[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomiędzy sobą łączność telepatyczną i w ten sposób oszukują. Moi wnukowie
są bystrzy jak potok górski i zarozumiali jak absolwenci Harvardu. Zawsze pró-
bują oszukiwać. Próbowałam oduczyć ich tego paskudnego nawyku za pomocą
znaczonej talii, gdy byli jeszcze za młodzi, by się uganiać za dziewczynami. Nie
wyszło. Zauważyli moje znaki. Powodem ich upadku stał się fakt, że Laz i Lor
284
są inteligentniejsze od nich i jeszcze bardziej podstępne. Hazel potrząsnęła
z żalem głową. Zwiat jest niegodziwy. Można by pomyśleć, że młody czło-
wiek, którego wychowywałam, stanie się natychmiast podejrzliwy, gdy przy grze
w red doga dadzą mu trzy asy i jednego króla, ale Cas był chciwy. Nie tylko podbił
stawkę do wysokości, której nie był w stanie pokryć, ale by to wyrównać, dorzucił
własny kontrakt. Potem, w niecały dzień pózniej, Pol padł ofiarą jeszcze bardziej
oczywistego złodziejstwa. Był pewien, że wie, którą kartę dadzą jako następną,
ponieważ rozpoznał małą plamkę z kawy. Okazało się, że dziesiątka i ósemka
miały taką samą plamkę. Pol miał dziewiątkę, nie był jednak w mocnej pozycji
moralnej. No cóż, jest chyba lepiej, że chłopaki muszą odwalać całą robotę na
statku plus szampony i pedicure dla żon niż gdyby mieli sprzedać Laz i Lor na
targach niewolników na Iskanderze, co niewątpliwie by zrobili, gdyby ich własne
złodziejskie wysiłki zakończyły się sukcesem.
Dora jest od środka jeszcze większa niż z zewnątrz. Jest tam tyle kabin, ile
tylko może być potrzebnych. Kiedyś był to luksusowy, lecz stosunkowo konwen-
cjonalny hiperfotonowy statek kosmiczny. Potem jednak wyposażono go (statek,
nie komputer zwany Dora) w nieistotny napęd Burroughsa (magiczne urządzenie,
za pomocą którego Gay Deceiver w mgnieniu oka przelatuje miedzy gwiazda-
mi). Wniosek z równań Burroughsa, które teleportują Gay, można wykorzystać
do tworzenia pomieszczeń nadprzestrzennych. Przestrzeń dla pasażerów i ładow-
nie Dory przerobiono więc tak, by pozwolić jej mieć w zapasie nie kończące się
pomieszczenia, które są złożone w sobie, dopóki nie będą potrzebne.
(To nie jest ten sam sposób, który pozwala Gay upchnąć pod powłoką jej lewej
burty dwie dziewiętnastowieczne łazienki. A może ten sam? No cóż, nie wydaje
mi się. Muszę zapytać. A może lepiej niech stary niedzwiedz śpi jak zabity suseł?
Może lepiej. . . ).
W boku jachtu otworzyło się wejście. W dół ześliznęła się rampa. Podążyłem
za Lazarusem na pokład statku, trzymając pod rękę moją ukochaną. Gdy tylko
postawił stopę na pokładzie, zabrzmiała muzyka: It Ain t Necessarily So z nie-
śmiertelnej opery George a Gershwina Porgy and Bess. Od dawna już nieżyjący
Sportin Life śpiewał o tym, że niemożliwe jest, by mężczyzna w wieku Matu-
zalema przekonał kobietę, aby poszła z nim do łóżka.
Dora!
Kąpię się odpowiedział słodki, dziewczęcy głosik. Zadzwoń do mnie
pózniej.
Dora, wyłącz tę głupią piosenkę!
Muszę to skonsultować z dzisiejszym kapitanem, sir.
Skonsultuj, niech cię cholera, ale wyłącz ten hałas! Głos statku ustąpił miej-
sca innemu.
285
Mówi kapitan Lor, koleżko. Czy masz jakiś problem?
Tak. Wyłącz ten hałas!
Koleżko, jeśli masz na myśli klasyczną muzykę, którą zagraliśmy, by
uczcić twoje przybycie, to muszę powiedzieć, że twój gust jest równie barbarzyń-
ski jak zawsze. W każdym razie nie wolno mi tego wyłączyć, ponieważ ten nowy
protokół ustaliła komandor Hilda. Nie mogę go zmienić bez jej zgody.
