[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zatrzymaliśmy się. Z jakiegoś powodu czułam się nieswojo, wracając do ciemnej, cichej
piwnicy na wino. Miejsce było takie samo jak przedtem, ale czułam, że ja się zmieniłam.
Zrzuciłam sandały i drżącymi dłońmi rozpuściłam włosy. Lucas oparł się o ścianę i pochylił
głowę, jakby nie miał siły iść dalej. Nadgarstki wciąż miał zaczerwienione od taśmy, którą
był skrępowany. Spojrzałam na jego szerokie ramiona i przeszył mnie dreszcz. Zerknęłam na
swoje nadgarstki, na bransoletkę, którą podarował mi Lucas. Urodzinowy prezent - symbol
szczęśliwego dnia. Wydawało się, że dzieli mnie od niego cała wieczność, a nie kilka godzin.
- Charity nie przestanie cię szukać - stwierdził. - Stałaś się jej obsesją. Uznała, że stanowisz
przeszkodę, że rozdzieliłaś ją i Balthazara. - To nie ma znaczenia - szepnęłam. - Bianco, nie
możemy zostać w Filadelfii. Musimy wyjechać. Nie wiem, dokąd... - Dziś w nocy to nie ma
znaczenia - powtórzyłam. Lucas odwrócił się, żeby zaprzeczyć, ale spojrzał mi w oczy i
zamilkł. Położyłam mu rękę na piersi, aby poczuć jego oddech i bicie serca. %7łyjemy,
pomyślałam. A właśnie to znaczy być żywym. - Bianco...
- śśś...
Przesunęłam palcami po jego wargach, wzdłuż szyi, po wystającym jabłku Adama.
Czułam, że jego oddech stał się coraz szybszy. Wciąż wydawał się taki odległy. Ręce mi
drżały, kiedy zdejmowałam mu przez głowę T-shirt. A potem objęłam go w pasie i oparłam
głowę na jego piersi. Usłyszałam szum krwi płynącej w jego żyłach, jak szum morza w
muszli. Ale to było za mało.
- Bliżej - szepnęłam. Przyciągnęłam go do siebie, żeby pocałować. Usta Lucasa
spotkały się z moimi, a jego dłonie zaczęły gwałtownie zdejmować ze mnie sukienkę. Tak
samo gwałtownie, jak ja wcześniej rozrywałam na nim ubranie. Pomogłam mu zsunąć
ramiączka, ani na chwilę nie przerywając pocałunku, bo nie chciałam przestać go dotykać.
Moje ubranie opadło na podłogę. Poczułam dotyk jego skóry, a jej cedrowy zapach
był jedynym powietrzem, jakim mogłam oddychać. Teraz miałam na sobie tylko czerwoną
bransoletkę z korala, która jaśniała nu tle jego ciała, gdy pociągnął mnie w stronę łóżka.
Rano czułam się strasznie, zapewne dlatego, że byłam zmęczona ucieczką przed
wampirami i obolała od spadającego lodu, nie wspominając już o przemarznięciu. Lucas
wpadł w panikę.
- Naprawdę się rozchorowałaś. - Przyłożył mi rękę do czoła, co nie było mądre,
ponieważ niemal zawsze był cieplejszy ode mnie. - A co z zawrotami głowy?
- Jeszcze nie dałeś mi wstać z łóżka. Skąd mam wiedzieć, czy kręci mi się w głowie? -
Wskazałam ręką nu przykrywającą mnie kołdrę i stos poduszek. - Zwykle trzeba wstać, żeby
móc powiedzieć cokolwiek na ten temat.
- Po prostu się martwię.
- Hm... To jest nas dwoje. Ale nie chcę, żebyś się martwił. Lucas usiadł ciężko na
skraju łóżka i oparł głowę na - Kocham cię, Bianco. A to znaczy, że i tak będę się martwił.
Dzieje się z tobą coś, czego żadne z nas nie rozumie. Musimy porozmawiać z jakimiś
wampirami... Ale nie takimi, jakie spotkaliśmy ostatniej nocy. - Myślałam, żeby się odezwać
do mamy i taty - wyznałam. - Nie dlatego, że chcę... Chociaż bardzo chcę...
Wziął mnie za rękę, żeby pokazać, że rozumie. - Ale nie sądzę, żeby nas wysłuchali -
ciągnęłam. Nie podobała mi się ta świadomość, ale czułam, że mam rację. %7łe rodzice mogą
zareagować na mój telefon tylko w jeden sposób. Przyjadą tu. Zrobią wszystko, żeby
rozdzielić mnie z Lucasem. I zapewne będą się starali mnie zmusić, żebym stała się
wampirem jak oni. Lucas namyślał się przez chwilę.
