[ Pobierz całość w formacie PDF ]
młodzieniec z arcypewną siebie miną. Był przystojny, zuchowaty, mniej
więcej w wieku Jacka McMurdo i nawet podobny do niego z budowy. Spod
czarnego filcowego kapelusza z szerokim rondem, którego nawet nie
pofatygował się zdjąć, wyzierało grozne oblicze o orlim nosie. Złym,
nienawistnym i władczym okiem spojrzał na parę siedzącą przed
kominkiem.
Ettie zerwała się zmieszana i zaniepokojona.
Cieszę się, że pana widzę, panie Baldwin rzekła. Przyszedł pan
wcześniej niż myślałam. Proszę, niech pan siada.
Baldwin nie ruszył się z miejsca i ująwszy się pod boki, patrzał na
McMurdo.
Co to za jeden? rzucił.
To mój znajomy& nasz nowy lokator. Panie McMurdo, pozwoli pan
sobie przedstawić pana Baldwina.
Obaj młodzi ludzie sztywno skłonili się sobie.
Panna Ettie z pewnością powiedziała panu, co nas łączy? rzekł
Baldwin.
Zdawało mi się, że nic.
Zdawało się panu? Teraz przestanie się panu zdawać. Niechże się pan
dowie ode mnie, że to moja narzeczona. W tak piękny wieczór lepiej pan
zrobi, idąc na spacer.
Dziękuję za radę, ale nie mam ochoty na przechadzkę.
Nie ma pan? dzikie oczy Baldwina płonęły gniewem.
A może pan ma ochotę na bitkę, panie nowy lokatorze?
Zgadł pan! krzyknął McMurdo, zrywając się z miejsca. Nigdy
jeszcze nie słyszałem milszej propozycji.
Na miłość boską, Jack, na miłość boską! wykrzyknęła biedna,
śmiertelnie przerażona Ettie. Och, Jack, on ci zrobi coś złego!
Aa! Więc jesteście na ty! z grozbą w głosie rzekł Baldwin. Do
tego już doszło między wami, co?
Och, Ted, pohamuj się& uspokój! Przez wzgląd na mnie, jeżeli mnie
kochasz, Ted, bądz wspaniałomyślny i litościwy!
Myślę, Ettie, że gdybyś nas zostawiła samych, załatwilibyśmy sprawę
między sobą spokojnie rzekł McMurdo. A może ciągnął, zwracając
się do Baldwina poszlibyśmy się przejść. Wieczór jest ładny, a o parę
domów dalej mamy otwarty plac.
Poradzę sobie z tobą, nie brudząc rąk odparł wróg. Pożałujesz,
bratku, dnia, kiedyś postawił nogę w tym domu.
Po co odkładać, mam czas teraz! krzyknął McMurdo.
Mnie zostaw wybór czasu, już ja znajdę odpowiednią chwilę. Spójrz!
nagłym ruchem zakasał rękaw i pokazał na przedramieniu jakby
wypalony dziwny znak: trójkąt w kole. Wiesz ty, co to jest?
Nie wiem i nie chcę wiedzieć!
Ale się dowiesz. Obiecuję ci to solennie, mój panie. I nie zdążysz się
wiele postarzeć do tego czasu. Panna Ettie może ci coś powiedzieć na ten
temat. A co do ciebie, Ettie, to się jeszcze na kolanach do mnie przyczołgasz.
Słyszysz? Na kolanach! Wtedy cię ukarzę. Zasialiście i przysięgam
zbierzecie plon!
Patrzył na nich z wściekłością, a potem obrócił się na pięcie i wyszedł. Za
chwilę trzasnęły za nim drzwi wejściowe.
McMurdo i Ettie przez kilka sekund stali w milczeniu, aż wreszcie
przerażona Ettie rzuciła mu się na szyję.
Och, jakiś ty dzielny! Jednak to wszystko na nic. Musisz uciekać!
Jeszcze dziś& jeszcze dziś w nocy! To twój jedyny ratunek. On cię zabije.
Wyczytałam to w jego okrutnym spojrzeniu. Cóż możesz poradzić, kiedy
jest ich wielu i mają za sobą McGinty ego i potęgę całej loży?
McMurdo uwolnił się z jej objęć, pocałował ją i lekko pchnął na krzesło.
Spokojnie, kochanie, spokojnie! Nie kłopocz się i nie bój się o mnie.
Sam jestem masonem. Przed chwilą powiedziałem o tym twojemu ojcu. Być
może, nie jestem lepszy od nich, nie rób więc ze mnie świętego. Może nawet
też znienawidzisz mnie po tym, co ci powiedziałem.
Nienawidzić ciebie? Nigdy w życiu! Słyszałam, że mason to coś
niedobrego jedynie tutaj, czemu więc miałabym cię zle sądzić? Ale jeżeli
jesteś masonem, to biegnij zaraz do McGinty ego, żeby go przyjaznie do
siebie usposobić. Pośpiesz się, pośpiesz, Jack! Musisz ubiec tamtych, nim się
do ciebie zabiorą.
Tak też myślałem odparł McMurdo. Pójdę tam zaraz i skończę z
tą sprawą. Możesz powiedzieć ojcu, że tę noc jeszcze tu prześpię, ale jutro
rano znajdę już sobie inną kwaterę.
W barze knajpy McGinty ego było tłoczno jak zwykle, albowiem tu
najchętniej zbierały się najgorsze męty miasta. Sam McGinty cieszył się
popularnością ze względu na jowialne, gburowate usposobienie, za którym
ukrywało się zresztą coś znacznie głębszego. Pomijając jednak tę
popularność, sam lęk, w którym utrzymywał nie tylko całe miasto i
trzydziestomilową dolinę, lecz nawet osady za obrzeżającymi ją górami,
wystarczał do zapełnienia jego baru, bo nikt nie chciał mu się narazić.
Mimo tych tajemniczych mocy, z których jak niosła fama zdawał
się korzystać w tak bezwzględny sposób, McGinty dzierżył jeszcze wysokie
stanowiska. Był radcą miejskim i pełnomocnikiem do spraw drogowych,
wybranym na te urzędy głosami szumowin, które z kolei spodziewały się od
niego za to jakiejś rekompensaty. Ludność płaciła wysokie podatki, o
roboty publiczne nikt nie dbał, łapownictwo kwitło w najlepsze, a
uczciwych obywateli szantażowano i zmuszano do milczenia pod grozbą
straszliwych represji. W ten to sposób z roku na rok brylantowe szpilki w
krawacie McGinty ego coraz bardziej rzucały się w oczy, złoty łańcuszek na
coraz wspanialszej kamizelce wciąż przybierał na wadze, a knajpa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]