[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A potem: Narnia i Północ! szepnął Bri.
A jeśli Szasty tam nie będzie?
Musicie na niego czekać. Mam nadzieję, że niczego wam tu nie brakuje?
Najlepsza stajnia, jaką w życiu widziałem rzekł Bri. Ale jeśli małżonek tej rozchichotanej Tarkiiny daje
swemu szambelanowi pieniądze na najlepszy owies, to myślę, że ktoś tu kogoś oszukuje.
Arawis i Lasaraliina zjadły kolację w komnacie z kolumnami i w dwie godziny pózniej były gotowe do drogi.
Arawis ubrana była jak wyższa rangą niewolnica z bogatego domu, twarz miała zasłoniętą woalem. Gdyby
spotkały się z jakimiś pytaniami, Lasaraliina miała powiedzieć, że prowadzi niewolnicę, którą chce podarować
jednej z dam dworu.
Poszły na piechotę i po kilku minutach były już przed bramą pałacu. Dowódca straży natychmiast poznał
Lasaraliinę i rozkazał swym żołnierzom oddać jej honory. Weszły do wielkiej Sali Marmurowej i wmieszały się w
barwny tłum dam dworu, dworzan i niewolników. Nikt nie zwracał na nie szczególnej uwagi. Przeszły przez Salę
Kolumnową, potem przez Salę Posągów, a potem przez wspaniały krużganek, mijając wykute z miedzi drzwi Sali
Tronowej. Arawis niewiele mogła zobaczyć w bladym świetle lamp, ale nawet tylko to, co widziała, trudno byłoby
opisać, tak było dostojne i wspaniałe.
Wyszły na ogrodowy dziedziniec schodzący tarasami po zboczu wzgórza. Zapadła już noc i kiedy doszły do
starego Pałacu położonego w dole, nad rzeką, znalazły się w labiryncie ciemnych korytarzy, z rzadka tylko
oświetlonych pochodniami wetkniętymi w żelazne uchwyty na ścianach. Lasaraliina zatrzymała się w miejscu, z
którego można było pójść albo w lewo, albo w prawo.
Idzmy, idzmy szepnęła Arawis, której serce biło mocno i która wciąż bała się, że za jakimś zakrętem mogą
wpaść na jej ojca.
Właśnie się zastanawiam... powiedziała Lasaraliina. Nie jestem całkiem pewna, w którą stronę
powinnyśmy skręcić. Myślę, że w lewo. Tak, prawie na pewno w lewo. Ach, jakie to wszystko zabawne!
Skręciły więc w lewo i zaczęły iść prawie zupełnie ciemnym korytarzem, który wkrótce zakończył się opadającymi
w dół schodami.
Wszystko w porządku odezwała się Lasaraliina. Teraz jestem pewna, że idziemy dobrze. Pamiętam te
schody.
Ale w tym samym momencie zobaczyły przed sobą jakieś ruchome światło. Nie zdążyły się nawet zastanowić, co
robić, gdy zza odległego rogu wyszło tyłem dwóch mężczyzn niosących długie świece. A przed kim idzie się tyłem,
jeśli nie przed samym królem?! Arawis poczuła, jak Lasaraliina wpiła się kurczowo w jej ramię; nie ulegało
wątpliwości, że jest śmiertelnie przerażona. Wydało się jej dziwne, że przyjaciółka mogła się przestraszyć Tisroka,
skoro jak mówiła byli tak zażyłymi przyjaciółmi, ale nie było czasu na rozmyślania. Szybko wycofały się na
palcach do szczytu schodów, a potem zaczęły uciekać po omacku wzdłuż ściany.
Tu są jakieś drzwi rozległ się szept Lasaraliiny. Szybko!
Wpadły do środka i cicho zamknęły drzwi za sobą. Wewnątrz panowała nieprzenikniona ciemność. Po
przyspieszonym oddechu Lasaraliiny Arawis poznała, że jej przyjaciółka jest ledwo żywa ze strachu.
Niech nas Tasz ratuje! rozległ się jej szept. Co zrobimy, jak on tu wejdzie? Może się gdzieś schowamy?
