała na
Yavin Cztery. Miał nadzieję, że dzięki temu ostrzeżeniu uchroni ją przed
niebezpieczeństwami, jakie niósł udział w zaciętej walce. W głębi duszy wątpił
jednak, by dziewczyna usłuchała.
Z wysiłkiem wstał i jeszcze raz spojrzał na swoje odbicie, jakie ukazywały mu
leniwie płynące wody rzeki. Obrzeżona szkarłatną lamówką czarna peleryna,
która kiedyś stanowiła przedmiot największej dumy, zwisała teraz smętnie z
ramion, w wielu miejscach podziurawiona i rozdarta, a z lamówki pozostały tylko
strzępy. Jego skórę pokrywała gruba warstwa błota, a w zapadniętych
szmaragdowych oczach malowało się przygnębienie i zniechęcenie.
Zekk wiedział jednak, że to jeszcze nie koniec. Możliwe, że nikogo już nie
obchodziło, co postanowi i co zrobi, ale nadal mógł dokonywać wyborów. Jeszcze
pokaże blizniętom, co potrafi. Odwrócił się i ruszył wzdłuż brzegu rzeki.
Kierował się ku wielkiej świątyni.
Miał w zanadrzu jeszcze jeden atut, który musiał wykorzystać.
95
Rozdział 21
- Tam, w dole - odezwała się Jaina, pokazując niewielką polanę, którą Luke
wybrał na miejsce zbiórki wszystkich uczniów akademii Jedi.
Lando Calrissian, siedzący za sterami własnego wahadłowca, wyszczerzył w
szerokim uśmiechu olśniewająco białe piękne zęby.
- Wszystko jasne, młoda damo - powiedział. - Wygląda na to, że się nas
spodziewają. Widocznie walki musiały już się skończyć.
Kiedy ciemnoskóry mężczyzna zaczął podchodzić do lądowania, Jaina
postanowiła posłużyć się technikami relaksacyjnymi Jedi, aby chociaż trochę się
odprężyć. Stwierdziła jednak, że nie przyniosło jej to żadnej ulgi. Mięśnie
pozostawały tak samo zdrętwiałe i napięte jak wówczas, kiedy kuląc się w ciasnej
kabinie myśliwca typu TIE uciekała, by ocalić życie. Z jakiegoś powodu nie
potrafiła zapomnieć o tamtych chwilach. Tego dnia po raz pierwszy w życiu
walczyła jak prawdziwy rycerz Jedi. Jej przeciwnikiem był inny Jedi,
posługujący się siłami ciemnej strony.
Przecież właśnie temu celowi miało służyć całe dotychczasowe szkolenie.
Kiedy wahadłowiec Calrissiana w końcu znieruchomiał na lądowisku,
dziewczyna nie traciła czasu na zbędne formalności. Opuściła szybko pokład,
podbiegła do wuja i rzuciła się w jego objęcia.
- Udało ci się! %7łyjesz! - krzyknęła, czując uniesienie i wielką ulgę.
- Witaj, Luke u, stary kumplu - odezwał się Lando. - Przyleciałem, żeby choć
trochę pomóc, ale widzę, że doskonale sobie radzisz i panujesz nad całą sytuacją.
- Mimo to przyda mi się twoja pomoc, Lando - odparł Skywalker.
Odwzajemnił uścisk Jainy. - Obawiam się, że niektórzy z nas nie mieli tyle
szczęścia - dodał poważnie.
Dopiero wówczas Jaina uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, jak układały się
losy bitwy na powierzchni księżyca. Przygryzła dolną wargę i potoczyła wokoło
nieprzytomnym spojrzeniem. Miała nadzieję, że dostrzeże gdzieś Jacena, Tenel
Ka i młodego Wookiego.
Na widok tego, co zobaczyła, ogarnęło ją przerażenie. Spostrzegła, że żaden
uczeń akademii Jedi nie uniknął ran albo obrażeń. Kilkoro młodych rycerzy Jedi
utykało. Prawa ręka Tionny zwisała na temblaku, a srebrzystosiwe włosy
instruktorki były osmalone. Niektórzy uczniowie mieli tylko zadrapania i siniaki,
ale inni odnieśli poważniejsze rany.
Jaina zdumiała się, kiedy zauważyła Raynara. Twarz chłopca pokrywało
błoto, a krzykliwa szata rozdarta i poplamiona chyba rzecznym szlamem.
Chodząc między rannymi kolegami i koleżankami, młody uczeń opatrywał rany i
pomagał, jak umiał. Sprawiał wrażenie smutnego i przygnębionego.
Kiedy dziewczyna zwróciła uwagę na pacjentkę, którą właśnie się zajmował,
zbladła i rzuciła się ku niej. Tenel Ka leżała, chyba trawiona wysoką gorączką.
Wyglądało na to, że straciła sporo krwi. Miała głęboką ranę ciętą, biegnącą przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]