[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwa obrazy. Na jednym Jilliane dzwigała ciężką tacę, na
drugim Matthew wlewał w siebie piwo.
- Za chwilę odjadą, tylko Carl wróci do samochodu.
- Odjedziemy zaraz po nich - oświadczyła Tamara.
W jej głosie pobrzmiewało rozdrażnienie. Siedziała w
bezruchu, wpatrując się w przestrzeń za wycieraczkami, była
wściekła i usiłowała opanować emocje.
- Tamaro, co się z tobą dzieje?
To pytanie jeszcze bardziej ją zdenerwowało.
- Nic - odpowiedziała.
Gdyby nie chciała z nim rozmawiać, zakrawałoby to na
dziecinadę i prowadziłoby donikąd, toteż patrząc wciąż raczej
na wycieraczki niż na Spencera, rzekła:
- Tego się nie spodziewałam. Dzieje się coś złego. Czy
nie wydaje ci się to co najmniej dziwne, że mężczyzna, który
wczoraj wziął ślub, idzie sobie na party, podczas gdy jego
żona pracuje do pózna w nocy.
- Znowu te dzieci. Jakbyśmy nie mogli spędzić bez nich
tego wieczoru.
- Ja nie mogę. Raz po raz przychodzą mi na myśl. Ale
Spencer, odpowiedz mi na jedno pytanie. Chciałabym
wiedzieć, co ty myślisz o tym... o tym... party - Kiedy
odpowiadał, był trochę zdenerwowany:
- Sądzisz, że to ważne, co ja myślę? To, że Matthew
wybiera się gdzieś bez Jilliane czy vice v'ersa, ich sprawa.
Jestem rozczarowany twoim podejściem. Uwierz mi, nie
spodziewałem się tego.
- Nic na to nie poradzę - odpowiedziała.
Pragnęła oszczędzić mu przykrych uwag. Spodziewała się,
że jako ojciec potępi postępowanie syna i myślała z goryczą,
że Spencer jest skłonny zaakceptować każdą rzecz, którą zrobi
Matthew.
- Jeszcze parę minut temu o nich nie pamiętałaś.
- Tak, to prawda. Ale teraz nie daje mi spokoju to, co
powiedział Carl, że nie potrafi sobie wyobrazić twojego syna
jako czyjegokolwiek męża. To rzeczywiście trudne. Jest tak
samo niedojrzały, jak Jilliane.
- Och, Tamaro. Co się stało, to się nie odstanie. Czy
dojrzali, czy nie, są małżeństwem i chcą nim pozostać, a my
nie mamy tu nic do powiedzenia.
- Akurat - Tamara gwałtownie zwróciła się do niego
twarzą - ty masz najmniej do powiedzenia! Obrzucasz ich
pieniędzmi.  Hulaj, dusza, piekła nie ma" - to twoja dewiza.
Mają ich tyle, że dławią się nimi. Stają się przez nie tępi i
lekkomyślni.
Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu, po czym,
śmiejąc się do łez, zawołał:
-  Hulaj, dusza, piekła nie ma"! - Czy ja tak kiedyś
naprawdę powiedziałem? Chyba musiałem być pijany.
Odwróciła się od niego urażona tym, że uważał wszystko
za zabawne.
- Tamaro, kochanie, przybliż się.
Jego ramię oplotło ją, ale Tamara odrzuciła je.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła.
Pochylił się, żeby pocałować ją czule w ramię i wtedy
przyszła jej do głowy myśl, że to wszystko stanowi dobrze
ukartowaną grę, dzięki której omal nie udało mu się skłonić jej
do pogodzenia się z tym, co nie było do zaakceptowania.
- Nie rozumiem, jak taki Matthew mógł zawrócić jej w
głowie, przecież to wykapany tatuś - powiedziała złośliwie.
Spencer wyprostował się, spojrzał przed siebie, wycisnął
sprzęgło i wrzucił bieg.
- Ależ on ma swoje życie - odrzekł twardo - i radzę ci,
pozwól Jilliane pozostać jego żoną. Sprawy dzieci pozostaw
im samym. Nie wolno ci dyrygować córką i chyba sama tego
tak naprawdę nie pragniesz.
- Ty zawszony tatusiu! - zapiszczała Tamara dotknięta do
żywego tym pouczeniem.
Spencer milczał, dopóki nie wyjechali na szosę
prowadzącą do Rapid City.
- Tamaro, nie spodziewałem się, że ciebie, inżyniera dusz
ludzkich, może nie cieszyć to, iż twoja córka staje się z
każdym dniem dojrzalsza.