Pod nogami czuły gruby, miękki dywan. Przeszły kilka kroków i natknęły się na sofę.
Włazimy za nią! wysapała Lasaraliina. Och, po co ja tu w ogóle przychodziłam!
Między sofą a obwieszoną tkaninami ścianą było akurat tyle miejsca, że dziewczęta z trudem się tam zmieściły.
Lasaraliinie udało się zająć lepszą pozycję i była zupełnie niewidoczna, natomiast część głowy Arawis wystawała
zza końca sofy, tak że gdyby ktoś wszedł ze światłem i spojrzał w tamtą stronę, mógłby ją zobaczyć. Nie
31
zapominajmy jednak, że miała woal na twarzy i to, co wystawało zza sofy, wcale nie przypominało włosów, czoła i
pary oczu. Wierciła się rozpaczliwie, chcąc dać przyjaciółce do zrozumienia, że ma za mało miejsca, lecz ta
myśląc już teraz tylko o sobie uszczypnęła ją mocno w nogę. Przez jakiś czas leżały spokojnie, dysząc ciężko.
Odgłos oddechów wydawał się im przerazliwie hałaśliwy.
Myślisz, że tu jest bezpiecznie? zapytała w końcu Arawis cichym szeptem.
Myślę... że... że... t-t-tak. Ale moje biedne nerwy... Nie skończyła jednak, bo nagle rozległ się
najokropniejszy dzwięk, jaki mogły w tym momencie usłyszeć: odgłos otwieranych drzwi. Potem pojawiło się
światło. A ponieważ Arawis naprawdę nie mogła nic więcej zrobić ze swoją wystającą zza sofy głową, zobaczyła
wszystko.
Najpierw weszli tyłem dwaj niewolnicy (głusi i niemi, jak słusznie podejrzewała, i dlatego używani przy
najbardziej tajnych naradach), którzy stanęli po obu stronach sofy z zapalonymi świecami. Dla Arawis okazało się
to zbawienne, bo teraz trudniej ją było zobaczyć, skoro przed jej wystającą zza sofy głową stanął niewolnik, tak że
mogła patrzyć tylko przez szparę między jego piętami. Potem wszedł do komnaty stary, bardzo gruby mężczyzna w
dziwacznej tiarze owiniętej turbanem, po której natychmiast poznała samego Tisroka. Najmniejszy z klejnotów,
którymi był obwieszony, kosztował więcej niż wszystkie stroje i oręż narnijskich baronów. Był jednak tak gruby, a
przy tym pokryty taką masą falbanek, plisek, wisiorków, guzików, frędzli i talizmanów, że Arawis nie potrafiła się
oprzeć niezbyt może stosownej w takim momencie myśli, iż moda narnijska (a w każdym razie moda męska)
podoba się jej bardziej niż kalormeńska. Za królem wszedł wysoki młodzieniec w turbanie przystrojonym pawimi
piórami i klejnotami; u boku miał szeroką, krzywą szablę w pochwie z kości słoniowej. Wydawał się bardzo
podniecony, a jego oczy i zęby połyskiwały dziko w świetle świec. Na samym końcu wszedł niski, garbaty i
pomarszczony staruszek, w którym z przerażeniem rozpoznała swego niedoszłego małżonka, wielkiego wezyra
Ahosztę Tarkaana we własnej osobie.
Gdy cała trójka znalazła się w komnacie i zamknięto drzwi, Tisrok rozsiadł się na sofie z westchnieniem ulgi,
młodzieniec stanął przed nim, a wielki wezyr padł na kolana i uderzył czołem w dywan.
Rozdział 8
TAJNA NARADA
OCH-MÓJ-OJCZE-I-OCH-ROZKOSZY-MOICH-OCZU wymamrotaÅ‚ mÅ‚odzieniec tak obrażonym tonem, że
widać było od razu, iż Tisrok wcale NIE JEST rozkoszą jego oczu. Obyś żył wiecznie, choć zniszczyłeś mnie
całkowicie. Gdybyś mi dał najszybszą z naszych galer o świcie, kiedy spostrzegłem, że okręt tych przeklętych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]