[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czemu nic nie mówisz? - Margaret, uwieszona na ramieniu męża, dreptała obok
Jenny, podążając za recepcjonistką po marmurowych schodach w kierunku, z którego
dochodził kojący szum spokojnie płynącej wody. - Pewnie czujesz się trochę przytłoczo-
na, prawda? Ja też, muszę przyznać, że takiego luksusu jeszcze w życiu nie widziałam -
szepnęła konspiracyjnie za plecami recepcjonistki.
Zaaferowana wiszącymi na ścianach korytarza oryginalnymi dziełami sztuki no-
woczesnej, Jenny próbowała właśnie sformułować sensowną odpowiedz, gdy drzwi na
końcu korytarza otworzyły się, ukazując grupkę mężczyzn w ciemnych garniturach.
Jenny stanęła w miejscu niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Jednego z
nich, wysokiego, czarnowłosego poznałaby nawet na końcu świata. Boże, żeby mnie tyl-
ko nie zobaczył, zdążyła pomyśleć, zanim przytrzymujący drzwi swoim towarzyszom
Rodrigo, odwrócił się przypadkiem w ich stronę. Jenny, która poczuła, jak żołądek pod-
chodzi jej do gardła, odwróciła się gwałtownie i wprawiając w osłupienie swych amery-
kańskich przyjaciół, runęła jak długa na podłogę. Zwietnie, teraz to już na pewno nikt jej
nie zauważy, pomyślała zrozpaczona, pocierając boleśnie wykręconą kostkę. To przez te
R
L
T
warte fortunę puszyste chodniki, zezłościła się, jednocześnie próbując uspokoić kucającą
przy niej z zatroskaną miną Margaret.
- Nic mi nie jest, potknęłam się tylko.
Jeśli Rodrigo teraz podejdzie, wszystko stracone. Na pewno uzna, że go śledzę, na-
chodzę, jak jakaś pomylona wielbicielka.
- Wszystko w porządku? Czy coś się państwu stało? - Głos zbliżającego się
Rodrigo pozbawił ją resztek nadziei na pozostanie niezauważoną.
- To naprawdę ty? - Jej były mąż i ojciec jej dziecka przyglądał się jej z niedowie-
rzaniem, nie zważając na ciekawskie spojrzenia swej świty.
Jenny odgarnęła włosy z twarzy i przyznała z grobową miną:
- Tak, to ja.
- Coś ci się stało?
- Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale chyba skręciłam sobie nogę.
- Bardzo boli? - Rodrigo przyklęknął i delikatnie objął jej kostkę swą dużą dłonią i
Jenny poczuła, że znów robi jej się gorąco mimo przeszywającego bólu, który dzięki cie-
płu emanującemu z jego ręki stał się natychmiast odrobinę mniej dotkliwy.
- Trochę. - Jenny nie udało się ukryć drżenia głosu i jedyne, o czym teraz marzyła,
to zapaść się pod ziemię. Musiała wyglądać jak ostatnie nieszczęście rozciągnięta jak
długa na podłodze z wykręconą, spuchniętą nogą i czerwoną ze wstydu twarzą.
- A pan kim jest? Zna pan Jenny? - Dean, który dzielnie podpierał swym ramie-
niem obolałą Jenny, oprzytomniał w końcu i postanowił bronić swej nowej znajomej.
- Rodrigo Martinez, właściciel hotelu. - Hiszpan wyciągnął dłoń, zmuszając Deana
do puszczenia ramion Jenny, które nerwowo ściskał, starając się ją wesprzeć. - Znam
Jenny i obiecuję, że dobrze się nią zaopiekuję.
Dean wstał natychmiast, mrucząc coś pod nosem, wyraznie wstrząśnięty zawartą
właśnie znajomością.
- Proszę, nie zawracaj sobie mną głowy. Nie chcę ci sprawiać problemów, moi
przyjaciele zabiorą mnie do hotelu, a za kilka dni sama się z tobą skontaktuję. - Jenny
patrzyła na Rodrigo błagalnym wzrokiem, zmieszana zaciekawionymi spojrzeniami ze-
branej wokół niej widowni.
