[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niec dnia pieni¹dze znajd¹ siê na twoim koncie. Jak s¹dzisz, czy zgin¹Å‚ natych-
miast? zapytaÅ‚ z rozmarzeniem. Czy te¿ zd¹¿yÅ‚ poczuæ wybuch?
LaRue wpatrywaÅ‚ siê w swój kieliszek.
JeSli zale¿aÅ‚o panu, by Matthew trochê pocierpiaÅ‚, wystarczyÅ‚o wyraxnie
zaznaczyæ swoje wymaganie w naszej umowie. Za odrobinê wiêksz¹ opÅ‚at¹ mo-
gÅ‚em siê postaraæ o dodatkowe atrakcje.
To wÅ‚aSciwie nie ma ¿adnego znaczenia. Przecie¿ mogê zaÅ‚o¿yæ, ¿e coS
poczuł. A co z Beaumontami?
OczywiScie, s¹ zrozpaczeni. Traktowali Matthew niemal jak syna, a Buck
byÅ‚ ich najlepszym przyjacielem. Ils sont désolé. JeSli o mnie chodzi, udawaÅ‚em,
¿e bardzo ¿aÅ‚ujê i czujê siê winny. Gdybym nie popÅ‚yn¹Å‚ motorówk¹ na St Kitts,
by zaznaæ nieco rozkoszy nocnego ¿ycia& PoÅ‚o¿yÅ‚ rêkê na sercu i potrz¹sn¹Å‚
gÅ‚ow¹. Zapewniali mnie, ¿e nic nie mogÅ‚em zrobiæ.
Co za wspaniali ludzie. VanDyke podziwiaÅ‚ ich dobroæ. Stanowi¹ nie-
zwykle atrakcyjn¹ parê stwierdziÅ‚. Pani Beaumont jest nad wyraz piêkn¹ ko-
biet¹.
Ach. LaRue cmokn¹Å‚ wÅ‚asne palce. Prawdziwy kwiat PoÅ‚udnia.
Niemniej& VanDyke, s¹cz¹c drinka, pogr¹¿yÅ‚ siê w zadumie. Zastana-
wiam siê, czy w drodze do domu nie powinien spotkaæ ich jakiS wypadek.
Zaskoczony LaRue rozlał mai tai.
Ma pan zamiar wyeliminowaæ Beaumontów?
Raczej zatrzeæ Slady mrukn¹Å‚ VanDyke. Mieli w rêkach naszyjnik, po-
mySlaÅ‚. Jego naszyjnik. To wystarczaj¹cy powód, by ich zabiæ. Chocia¿ to drob-
na zdobycz. JeSli siê nimi zajmiesz, zapÅ‚acê po piêædziesi¹t tysiêcy za gÅ‚owê.
Sto tysiêcy za podwójne morderstwo?! Och, mon ami, jest pan bardzo
sk¹py.
Mogê zrobiæ to sam, nie wydaj¹c ani centa zauwa¿yÅ‚ VanDyke. Sto
tysiêcy za to, ¿e nie bêdê musiaÅ‚ zawracaæ sobie tym gÅ‚owy. WolaÅ‚bym jednak,
299
¿ebyS odczekaÅ‚ tydzieñ lub dwa. Dziêki temu bêdê miaÅ‚ czas, pomySlaÅ‚, by
zaplanowaæ jak pozbyæ siê równie¿ ciebie. A teraz, skoro wszystko zaÅ‚atwili-
Smy, gdzie jest amulet?
Och, w bezpiecznym miejscu.
Beztroski uSmiech znikn¹Å‚, a twarz VanDyke a znieruchomiaÅ‚a.
MiaÅ‚eS go przynieSæ.
Mais non, najpierw pieni¹dze.
Zgodnie z umow¹, przelaÅ‚em ju¿ czêSæ nale¿n¹ za amulet.
Chcê mieæ caÅ‚oSæ.
VanDyke opanowaÅ‚ wSciekÅ‚oSæ. ObiecaÅ‚ sobie, ¿e ten maÅ‚y kanadyjski drañ
po raz ostatni wyci¹ga od niego pieni¹dze. Do gÅ‚owy wpadÅ‚ mu pomysÅ‚ morder-
stwa, lecz nie był to ani elegancki, ani szybki rodzaj Smierci. Na dodatek tym
razem VanDyke chêtnie zaj¹Å‚by siê tym sam.
PowiedziaÅ‚em ci ju¿, ¿e pod koniec dnia bêdziesz miaÅ‚ swoje pieni¹dze.
W takim razie otrzyma pan swój skarb po wniesieniu tej opłaty.
Niech ciê jasna cholera, LaRue. Zarumieniony ze zÅ‚oSci, VanDyke odsu-
n¹Å‚ siê od stoÅ‚u, niemal przewracaj¹c krzesÅ‚o. To tylko biznes, powtarzaÅ‚ sobie
w mySlach jak mantrê. To tylko biznes. ZaÅ‚atwiê to natychmiast.
LaRue ze stoickim spokojem zareagował na taki obrót sprawy.