- A Balthazar? - powiedział to z wyraznym trudem. Dużo go kosztowało przyznanie,
że Balthazar może być jedyną osobą, która mi pomoże. Zdawałam sobie z tego sprawę. Ale to
także była ślepa uliczka. - Już go pytałam, w zeszłym roku w szkole. On też nie wie, co dzieje
się z dziećmi wampirów, jeśli nie dokończą przemiany.
- Cholera! - Lucas wstał z łóżka i przechadzał się tam i z powrotem. Parzyłam na
niego spod kołdry. Nie myśl o tym, chciałam powiedzieć. Może to nic takiego. Uciekliśmy od
Charity. Powinniśmy się cieszyć!
Znów próbowałam udawać, że nic się nie dzieje. A ponieważ wyznałam Lucasowi
prawdę chyba właśnie po to, żeby już nigdy tego nie robić, postanowiłam wreszcie spojrzeć
prawdzie w oczy.
Lucas zatrzymał się nagle.
- Zakładamy, że to ma jakiś związek z wampirzą częścią twojej mamy. A jeśli nie?
Chodzi mi o to, że może po prostu jesteś chora? Na zapalenie płuc albo coś podobnego?
- Możliwe. Myślałam już o tym. - Prawdziwe wampiry nigdy nie łapią wirusów, nie
chorują na wyrostek robaczkowy ani nic w tym rodzaju. Ale kiedy dorastałam, miewałam
przeziębienia i bóle brzucha jak każde dziecko. W ostatnich latach byłam bardzo zdrowa i
rodzice mówili, że to wampirzą moc wzmacnia mój system odpornościowy. Ale być może
nadal mogłam się rozchorować jak wszyscy inni.
- Dana kilka lat temu chorowała na zapalenie płuc. Nie miała apetytu, była osłabiona i
tak dalej. To może być to.
- Możliwe. - Bardzo spodobał mi się ten pomysł, Właściwie aż za bardzo. Jak można
chcieć mieć zapalenie płuc?
Lucas usiadł na łóżku, tak wesoły, jak nie był od naszej wizyty w planetarium.
- Więc zabierzemy cię do lekarza. Niech cię zbada i powie, co ci dolega.
Pomysł wydawał się dobry, z jednym zastrzeżeniem.
- Jak zapłacimy za lekarza? - spytałam z wahaniem.
- Mamy dość pieniędzy, żeby pójść do przychodni. To będzie trochę kosztowało, ale
sobie poradzimy.
- A jeśli będę potrzebowała antybiotyków... Lucasie, takie rzeczy są naprawdę drogie.
- Jeśli będziesz potrzebowała antybiotyków, sprzedamy samochód.
- Ten kradziony?
- A o jakim innym mógłbym mówić? - Nie patrzył mi w oczy.
- Tak nie można. Auto należy do kogoś, kto na pewno chce je odzyskać. - Nie mogłam
uwierzyć, że powiedział coś takiego. - Poza tym jak chciałbyś to zrobić? Samochód jest
kradziony. Nie jest łatwo sprzedać kradziony samochód. Widziałam w telewizji. Auta mają
numery seryjne i masę innych rzeczy, które pozwalają je rozpoznać. - Bianco, pracuję w
dziupli. - Westchnął ciężko.
Co to jest dziupla? Byłam zdezorientowana. W pierwszej chwili przyszło mi do głowy
coś związanego z drzewami. Ale Lucas pracował przecież w warsztacie.
- Nie rozumiem.
- Dziupla to warsztat, który handluje kradzionymi samochodami. - Lucas wpatrywał
się w swoje dłonie i z nieobecnym wyrazem twarzy tarł podrażnioną skórę na nadgarstkach. -
Usuwamy numery nadwozia, rozbieramy auta na części, przemalowujemy je, przerabiamy
tablice. - Wszystko, czego ludzie potrzebują. Nie jestem z tego dumny. Ale umiem to robić.
- Dlaczego pracujesz w takim miejscu?
- Bądz realistką. Niedługo będę miał dwadzieścia dwa lata, a nie skończyłem nawet
średniej szkoły, nie wspominając o uprawnieniach mechanika. Jak myślisz, kto inny by mnie
zatrudnił? Nie cierpię pracować z oszustami. Nienawidzę tego tak bardzo, że czasami robi mi
się niedobrze. Ale muszę coś robić, żeby nas utrzymać. A taki warsztat to... To właściwie
jedyne miejsce, gdzie chcą mnie zatrudnić.
Policzki mi płonęły. Poczułam się jak idiotka, która nie rozumie sytuacji, w jakiej się
znajdujemy. Duma Lucasa musiała niewyobrażalnie cierpieć każdego dnia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]