[ Pobierz całość w formacie PDF ]
deszcze... Tak więc postanowiłam wyjechać. Ale pan mnie nie słucha obraziła się Krystyna.
Jutro rano zwijam swoje manatki.
Straciła pani serce dla Gotów? Pani odjedzie, a może właśnie jutro wyjaśni się zagadka
skarbu Atanaryka ?
Zapytała z innej beczki:
Chcę wiedzieć na pewno: na przyszły rok pojedzie pan ze mną na wycieczkę czy też
nie?
Wyciągnąłem do niej rękę:
Jeśli odkryję złodzieja trzeciej wazy, pojadę. Jeśli zaś...
Proszę mojej osoby nie wiązać ze sprawami złodziei...
Panna obrażalska mruknąłem. Pensjonarka...
Jestem pensjonarką. Zgoda. Ale ja od dwóch dni wiem, kto ukradł złotą wazę, a pan i
ten reporter, i wy wszyscy tu w obozie nie macie o tym najmniejszego pojęcia.
Znowu zaskrobano do namiotu. Zajrzał do mnie pan Franciszek.
Panie Tomaszu, herbata gotowa.
Dziękuję panu. Zaraz idę.
Franciszek poczłapał do kuchni, a Krystyna siedziała zamyślona. Patrzyła gdzieś w kąt
namiotu na igrający na ścianie wielki cień mojej głowy. Poszukałem ręki dziewczyny. Miała
dłoń gładką i ciepłą.
Brunhildo... szepnąłem.
Ocknęła się z zamyślenia. Uśmiechnęła się do mnie.
O czym pani myślała?
Jeszcze przed chwilą jej twarz była jakby martwa, jakby namalowana przez Rublowa.
Teraz znowu ożyła. Tak chciałem, aby odpowiedziała, że myślała o mnie. Przecież patrzyła
na cień mojej głowy...
Myślałam o Franciszku. Jest taki dobry dla nas wszystkich. Tak troszczy się o każdego.
O pana, Agnieszkę, o pana Andrzeja. Nawet o mnie, choć nie należę do waszej ekspedycji. A
wy tylko o Gotach, o tych zabytkach, o skarbach. Czy ktoś z was próbował porozmawiać z
Franciszkiem o tym, co go trapi, co go boli? Dlaczego ma swoje złe dni , jak wy to
nazywacie? Teraz czeka go emerytura. I samotność. Zupełna samotność. Przecież ten
człowiek nie ma nikogo bliskiego. Jak opuści pracę, skończy się dla niego wszystko.
Zerknąłem na ścianę namiotu. Cień mojej głowy miał kształt bulwy ziemniaka, który
przed kilkoma dniami skrobał Franciszek.
Dziewczyna ma racje pomyślałem. Dla Andrzeja tylko ci ludzie są interesujący,
którzy mają dwa tysiące lat i można ich odkopać razem z zabytkami. A ja?... Mnie interesują
tylko ludzie dziwaczni i tajemniczy. A przecież Franciszek nie kryje w sobie żadnej
tajemnicy .
Zaprosiłem dziewczynę na szklankę herbaty. O krok od namiotu owionął nas zimny wiatr.
Kotłowało się jezioro, przy brzegach szarzała w mroku biała piana. Na brzegu nie znalazłem
swego składaka i prawie z przyjemnością wyobraziłem sobie, jak okropnie potrafi wiatr
przeniknąć ubranie, gdy płynie się po odkrytej płaszczyznie jeziora.
W kuchni, wokół rozgrzanego szyszkami piecyka, siedziało na sosnowych drągach nasze
obozowe towarzystwo. Byli podobni do wielkich sów nieruchomi i skurczeni, bo od piecyka
buchało ciepło, a w plecy zawiewał zimny wiatr. Las grzmiał jakieś wspaniałe vivace 49,
Krzysztof trzymał na kolanach szarotkę , która transmitowała Patetyczną Czajkowskiego.
Grzaliśmy dłonie na gorących szklankach. Jaśniały w ciemności piękne włosy Agnieszki.
Pochyliłem twarz do ucha Krystyny i poznałem piękny zapach jej policzków. Był on trudny
do określenia, jakby migdały i anyżek. Anyżkiem pachniała zawsze babcia-staruszka, a
Krystyna była młodziutką dziewczyną. Zapach anyżku rozśmieszył mnie. Muzyka brzmiała
bardzo tragicznie, a mnie, może z winy owego anyżku, przyszedł do głowy zupełnie niemądry
pomysł. Przeraziłem się. Czyżbym upodobnił się do Chudego Genka?
Szepnąłem Krystynie:
Pani naprawdę wie, kto ukradł trzecią wazę?
Kiwnęła głową.
Kto?
Milczała.
Niech pani powie.
Odwróciła ode mnie głowę i odpowiedziała po cichu:
Jeśli będzie mi naprawdę zależało, żeby pan pojechał ze mną na wycieczkę, to powiem.
Pan odkryje złodzieja i wówczas, zgodnie z obietnicą, w przyszłym roku spotkamy się na
kajakach.
Westchnąłem. Mój Boże, co będzie za rok? W ciągu roku ta smarkula z pewnością pozna
kogoś milszego i lepszego ode mnie, a ja będę czekał cierpliwie nadejścia wakacji i tęsknił, i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]