Jak pan sobie ¿yczy. Za t¹ nisz¹ znajdzie pan telefon. Rmiej¹c siê pod
nosem, obserwowaÅ‚ oddalaj¹cego siê VanDyke a. Nastêpne æwieræ miliona
mrukn¹Å‚ nad kieliszkiem, po czym spokojnie zlustrowaÅ‚ hall, na chwilê zatrzymu-
j¹c wzrok przy wejSciu do biblioteki. To bardzo miÅ‚e.
Zadowolony z tej hojnoSci, postanowiÅ‚, ¿e piêædziesi¹t procent owej kwoty
odpali Matthew jako prezent Slubny. UznaÅ‚, ¿e jest to jedyne sÅ‚uszne wyjScie.
ZaÅ‚atwione warkn¹Å‚ VanDyke, wróciwszy po kilku minutach. Pieni¹dze
zostały przelane.
Zawsze bardzo miÅ‚o robiÅ‚o siê z panem interesy. Gdy skoñczê drinka, oso-
biScie sprawdzê, czy s¹ ju¿ na moim koncie.
Na tle stolika widaæ byÅ‚o biaÅ‚e palce VanDyke a.
Chcê mieæ ten amulet. Chcê dostaæ swoj¹ wÅ‚asnoSæ.
Jeszcze tylko kilka minut zapewniÅ‚ go LaRue. Do tego czasu chêtnie
dostarczê panu nieco rozrywki. LaRue wyj¹Å‚ z kieszeni koszuli kartkê papieru.
RozÅ‚o¿yÅ‚ j¹ i wyprostowaÅ‚ na stoliku.
Rysunek byÅ‚ niezwykle drobiazgowy, dokÅ‚adnie ukazywaÅ‚ ka¿de ogniwo Å‚añ-
cucha, ka¿dy kamieñ, nawet delikatne ryte listeczki.
Z twarzy VanDyke a zaczêÅ‚y znikaæ rumieñce, a¿ staÅ‚a siê równie blada jak
jego palce.
Jest wspaniały.
Tate doskonale rysuje. UdaÅ‚o jej siê uchwyciæ elegancjê, hm?
I moc szepn¹Å‚ VanDyke, muskaj¹c palcami rysunek. Niemal czuÅ‚ struktu-
rê kamienia. Nawet na rysunku j¹ widaæ. Szukam tego naszyjnika od prawie
dwudziestu lat.
Dla niego popełnił pan nawet morderstwo.
300
Czym¿e jest kilka ludzkich istnieñ w porównaniu z tym? Do ust napÅ‚ynê-
Å‚a mu Slina, zapomniaÅ‚ nawet o szampanie. Tylu ludzi chciaÅ‚o go mieæ, nikt
jednak nie rozumiaÅ‚ jego potêgi. Ile ten amulet mo¿e zdziaÅ‚aæ. Sam dopiero po
latach zdaÅ‚em sobie z tego sprawê.
SÅ‚ysz¹c ten wstêp, LaRue bÅ‚ysn¹Å‚ oczyma.
Nawet James Lassiter tego nie wiedział?
On byÅ‚ gÅ‚upcem. ChodziÅ‚o mu jedynie o równowartoSæ amuletu i sÅ‚awê,
któr¹ by zdobyÅ‚, gdyby znalazÅ‚ Kl¹twê Angeliki. MySlaÅ‚, ¿e uda mu siê mnie
przechytrzyæ.
Dlatego wolaÅ‚ go pan zabiæ.
To byÅ‚o takie proste. Rwiêcie wierzyÅ‚, ¿e syn sprawdziÅ‚ sprzêt. Och, rze-
czywiScie ten mÅ‚okos nale¿aÅ‚ do niezwykle ostro¿nych i bardzo dobrze wykony-
waÅ‚ nale¿¹ce do niego obowi¹zki, poza tym byÅ‚ w stosunku do mnie wyj¹tkowo
podejrzliwy. Ale w koñcu byÅ‚ tylko chÅ‚opcem. Zepsucie butli to Smiesznie Å‚atwe
zadanie, wystarczyÅ‚o tylko przekrêciæ zawór.
LaRue, pragn¹c pokonaæ chêæ spogl¹dania w stronê biblioteki, nie odrywaÅ‚
wzroku od twarzy VanDyke a.
Ale Lassiter na pewno siê zorientowaÅ‚. W koñcu byÅ‚ doSwiadczonym nur-
kiem? Kiedy zacz¹Å‚ odczuwaæ objawy zatrucia azotem, na pewno chciaÅ‚ wypÅ‚y-
n¹æ na powierzchniê.
WystarczyÅ‚o przez chwilê go przytrzymaæ. Nawet nie musiaÅ‚em u¿ywaæ
siÅ‚y, naprawdê. Nie jestem zwolennikiem przemocy. James byÅ‚ nieco zakÅ‚opota-
ny, a potem nawet szczêSliwy. Kiedy ogarn¹Å‚ go zachwyt, jedynie siê cieszyÅ‚.
USmiechaÅ‚ siê nawet wtedy, gdy wyj¹Å‚em mu ustnik. Uton¹Å‚ w stanie ekstazy byÅ‚
to mój prezent dla niego.
VanDyke niespokojnie oddychaÅ‚, wpatruj¹c siê w rysunek naszyjnika.
Ale wtedy wcale nie byÅ‚em pewien, czy w chwili Smierci wiedziaÅ‚ coS wiê-
cej ni¿ ja.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]