Nie odezwała się ani słowem, uważając jego argumentację
za kompletne bzdury. Płacąc dosłownie wszystkie rachunki
syna, z pewnością pomaga mu w osiągnięciu dojrzałości i
niezależności. A ponieważ to nie jego latorośl zawarła
związek małżeński w tajemnicy i porzuciła college, po to żeby
podjąć licho płatną pracę, Tamara nie mogła poważnie
traktować jego poglądów na temat nieingerencji w życie
młodych.
Czekała ich długa podróż, o wiele dłuższa, niż wydawało
się, gdy jechali w stronę jeziora, tym bardziej, że teraz
odbywali ją w milczeniu. Spencer kilkakrotnie próbował
nawiązać rozmowę, Tamara odpowiadała oschle i niechętnie,
aż wreszcie zraził się i zapadło milczenie.
Zatrzymali się przed hotelem.
Kiedy zrzuciła z nogi kalosz, wraz z nim z jej stopy zsunął
się but. Rozwścieczyło ją to, bo chciała opuścić samochód bez
jego pomocy i w dodatku jak najprędzej. Kiedy ostrożnie
zdejmowała drugi kalosz, Spencer sięgnął ręką do klamki.
- Nie wychodz, pójdę sama - rzuciła oschle.
- Dobranoc.
- Oddaję ci to. Zciągnęła nowe zimowe odzienie. Nie
mogłabym tego nosić z czystym sumieniem.
- Podaruję Jilliane. Będzie na nią dobre.
- Doskonale. Dziękuję za kolację.
- Dziękuję za miły wieczór.
Nie przejmując się zbytnio tym, że o tak wczesnej porze
Jilliane może jeszcze spać, w niedzielę skoro świt zadzwoniła
pod numer, który w hotelu zanotowała sobie na serwetce.
Odezwał się Matthew. Mówił zaspanym głosem
człowieka, który pragnie jedynie wypoczynku.
- Halo, Matthew. Czy mogę rozmawiać z Jilliane?
Cieszyła się, że wyrwała go ze snu.
- Czy Jilliane i ja moglibyśmy panią zaprosić na śniadanie
do restauracji na lotnisku... dzisiaj rano?
Spytała go w myślach z udawaną troskliwością, za czyje
pieniądze, ojca czy żony, zamierza ją ugościć, po czym bardzo
uprzejmie oświadczyła, iż nie przyjmuje tego wspaniałego
zaproszenia i że za parę... minut zejdzie do hotelowej
restauracji.
Nie potrafiłaby usiąść przy jednym stole z tymi
wykolejonymi młodzikami i udawać, że rozstaje się z nimi w
zgodzie. Miała straszną chęć natrzeć uszu Matthew, za to, że
poszedł na party.
W słuchawce rozległ się głos Jilliane.
- Cześć, mamo.
- Cześć, córeczko.
- Czy ciągle jesteś niezadowolona?
- Wcale nie. - Głos Tamary zadrżał.
- Miałam taką nadzieję. Wieczorem bez przerwy o tobie
myślałam.
- Ja też, Jilliane, o tobie.
- No to... Czy musisz dzisiaj wracać?
- Och! Państwo Lane obchodzą rocznicę.
- Ach. Złóż im życzenia ode mnie.
- Dobrze, Jilliane. - Tamara na chwilę umilkła i
próbowała się opanować. - Jilliane, czy myślałaś o tym... o
tym, żeby wrócić do szkoły? Nie pytam o inne sprawy, bo
spodziewam się, co mogłabyś mi odpowiedzieć. Ale co ze
szkołą? Czy nie zmieniłaś zdania?
- Nie, nie mogę, spróbuj zrozumieć, mamo. Zrobiłam to,
co uważałam za słuszne.
- Rozumiem doskonale, Jilliane. Nie podoba mi się to, ale
cię rozumiem.
Pożegnała się z córką, pojechała na lotnisko, poleciała do
Los Angeles, a stamtąd - do Malibu.
ROZDZIAA VII
Dom z widokiem na morze, który Tamara odziedziczyła
po dziadkach, wiedzących o bożym świecie tylko tyle, że na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Becky Wilde [Passion Victoria 06] Duncan and Alec (pdf)
    Van Hail Victoria To głupie serce
    Cindy Spencer Pape Wrong S
    Sandemo_Margit_30_W_cieniu_podejrześÂ„
    Frederik Pohl Heechee 1 Gateway
    Craven Sara Luksusowy kamuflaśź 6
    Chazan, Robert God, Humanity, and History
    Howard Pyle The Merry Adventures of Robin Hood
    Chmielewska J. Lekarstwo na miśÂ‚ośÂ›ć‡
    Frederik Pohl Heechee 4 Annals of the Heechee
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • robertost.xlx.pl