[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie sprawę, jak wiele czasu zabierają jej inne zajęcia, nic dziwnego, że córeczka czuje
się trochę odrzucona. Również żałoba po braciszku bywała dla Sunnivy trudna do
pojęcia. Jej urodziny świętowano pysznym jedzeniem, dostawała też nowe ubranie, ale za
wesołym uśmiechem matki zawsze czaił się jakiś cień.
W dniu, kiedy Sunniva skończyła siedem lat, Maria wyjawiła jej prawdę o bracie
blizniaku.
Powiedziała o trumience stojącej w podziemiach kościoła i o rozpaczy rodziców,
którzy nie mieli więcej dzieci.
Synów, pomyślała Sunniva i coś zakłuło ją w piersi.
Mama tak bardzo chciałaby mieć chłopca, a ma tylko mnie...
Maria, nękana najczarniejszymi wyrzutami sumienia, postanowiła ten dzień w
całości poświęcić Sunnivie.
- Córeczko, dzisiaj będziemy się bawić! Zobacz, słońce mocno grzeje, a niebo
jest takie błękitne! Solveig i dziewczęta w szpitaliku same dadzą sobie radę, na pewno
potrafią. A my dwie pójdziemy się kąpać! Najwyższy czas, żebyś się nauczyła pływać!
Sunnivie rozpromieniły się oczy, ale usta wciąż jej drżały z niepewności.
- Naprawdę możesz, mamo? A jeśli przyjdzie ktoś bardzo chory... No, a jak ktoś
nas zobaczy?
- Phi, kto może zachorować w taki piękny dzień? W środku sianokosów, w
pełnię lata? Wszyscy są w polu, chcą jak najprędzej zwiezć siano pod dach. A jak nie, to
chodzą na kolanach po polu z kapustą i pielą, nikt chyba nie wybierze się w góry, żeby
patrzeć, jak się kąpiemy? Pójdziemy w górę doliny, wzdłuż rzeki Dal. Znam ustronne
zakole...
- Ach, mamo, jak wspaniale! Czy... czy ty naprawdę tam chodzisz... całkiem
sama... żeby się kąpać?
- Owszem, czasami, kochanie, ale nie mów o tym nikomu! Niejednemu bardzo
by się nie podobało, gdyby ujrzał panią pastorową zajętą taką beztroską rozrywką... a
może właśnie odwrotnie!
Obie się roześmiały, uradowane rzadkim poczuciem bliskości. Sunniva pobiegła
do kuchni i przygotowała koszyk z chlebem, masłem, soloną szynką i serem. Wodę
mogły pić z rzeki. Słodkiego mleka Sunniva nie miała w ustach od kilku tygodni, kiedy
to krowy popędzono na letnie pastwiska, a z kwaśnego niebieskawego płynu, który
kosiarze czerpali ze stojącej w piwnicy beczki z mlekiem, z radością mogła zrezygnować.
Maria wyszukała dla nich obu cienkie koszulki z krótkimi rękawami i paski do ich
przewiązania. Włożyła zaraz swoją koszulę, żeby nie przebierać się pózniej nad wodą.
Dolną jej część z tyłu przełożyła między nogami do przodu i umocowała w pasie. W ten
sposób koszula zmieniła się w strój kąpielowy, szeroki i wygodny, z nogawkami jak w
męskich spodniach, tyle że krótszymi. yle się pływa, kiedy stopy zaplątują się w długie
do ziemi spódnice.
Mijały łąki i pola, na których pracowali spoceni gospodarze i dzierżawcy. Chude
opalone dzieci podnosiły głowy i z zazdrością patrzyły na dwie rozbawione osóbki
lekkim krokiem wędrujące bitą drogą. Dorośli przyglądali się zdumieni, ten i ów wydął
usta na widok niefrasobliwości wcale nie takiej już młodziutkiej pastorowej.
Czy prawdziwemu chrześcijaninowi wypada tak się bawić w zwykły dzień pracy?
Czy i ona, i dzieciak, nie powinny raczej pomóc przy sianokosach, skoro najwyrazniej
nic lepszego nie mają do roboty?
Ale Maria witała ich wesoło i zaraz nawet te trochę zazdrosne twarze rozpływały
się w uśmiechach.
O, tak, wybaczą jej małe wykroczenie przeciwko ustalonemu porządkowi.
Pastorowa nie raz udowodniła, że się nie oszczędza, kiedy naprawdę tego potrzeba.
Maria poprowadziła córkę w górę doliny. Najpierw szły ścieżką w stronę Vigdal,
tą samą ścieżką, która od wieków stanowiła nić łączącą Lyster z sąsiednimi wioskami,
położonymi wyżej w górach.
Wkrótce porzuciły dróżkę i zagłębiły się w gęsty brzozowy las. Słońce stało
wysoko na niebie, lecz tu, między drzewami, panował przyjemny chłód. Powietrze
stawało się coraz bardziej wilgotne w miarę, jak zbliżały się do rzeki. Maria
[ Pobierz całość w formacie PDF ]