[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak i androida. Wiem, że gdy w grę wchodzi syntetyczna pamięć, takie rzeczy się zdarza-
ją. Kiedy ktoś myśli, że jest człowiekiem.
A więc instalowanie sztucznej pamięci wiąże się z ryzykiem.
Zawsze jest ryzyko powiedział Garland kiedy się uwalniamy i uciekamy tu,
na Ziemię, gdzie się nas nie uważa nawet za zwierzęta. Gdzie każdy robak i pluskwa
drzewna są o wiele milej widziane niż my wszyscy razem wzięci. Garland z poiryto-
waniem skubał dolną wargę. Moim zdaniem, pańska sytuacja byłaby o wiele lepsza,
gdyby Phil Resch zdołał przejść test Bonelego. Dzięki temu rezultat byłby łatwy do prze-
widzenia. Dla Rescha byłbym po prostu kolejnym andkiem, którego należy usunąć naj-
szybciej, jak można. Ale pana sytuacja, Deckard, wcale nie jest taka dobra. Prawdę mó-
wiąc, jest prawie równie zła jak moja. Wie pan, w którym momencie popełniłem błąd?
Nie wiedziałem o Polokovie. Chyba przyleciał wcześniej najwyrazniej tak musiało
być. Razem z zupełnie inną grupą i wcale się nie kontaktował z naszą. Kiedy przyje-
chałem, był już doskonale ulokowany w WOP. Zaryzykowałem z badaniami laborato-
ryjnymi, choć nie powinienem. Oczywiście, Crams podjął to samo ryzyko.
Polokov omal nie wykończył i mnie powiedział Rick.
Tak, w nim coś było. Nie sądzę, by miał ten sam typ zespołu mózgowego, co my.
Musiał być podrasowany albo pracować na doładowaniu to była jakaś zmieniona
struktura, nieznana nawet nam. I bardzo dobra. Niemal wystarczająco dobra.
Kiedy zadzwoniłem do mieszkania zapytał Rick dlaczego nie połączyłem się
z moją żoną?
Wszystkie nasze linie wideofoniczne są zapętlone. Przerzucają połączenia do in-
nych gabinetów w obrębie tego budynku. Działamy tu w homeostatycznej strukturze,
Deckard. Tworzymy zamkniętą całość, odseparowaną od reszty San Francisco. Wiemy
o nich, ale oni nie wiedzą o nas. Czasami jakaś pojedyncza osoba, taka jak pan, zabłą-
dzi tu albo, jak w pańskim przypadku, zostanie tu przyprowadzona dla naszego bez-
pieczeństwa. Wykonał konwulsyjny ruch ręką w stronę drzwi gabinetu. Oto wra-
83
ca nasz nadgorliwy Phil Resch wraz ze swoim przenośnym zestawem testowym. Czyż
nie jest sprytny? Doprowadzi do zniszczenia swojego życia, mojego, a bardzo możliwe,
że i pańskiego.
Wy, androidy stwierdził Rick w trudnych chwilach niezbyt dbacie jeden
o drugiego.
Chyba ma pan rację warknął Garland. Wygląda na to, że brak nam pewnej
szczególnej umiejętności, którą posiadacie wy, ludzie. Mam wrażenie, że to się nazywa
empatia.
Drzwi gabinetu otworzyły się. Stanął w nich Phil Resch, trzymający w rękach urzą-
dzenie ze zwisającymi przewodami.
Już jestem oznajmił zamykając drzwi za sobą. Usiadł i podłączył aparaturę do
kontaktu.
Garland podniósł prawą rękę i skierował ją w stronę Phila Rescha. Aowca i Rick Dec-
kard stoczyli się ze swoich krzeseł na podłogę. Jednocześnie Resch wyszarpnął pistolet
laserowy i padając wystrzelił.
Promień lasera wymierzony z precyzją będącą skutkiem lat treningu przepalił głowę
inspektora Garlanda. Ten pochylił się do przodu, a z jego dłoni wypadł i potoczył się po
blacie biurka mikrolaser. Martwe ciało zakołysało się w fotelu i wreszcie, jak worek kar-
tofli, przechyliło się na bok i z hukiem upadło na podłogę.
Zapomniałem powiedział Resch wstając że to moja praca. Niemal mogę
przepowiedzieć, co android ma zamiar zrobić. Pan pewnie też. Schował pistolet, po-
chylił się i z zaciekawieniem obejrzał zwłoki swego byłego przełożonego. Co panu
powiedział w czasie mojej nieobecności?
%7łe on... %7łe to było androidem. I że pan... Rick przerwał. Obwody jego mózgu
szumiały, obliczały i wybierały; zmienił drugą część zdania. Wykryję to zakończył.
Za parę minut.
Czy coś jeszcze?
Ten budynek jest pełen androidów.
Trudno będzie nam się stąd wydostać rzekł z namysłem Resch. Zasadniczo
mam oczywiście prawo wychodzić, kiedy zechcę. I zabierać ze sobą więznia. Nasłu-
chiwał przez chwilę, ale zza drzwi gabinetu nie rozległ się żaden dzwięk. Chyba nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]