[ Pobierz całość w formacie PDF ]

duchowego uniesienia i zachwytu. Zcisnąłem go za łokieć.
- Dziękuję koledze, dziękuję.
I znowu stałem przed sortownicą.
Po chwili przechodził obok mnie jeden z tych pilnowaczy, którzy biorą pensje za
pilnowanie nas i egzekwowanie godzin naszej pracy. Zatrzymywał się na chwilę, a mnie
zdrętwiały palce.
- Wszystko w porządku, Chinaski?
Coś mu warknąłem, pomachałem gazetami, jakbym odpędzał nieobecne muchy,
rozmawiałem sam ze sobą, uśmiechałem się nawet, ale nie do niego, aż sobie wreszcie
poszedł.
9
Fay była w ciąży. Ale ten fakt nie zmienił ani jej, ani tym bardziej tak wyjątkowego
stworu jakim była poczta amerykańska.
Ci, którzy naprawdę pracowali, pracowali nieustannie i bez przerwy, a ci, którzy nie
pracowali, to rozprawiali wyłącznie o sporcie. Różnokolorowa drużyna składała się przede
wszystkim z wielkich, czarnych postaci, zbudowanych jak zapaśnicy wagi ciężkiej, a ich
głównym zajęciem były luzackie koci - koci - łapci ze sportem w roli głównej. Nowego
zawsze przydzielano do tej drużyny. W ten sposób oszczędzono życie paru pilnowaczom.
Zajmowali się, ale i tak nie przeszkadzało im to w międleniu ciągle takich samych tekstów,
odbieraniu worków z listami z dowożących ciężarówek i transportowaniu ich przy pomocy
wózków lub windy na wyższe piętra. To zabierało im pięć minut, pozostałe pięćdziesiąt pięć
minut opierdalali się totalnie, wykrzykując cytaty ze sportowych gazet. Niekiedy, bardzo
jednak rzadko, liczyli przesyłki, albo udawali że liczą. Robili to z zimną krwią i
wyrachowaniem. Ale muszę przyznać, że długie ołówki, wsuwane przez nich za własne uszy,
dodawały im czegoś szlachetnego, nawet intelektualnego. Sprzeczki i kłótnie wybuchały
bardzo gwałtownie co parę minut. Każdy z nich uważał się za eksperta we wszystkich
dziedzinach sportu, a wszyscy czytali z umiłowaniem ciągle tę samą gazetę sportową.
- Chłopczyk, obsraj te trzy klasy szkoły podstawowej i powiedz nam, kto był
najlepszym na świecie graczem na polu zewnętrznym?
- Powiedziałbym, że Willie Mays, Ted Williams, Cobb.
- Co? Co?
- To jest jasne, jak dwieście jest trzysta, nie!
- A Babe Ruth? Tego już olewacie bokiem, tak!
- Okay, okay! A ty kogo typujesz, macherku!
- Bez żadnych zgrzytów Mays, Ruth i Di Maggio.
- Wam już wszystkim trzepnęło zdrowo w manianę! A Hank Aaron! Czy któryś z was
słyszał to nazwisko?
Pewnego dnia ukazały się anonsy rekrutujące nowych ludzi do prac dotychczas
wykonywanych przez tę kolorowo mieszaną drużynę. Wszystkie anonsy, plakaty i afisze zni-
kały błyskawicznie ze ścian i tablic ogłoszeniowych. Kolorowo mieszana drużyna wysyłała
swoje bojówki z zadaniem mszczenia wszelkich inicjatyw dyrekcji, mogących zaszkodzić
żywotnym interesom ugrupowania. Informacje wywieszano wielokrotnie, a one znikały też
wielokrotnie w najbardziej tajemniczy sposób. Dyrekcja nabierała wody w usta i przestała
werbować. Wszyscy dobrze wiedzieli, że droga z budynku na parking samochodowy była
długa i ciemna. Szczególnie w nocy.
10
Zawroty głowy wracały regularnie. Czułem, jak nadchodzą. Stół zaczynał się wtedy
kręcić. Trwało to minutę albo trochę dłużej. Listy stawały się jakoś ciężkie i nieporęczne.
Ludzie wyglądali blado, szaro, coraz siniej. Ciągle spadałem ze stołka. Nogi odmawiały
posłuszeństwa. Ta kurewska praca zabijała mnie. Ponieważ przestałem kapować, co jest
grane, poszedłem do lekarza i opowiedziałem mu wszystko. Postanowił zmierzyć ciśnienie
krwi. I zmierzył.
- Nie. Nie. Ciśnienie jest w normie.
Przystawił też stetoskop do moich piersi.
- Nic godnego uwagi nie mogę znalezć.