R
L
T
- Nie ma mowy. Uległaś wypadkowi w moim hotelu, dlatego wezwiemy lekarza i
udzielimy ci pomocy - oświadczył surowym, oficjalnym tonem. - Poza tym bardzo
chciałbym wiedzieć, co tutaj robisz, aniele - dodał, biorąc ją bez ostrzeżenia na ręce.
Jenny wiedziała, że powinna stanowczo zaprotestować, ale bliskość silnego, pach-
nącego zmysłową wodą kolońską ciała byłego męża odebrała jej mowę. Pragnęła wtulić
się w te opiekuńcze ramiona i pozostać w nich na zawsze.
- Dokąd pan ją zabiera? - Dean zdobył się w końcu na odwagę, by wystąpić w
obronie młodej znajomej, za którą po ojcowsku czuł się odpowiedzialny.
- Proszę się nie martwić, mam tu prywatny apartament, w którym Jenny odpocznie,
czekając na lekarza.
- Postaw mnie na ziemi, Rodrigo, nigdzie z tobą nie pójdę. - Jenny odzyskała głos,
choć nie brzmiał on zbyt pewnie.
- Przestań się ze mną kłócić, aniele. Twoi znajomi pomyślą, że cię porywam. -
Rodrigo posłał zaniepokojonym Lovitchom czarujący uśmiech i skłonił lekko głowę.
Margaret zmierzyła go nieufnym wzrokiem i szepnęła do Jenny:
- Chcesz, żebyśmy tu zaczekali?
- Nie trzeba, dziękuję, nie chcę wam psuć całego dnia. - Jenny uznała, że faktycz-
nie mieszanie miłej pary w jej osobiste porachunki z Rodrigo nie ma sensu. - Zobaczymy
się wieczorem w hotelu. Bawcie się dobrze - dodała z uśmiechem, który miał ich uspoko-
ić.
Rodrigo najwyrazniej nie miał zamiaru czekać na pozwolenie zasępionego Amery-
kanina i jego zaaferowanej żony, bo rzuciwszy kilka słów po hiszpańsku do otaczających
go Hiszpanów, ruszył raznym krokiem w kierunku windy, niosąc Jenny na rękach ni-
czym małe dziecko...
Rodrigo położył Jenny na kanapie, ostrożnie podkładając pod jej kontuzjowaną
nogę miękką poduchę. Gdyby mógł to jakoś racjonalnie wytłumaczyć, trzymałby ją na
rękach do przybycia lekarza i rozkoszowałby się słodką torturą, jaką był dotyk i słodki,
różany zapach jej rozgrzanej słońcem gładkiej skóry. Tęsknił za nią bardziej, niż się tego
mógł spodziewać i ponowne, tak nieoczekiwane spotkanie kompletnie go zdezorientowa-
ło. Mimo to musiał zachować pozory obojętności, przecież nie powinna dostrzec, że drżą
R
L
T
mu ręce i najchętniej wziąłby ją w ramiona i kochał się z nią jak szalony tu i teraz, na-
tychmiast, bez zastanowienia.
- Przyniosę ci szklankę wody. Lekarz powinien zaraz przyjść. - Wyprostował się i
odsunął nieco, by zachować dystans, który pozwoliłby mu trzezwo myśleć. Jenny prze-
bywała w Barcelonie, ale nie skontaktowała się z nim. Co to mogło oznaczać?
- Znów muszę korzystać z twojej pomocy, nie wiem, co powiedzieć. - Kryształowo
błękitne oczy Jenny spojrzały na niego z wyrazem niespodziewanego bólu i smutku.
Rodrigo poczuł narastający niepokój. Czy coś jej groziło, czy miała kłopoty?
- Może na początek powiesz mi, co robisz w Barcelonie? Przyjechałaś sama? - Za-
zdrość silniejsza niż rozsądek znów ukłuła go w serce. Nie chciał nawet myśleć, co zrobi,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]