Baby mi włażą na głowę! wybuchnął Lazarus. Nie mogę wejść na
pokład własnego statku, żeby nie spotkać się z obelgą. Przysięgam na Allaha, że
gdy tylko uporam się z Panem Galaktyki , kupię Kawalerski Wózek Burroughsa,
wyposażę go w cerebrator Minsky ego i wyruszę na długie wakacje bez żadnych
kobiet na pokładzie.
Lazarus, czemu mówisz takie straszne rzeczy? Głos dobiegł zza naszych
pleców. Bez trudności zidentyfikowałem go jako ciepły kontralt Hildy.
Lazarus rozejrzał się wokół.
O, tutaj jesteś! Hildo, czy zechciałabyś uciszyć ten pioruński hałas?
Lazarus, możesz zrobić to sam. . .
Próbowałem. Uwielbiają robić mi na złość. Wszystkie trzy. Ty również.
. . . po prostu postępując trzy kroki naprzód. Jeśli wolałbyś jakiś inny salut
muzyczny, wystarczy wymienić tytuł. Dora i ja próbujemy odnalezć właściwą
melodię dla każdego z członków naszej rodziny oraz pieśń powitalną dla każdego
z gości.
To śmieszne.
Dorze sprawia to przyjemność. Mnie również. To ujmujący zwyczaj, tak
samo jak jedzenie widelcem zamiast palcami.
Palce stworzono wcześniej niż widelce.
A płazińce wcześniej niż ludzi. Z tego nie wynika, że są od nich lepsze.
Ruszaj się, Woodie. Daj Gershwinowi odpocząć.
Chrząknął i postąpił zgodnie z jej radą. Gershiwn umilkł. Hazel i ja podą-
żyliśmy za nim. . . i ponownie rozbrzmiała muzyka. Orkiestra kobziarzy zagrała
marsza, którego nie słyszałem od tego czarnego dnia, w który straciłem nogę. . .
i dowództwo. . . i honor: Nadchodzą Campbellowie. . .
Zdumiało mnie to tak, że niemal zgłupiałem, i dało potężny zastrzyk adre-
naliny, jakiego od zarania dziejów dostarczały przechwałki przed bitwą. Byłem
tak wstrząśnięty, że tylko z największym wysiłkiem zdołałem nic nie okazać na
twarzy, modląc się równocześnie, by nikt się do mnie nie odezwał, dopóki nie
odzyskam panowania nad głosem.
Hazel ścisnęła mnie za ramię, ale zachowała spokój. Potrafi chyba odczytywać
moje uczucia. Zawsze wie, czego mi potrzeba. Pomaszerowałem przed siebie,
trzymając się prosto. Niemal wcale nie pomagałem sobie laską. Nie widziałem
wnętrza statku. Nagle kobzy umilkły i znowu mogłem oddychać.
286
Za nami weszła Hilda. Mam wrażenie, że odczekała chwilkę, by oddzielić od
siebie muzyczne saluty. Na jej cześć zagrano lekką, zwiewną melodię. Nie wie-
działem, skąd się wywodzi. Zdawało się, że grają ją na srebrnych dzwoneczkach
lub może czeleście. Hazel powiedziała mi, że nazywa się Jezebel, nie mogłem jej
jednak sobie przypomnieć.
Kwatera Lazarusa była tak luksusowa, że zadałem sobie pytanie, jak boga-
to urządzona może być flagowa kabina komandora Hildy. Hazel usadowiła się
w hallu, jak gdyby była u siebie w domu, ja jednak tam nie zostałem. Jedna z gro-
dzi zniknęła i Lazarus przeprowadził mnie na drugą stronę, gdzie mieściła się sala
konferencyjna odpowiednia dla korporacji o ogólnoukładowym zasięgu: olbrzy-
mi stół konferencyjny, za którym stały wyściełane fotele, a przy każdym z nich
notatnik, pisak, dzbanek z wodą, terminal z drukarką, ekran, mikrofon i pole mil-
czenia. Muszę też dodać, że nie widziałem, by tego wszystkiego używano. Dora
sprawiała, że nie było to potrzebne. Była doskonałą sekretarką dla nas wszystkich.
Służyła też jako kelnerka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]