[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak mi się wydaje.
Mo\e więc istnieje sposób na wydobycie wzorca z mózgu?
Na przykład?
Na przykład u\ywając przypadku, który zostanie odpowiednio zmodyfikowany przez
fale mózgowe.
Co masz na myśli?
Zlepe wyciąganie liter scrabble a z woreczka.
Ford gwałtownie wstał.
Rewelacja! Wyciągnął z plecaka ręcznik i kilkoma ruchami przerobił go na worek.
Zupełne wariactwo mówił absolutny idiotyzm. Zrobimy, co mówisz, bo to
wspaniały idiotyzm. Dawaj!
Słońce zniknęło dyskretnie za chmurą. Spadło parę smutnych kropelek deszczu.
Zebrali porozrzucane litery i wrzucili je do woreczka. Potrząsnęli.
Zwietnie! dyrygował Ford. Zamknij oczy. Szybciej, tempo, gazu!
Artur zamknął oczy i wło\ył dłoń do woreczka. Pomieszał kamyki, wyjął trzy i dał
Fordowi, który uło\ył je na ziemi w kolejności, w jakiej dostał.
I, L, E... Ile!
Zamrugał.
Chyba działa!
Artur dał mu trzy kolejne kamyki.
J, E, S... Jes. Hm, mo\e jednak nie działa.
Masz następne.
T, S, Z... Jestsz... to bez sensu, przykro mi.
Artur wyciągał kolejne kamyki. Ford układał je.
E, Z... Jestsześ... Ile jest sześ...! wrzasnął Ford. Fantastyczne, to naprawdę działa! Ile
jest sześ...
Masz. Artur rzucał kamyki tak szybko, \e Ford ledwie nadą\ał je układać.
... Ile jest sześć... R, A, Z, Y... Ile jest sześć razy D, Z, I, E, W, I, , ... Ile jest sześć
razy dziewięć...
Przerwał.
Następne!
Eee... stęknął Artur dziwnym głosem. Więcej nie ma.
Wielce zdziwiony pogrzebał w ręczniku, kamyków ju\ jednak nie było.
Myślisz, \e o to chodzi? spytał Ford.
Z pewnością.
Sześć razy dziewięć. Czterdzieści dwa.
Otó\ to. Nic więcej nie będzie.
Rozdział 34
Słońce wyszło zza chmurki i wesoło ich oświetliło. Zaśpiewał ptak. Przez drzewa wionął
podmuch ciepłego wiatru, uniósł główki kwiatów i zabrał w dal ich zapach. Brzęcząc
przeleciała muszka, by załatwić coś, co muszki mają do załatwienia póznym popołudniem.
Słychać było perliste głosiki i chwilę potem pojawiły się dwie dziewczyny. Ujrzawszy Forda
Prefecta i Artura Denta, stanęły zaskoczone, panowie sprawiali bowiem wra\enie
umierających, choć w rzeczywistości wstrząsały nimi jedynie paroksyzmy bezgłośnego
śmiechu.
Nie odchodzcie! zawołał Ford, łapiąc powietrze. Zaraz się wami zajmiemy.
Co się stało? spytała wy\sza i szczuplejsza. Na Golgafrinchamie była urzędniczką w
dziale kadr, ale niezbyt jej się tam podobało.
Ford wziął się w garść.
Wybaczcie. Witamy. Właśnie zastanawialiśmy się z przyjacielem nad sensem \ycia. To
bardzo śmieszne zajęcie...
Ach, to ty zauwa\yła dziewczyna. Zrobiłeś z siebie pośmiewisko dziś po południu.
Na początku byłeś dość zabawny, ale potem zacząłeś trochę za bardzo bić pianę.
Naprawdę? Być mo\e.
Po co to było? spytała druga, nieco ni\sza i bardziej pucołowata. Na Golgafrinchamie
była plastyczką w małej firmie reklamowej. Niezale\nie od niedostatków nowego świata,
teraz co wieczór szła spać bezbrze\nie wdzięczna losowi za to, \e rano choć dzień mógł
przynieść wiele niespodzianek nie zobaczy stu prawie identycznych zdjęć dramatycznie
oświetlonych tubek pasty do zębów.
Po co? Po nic. Nic nie jest po coś rzekł Ford wesoło. Zapraszamy do nas. Jestem
Ford, to jest Artur. Właśnie zamierzaliśmy nic nie robić, ale to mo\e poczekać.
Dziewczyny patrzyły na nich powątpiewająco.
Mam na imię Agda powiedziała wy\sza a to jest Mella.
Cześć, Agda, cześć, Mella przywitał się Ford.
Nie mówisz? spytała Artura Mella.
Czasami odparł Artur ale nie tyle co Ford.
To świetnie.
Przez chwilę było cicho.
Co miałeś na myśli mówiąc, \e mamy tylko dwa miliony lat? Zupełnie nie
zrozumiałam, co chciałeś powiedzieć.
Och, to nieistotne.
Chodzi jedynie o to wtrącił Artur \e Ziemia zostanie zniszczona, by zrobić miejsce
hiperprzestrzennej trasie szybkiego ruchu. Wzruszył ramionami. Ale do tego czasu jest
jeszcze dwa miliony lat, poza tym Vogoni robią tylko to, co muszą.
Vogoni?
Tak, nie znasz ich.
O czym my mówimy?
Niewa\ne. To tylko taki sen z przeszłości lub przyszłości. Artur uśmiechnął się i
odwrócił głowę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]