[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Skinął w stronę steru.
- Płyń tym kursem, a ja wciągnę żagle.
- Mam stanąć za sterem? - Wyglądała na zaskoczoną, ale po chwili jej twarz rozja-
śnił uśmiech. - Zwykle nikt mnie o to nie prosi. No wiesz, nie możemy pozwolić księż-
niczce, żeby sobie ubrudziła ręce" i takie tam.
- Przez te dwa tygodnie będziesz sobie brudzić ręce.
Jej uśmiech powodował kołatanie serca. Był pełen przejęcia i najwyrazniej szczery.
Takiego entuzjazmu oczekiwał przed laty od Lissy.
- Pokaż mi, co mam robić - zażądała.
Więc pokazał jej kurs, jakim płynęli, i jak odczytywać go na nawigatorze.
- W porządku - powiedziała pewnie.
R
L
T
Miał taką nadzieję. Poszedł stawiać żagiel. Rzucił jej kilka zaniepokojonych spoj-
rzeń, z nadzieją, że naprawdę wie, co robi. Ale najwyrazniej nie miała żadnych obaw.
Obserwował ją. Gdy przechyliła głowę do tyłu i podniosła twarz, a słońce ją oświetliło,
wstrzymał oddech. Był przyzwyczajony do widoku pięknych kobiet. Pracował z nimi,
był ich reżyserem. Z jedną z nich się ożenił. Nieskazitelna cera, pięknie wysklepione ko-
ści policzkowe, olśniewające zęby, wszystko to miało znaczenie. Ale na twarzy Anny
malowała się także radość, rozświetlając ją wewnętrznym pięknem. Była wyjątkową
pięknością. Była także księżniczką, która właśnie podjęła poważną decyzję, mogącą
zmienić całe jej życie. Jak bardzo piękna, seksowna i pociągająca by jednak była,
Demetrios nie zamierzał się z nią wiązać. Zaczęło mu jednak świtać, że jeśli Anny nie
zdecyduje się dzielić z nim łóżka, będą to bardzo długie dwa tygodnie.
Anny była uszczęśliwiona, cieszyła się każdą minutą, promienna od padającego na
jej twarz słońca, z wiatrem we włosach. Czuła się wolna - cudownie uwolniona od cięża-
ru obowiązków i odpowiedzialności, przynajmniej w tym momencie. Zapomniała już, jak
bardzo lubiła wypływać w morze i żeglować. Kiedy Demetrios postawił główny żagiel i
podniósł kliwer, jacht pruł fale z zawrotną szybkością i Anny trzymała ster mocną ręką,
upojona. To było cudowne.
- Nareszcie czuję, że żyję - powiedziała poprzez wiatr. Odchyliła się do tyłu i
otworzyła szeroko ramiona, obracając się dokoła, chłonąc wrażenia.
- Dziękuję. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - Rzucił jej nieufne spojrzenie. W taki
sam sposób patrzył na nią tamtej nocy, kiedy poprosiła go, żeby się z nią kochał. Zanie-
pokojony, czy nie straciła rozumu.
- Nie martw się o mnie - zawołała, promieniejąc.
Stała, napawając się jego widokiem tak radośnie, jak wszystkim dokoła. Widziała
go przez lata w wielu rolach filmowych. Jako bystrzaka, intelektualistę, mężczyznę na
krawędzi i niebezpiecznego faceta. Był seksowny i pełen zabójczego wdzięku. Na ekra-
nie oglądała go w wielu miejscach: w wielkich miastach, na pustyni, w dżungli i niezli-
czoną ilość razy w sypialni. Nigdy jednak wcześniej nie widziała go na morzu. Pasował
tu idealnie. W każdej roli wyglądał zresztą wiarygodnie. Teraz jednak nie grał.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że jesteś takim dobrym żeglarzem - powiedziała.
R
L
T
- Wyrosłem na łodzi. %7łegluję od zawsze, chyba mam to we krwi. - Wzruszył ra-
mionami, ze wzrokiem utkwionym w horyzont.
- Właśnie widzę. Szczęściarz z ciebie.
- Nie na wszystkich to działa. Niektórych to nudzi.
- Nie do wiary. - Zabrzmiało to szczerze. - %7łeglowanie daje poczucie swobody. W
domu jako dziecko zawsze się czułam osaczona, ale kiedy moi rodzice i ja żeglowaliśmy,
nareszcie mogliśmy się poczuć w pełni sobą.
- Nie myślałem o tym w ten sposób, dopóki nie stałem się sławny". Wiem, co
masz na myśli.
- Miałeś czas na żagle?
- Nieczęsto. Raz. - Coś się zacięło w jego ekspresji, rysy twarzy stężały, ale złago-
dził to spojrzeniem swoich zielonych oczu. - Urządziłaś się tam na dole? Rozpakowałaś?
Aódz to nie pałac.
Raptowna zmiana tematu i nagłe stwardnienie jego głosu zastanowiły Anny, ale
wiedziała, że lepiej nie pytać.
- Jest dużo lepsza niż pałac - odparła szczerze. - Bardzo mi się podoba. Zajęłam
tylną kabinę, tę na rufie - poprawiła się. - Jest trochę większa od tej drugiej, więc jeśli
wolałbyś jednak ją, to z przyjemnością się zamienię. Pomyślałam tylko, że kabina z
przodu należy się kapitanowi.
- Zwietnie. Wszystko jedno. - Tego spojrzenia Anny nie umiała zinterpretować.
Znowu zaczął się wpatrywać w horyzont, sprawiając wrażenie, że nie ma nic wspólnego
z całą tą sytuacją. Czyżby żałował, że poprosił ją, żeby z nim popłynęła?
- Zejdę na chwilę na dół - powiedziała. - Zawołaj, jeśli będę potrzebna.
Uśmiechnął się niewyraznie, ale myślami był daleko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]