[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciebie.
- Mówisz, że to jej ma się trafić bezwargi?
Z gardła Drew wydobył się chrapliwy bulgot. Frannie
roześmiała się lekko i poklepała go po udzie.
- Tylko żartuję. Strasznie łatwo wyprowadzić cię z
równowagi. Jeśli Sylwester Stallone poprosi mnie o rękę, to,
słowo, że się zgodzę.
Czując jej rękę na udzie, dosłownie zesztywniał. Niech to.
Miał tylko nadzieję, że nie zauważyła jego reakcji.
- Nic z tego, kotku. Stallone ma już żonę, i to z rodu
Kennedych.
- Mylisz się, to Schwarzenegger - poklepała go po udzie.
Poczuł gorąco przepływające niczym prąd.
- Wszystko jedno. Jest zajęty.
- W porządku. Dam mu spokój, nie będę rozbijała
rodziny. Rany Julek, Drew, co się z tobą dzieje? - zapytała,
patrząc na niego ze zdziwieniem.
Wysiadła, a on bez słowa wziął ją pod ramię i poprowadził
do wejścia.
- Jest ślisko. Padało wcześniej - powiedział, widząc jej
zdumione spojrzenie - a na parkingu pełno oleju z
samochodów. Nie chcę, żebyś się przewróciła.
- Aha. - Usiłowała sobie przypomnieć choćby jeden
przypadek, począwszy od podstawówki, kiedy potknęła się w
jego obecności.
Potem Drew kupił bilety.
- Pozwól, że zapłacę - oznajmił, całkowicie zbijając ją z
pantałyku. Zazwyczaj każde płaciło za siebie.
Czyżby to była randka? Nagle poczuła się niepewnie.
Chrząknęła.
- Skoro zapłaciłeś za bilety, ja kupię prażoną kukurydzę.
Drew machnął lekko ręką.
- Wszystko jest pod kontrolą. Nie przejmuj się. Czyżby
miał zamiar płacić też za popcorn? To musiała być randka.
- Zaczekaj tu na mnie. A jeśli ktoś cię zaczepi, krzycz.
Frannie błagalnie wzniosła oczy ku górze. Jasne, na pewno
znajdzie się jakiś śmiałek, który będzie ją zaczepiał w
zatłoczonym foyer.
- Zaraz wracam.
Frannie zacisnęła wargi, by mu nie przygadać. Istniała
niewielka szansa, że przestał ją traktować jak siostrę kumpla
lub, co gorsza, własność. Nie była bezstronnym
obserwatorem, ale Drew wydał jej się nagle bardzo
opiekuńczy, nawet odrobinę zaborczy. Byłoby strasznie głupio
z jej strony, gdyby teraz kiedy zabłysła iskierka nadziei,
zrobiła coś, co by go do niej zniechęciło.
- Poczekam - powiedziała posłusznie. I odwróciła się,
udając, że ogląda wiszący za nią plakat. Nawet jeśli istniała
możliwość, że to pierwsza prawdziwa randka z Drew,
zapowiadał się długi wieczór. Ciekawe, czy pozwoli jej pójść
samej do toalety?
Wrócił z kartonowym pudełkiem kukurydzy i poprowadził
ją na ciemną już salę, trzymając rękę na jej plecach.
Nawet jeśli nie była to randka, to coś prawie równie
dobrego. Zadrżała, czując, jak jego dłoń wypala niemal dziurę
w jej bluzce.
- Zimno? - zapytał szeptem, pochylając się nad nią. Nie.
Nie było jej zimno.
- W porządku - szepnęła, siadając na swoim miejscu. Na
szczęście niewiele osób siedziało w pobliżu. Czyżby
specjalnie znalazł dla nich tak odosobnione miejsce? Niech to,
Frannie nienawidziła niepewności.
Obejrzeli film. Zanim jednak Sylwester Stallone i Sandra
wyjaśnili sobie wszystkie dzielące ich różnice i trzymając się
za ręce, obserwowali, jak zli faceci przysmażają się na tosty,
Frannie poczuła się zakłopotana. Może to jednak nie była
randka? Drew ani nie próbował trzymać jej za rękę, ani nie
objął ramieniem, a szeptane do ucha uwagi dotyczyły
wyłącznie filmu.
- Co on powiedział? Czemu w tych filmach zawsze tak
mamroczą?
- Pamiętaj, że ma trudności z mówieniem. To przez tę
brakującą wargę.
- Siedz cicho.
Uśmiechnęła się. Przesiedzieli aż do końca napisów, bo
Drew chciał sprawdzić, kto śpiewał tytułową piosenkę.
- Masz ochotę na drinka? - zapytał, gdy szli w kierunku
wyjścia.
Więc może jednak to była randka. Przeżywała huśtawkę
uczuć niczym na diabelskim kole.
- Jasne, czemu nie?
Wziął ją zdecydowanie pod ramię i poprowadził w noc.
Jej skóra przypominała aksamit. Z trudem zmusił się, by
puścić Frannie, gdy wsiadała do samochodu.
- Dokąd chcesz jechać? Wzruszyła lekko ramionami.
- Wszystko mi jedno. Sam zdecyduj.
Wylądowali w małym barze z grillem, w którym kręciło
się paru samotnych młodych łudzi, szukających wyraznie
towarzystwa. Panował hałas, wszyscy mówili trochę za
głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Po raz pierwszy, odkąd znała Drew, Frannie poczuła się
nieswojo w jego towarzystwie. Rozmawiali na tematy
neutralne. Pytała, kiedy ma się stawić w pracy, w co się ubrać.
Wyjaśnił, że będzie jej potrzebny krem z filtrem i kapelusz z
szerokim rondem, że firma zatrudnia około trzydziestu osób i
ma własną szkółkę leśną. %7łe lunch jadają o 11.30, a pieniądze
wypłacane są dwa razy w miesiącu.
Frannie mieszała lód w szklance, w popłochu szukając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]