Postanowił wykonać specjalne badanie krwi. Polegać to miało na tym, że pobierano
krew trzy razy w powiększających się odstępach czasu.
- Chce pan poczekać w poczekalni?
- Nie, nie. Nigdy! Wolę rozruszać trochę moje nogi. Zjawię się punktualnie.
- Tylko na pewno punktualnie!
Do drugiego badania krwi stawiłem się bardzo punktualnie. Trzecie miało mieć
miejsce za dwadzieścia pięć minut. Wyszedłem na ulicę. Pusto. Martwo. Drętwo, Zajrzałem
do kiosku i przerzuciłem parę gazet. Odłożyłem je i spojrzałem na zegarek. Przechodząc obok
przystanku autobusowego zarejestrowałem kobietę siedzącą na ławce. Dziwne to było
zjawisko i jakie niecodziennie! Niezwykle wspaniałomyślnie, i jak  hojnie, rozwaliła te
swoje niezłe nogi! Nie mogłem na to nie patrzeć! Wyhamowało mnie tak, że stanąłem i
bezczelnie wpatrywałem się w tę kobiecą figurę nożną. Cóż za głębia obrazu - pomyślałem.
Nagle wstała. Z wlepionym w jej mięsisty tyłek oczami maszerowałem za nią. Oślepiony?
Zahipnotyzowany? Wszystko jedno! Weszła do budynku poczty. Ja za nią. Stanęła w długiej
kolejce. Ja za nią. Kupiła dwie kartki pocztowe. Ja dwanaście kopert i znaczki za dwa dolary.
Wyszła, i niestety nadjechał autobus. Udało mi się przez ułamek sekundy zobaczyć resztki
tych wybornych kończyn dolnych w pełnej harmonii z kształtną pupką znikające za
zamykającymi się drzwiami pojazdu komunikacji miejskiej.
Lekarz czekał.
- Dlaczego spóznia się pan aż pięć minut.
- Nie wiem. Mój zegarek nawala.
- TO BADANIE KRWI WYMAGA NIEZWYKAEJ DOKAADNOZCI I PRECYZJI.
- Nie mam nic przeciwko temu. A teraz niech już się pan dobiera do moich żył.
Dobrał się.
Kilka dni pózniej dowiedziałem się, że test niczego nie wykazał. Nie wiedziałem, czy
mam winić siebie za to pięciominutowe spóznienie czy nie. Tak czy owak napady zawrotów
głowy nachodziły mnie coraz częściej, a ich przebieg przyprawiał mnie o dodatkowy, bardzo
silny ból głowy. Po czterech godzinach pracy miałem wszystkiego po dziurki w nosie,
stemplowałem kartkę i wychodziłem, zaniedbując wielu czynności służbowych. Kiedyś
byłem już o 11 wieczorem w domu. Fay, z brzuchem, leżała w łóżku.
- Co się stało?
- Nie wytrzymuję - powiedziałem - chyba jestem... za wrażliwy i za delikatny.
11
Chłopaki z urzędu pocztowego w Dorscy nie mieli naturalnie pojęcia, że ze mną nie
było zbyt tęgo. Wchodziłem tylnym wejściem, chowałem sweter w urzędowym koszu do
transportowania przesyłek i tak  zamaskowany przesuwałem się możliwie najciszej do
głównego wejścia, żeby ostemplować kartę.
- Bracia i siostry - darłem się do każdego spotkanego na korytarzu.
- Bracie Hank - odpowiadano mi.
Czasami też nie odpowiadano.
- Dobrej nocy w pracy!, bracie Hank - padało jakby przez przypadek.
Często graliśmy ze sobą w takie gierki. Czarni z białymi i odwrotnie. Musiało nas to
bawić. Boyer podchodził do mnie, chwytał za łokieć i powtarzał ciągle to samo:
- Stary, gdyby mnie przemalowano na biało, dawno już byłbym milionerem i to bez
długów w bankach.
- Jasne, Boyer, to, co jest rzeczywiście niezbędne, żeby móc rozrzucać banknoty przez
okno samochodu, to jest biała skóra. Wszystko inne możesz wsadzić sobie w odbyt! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Charles Berlitz, William Moore Zdarzenie w Roswell
    Dickens Charles Ein Weihnachtslied
    Charlene's Dirty Movie
    LE Modesitt The Forever Hero 2 The Silent Warrior
    Ambrose Stephen Most Pegasus
    Trudi Canavan Age of the Five 02 Last of the Wilds
    A Neighbor from Hell 2 Perfection R.L. Mathewson
    Monika Szwaja Gosposia prawie do wszystkiego
    79. Saer, Juan JosĂŠ Glosa
    Grenville Hilary Slodka Wenecja
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zdrowieiuroda.opx.pl