[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że ta wiedza w żaden sposób nie przyda jej się w ciągu następnych
tygodni.
- Ach! - oznajmiła księżna, wciąż trzymając ją za ramię. - Przy
szedł pan Butler!
A więc rządca, który - dzięki wytwornej fryzurze - miał się
w niej bez pamięci zakochać i oświadczyć tego samego wieczoru,
zjawił się dopiero teraz. Anne odwróciła się ku drzwiom, po raz
pierwszy lekko rozbawiona.
Przez moment przyciągnęła jej uwagę świetna prezencja i uroda
człowieka, który stanął w progu. Widziała go wyraznie w wieczor
nym świetle, wpadającym przez zachodnie okna. I znów ujrzała go
z lewego profilu.
Kiedy już opanowała się po wstrząsie, jakiego doznała, zdumiało
ją, że Alleyne i Rannulf powitali nowo przybyłego tak serdecznie.
- Syd, stary chłopie - usłyszała Rannulfa - gdzieś ty się po
dziewa!? Wulf napędził ci może strachu dziś rano?
A więc ten mężczyzna nie był kimś obcym i będzie go musiała
widywać. To rządca Glandwr.
37
Zrobiło się jej słabo. Nie miała już ochoty na kolację.
Jakże chciałaby cofnąć swoje wczorajsze okropne zachowanie.
Tak bardzo pragnęła go przeprosić.
Gdyby mogła uciec do pokoju, zanim ją zobaczy, na pewno by
to zrobiła. Ale on już wchodził do salonu. Poza tym księżna nadal
obejmowała ją ramieniem. Zachowała się wczoraj tak podle, wręcz
okrutnie. Teraz miała sposobność, żeby przeprosić.
Problem w tym, że była ostatnią osobą, którą rządca Bewcastle'a
chciałby spotkać na dzisiejszym obiedzie.
Sydnam wybrał się do pałacu mimo mżawki, mimo że zdecy
dowanie wolałby zostać w domu. Wszedł frontowymi drzwiami,
oddał przemoczony płaszcz i kapelusz lokajowi, a potem skierował
się do salonu. Rankiem Bewcastle osobiście zaprosił go na obiad.
A kiedy książę kogoś zapraszał, należało to traktować jak rozkaz,
zwłaszcza gdy robił tak w imieniu żony.
- Księżna poczuła się rozczarowana, że nie przyszedł pan
wczoraj na obiad - zaczÄ…Å‚, przysuwajÄ…c sobie po blacie bibliotecz
nego biurka jeden z rejestrów, jak to zawsze robił w Glandwr. -
A ja, dziwna rzecz, nie lubię, żeby była rozczarowana, Sydnamie.
Chociaż oczywiście rozumiem, że zaproszenie przyszło za pózno.
Dziś wieczór będzie inaczej.
Bewcastle, rzecz jasna, potrafił rozpoznać kłamstwo, choćby
nawet miało wszelkie pozory prawdy. Sydnam nie przeczytał za
proszenia przed wyjściem na spacer, ale przecież widział list i mógł
się domyślić, co zawiera. Zwiadomie go nie otworzył, póki nie było
za pózno.
- Przeproszę Jej Wysokość osobiście - odparł.
Bewcastle przewracał stronice rejestru, udając, że go nie słyszy.
Dlatego Sydnam musiał się tu pojawić. Uśmiechnął się ze
smutkiem, wyobrażając sobie wszystkich Bedwynów, zmuszonych
zasiąść do stołu z opaskami na oku i prawymi rękami przywiązany
mi do ciała. Nie powinien jednak być złośliwy Zaproszenie świad
czyło o uprzejmości. Cóż, człowiek jest tylko człowiekiem. Gdyby
38
przez cały miesiąc ich pobytu nie otrzymał zaproszenia na obiad,
czułby się przecież urażony.
Znów uśmiechnął się smutno na tę myśl.
Chyba się trochę spózniłem, pomyślał, wchodząc do salo
nu. A nawet jeśli nie, to w każdym razie przyszedł ostatni. Wiel
kie wejście było akurat tym, czego najmniej sobie życzył. Stanął
w drzwiach, szukając wzrokiem Bewcastle'a i księżnej. Rannulf
i Alleyne podeszli do niego, witając się. Pomyślał wtedy, że nie będą
to chyba aż takie męczarnie. Wielu z tych ludzi znał od dawna,
a nikt z pozostałych nie życzył mu zle. Nikt nie będzie się w niego
wpatrywał. No i nie było tam żadnych dzieci.
- Byłem na plaży - wyjaśnił Rannulfowi, gdy zapytał, dlaczego
nie było go na wczorajszym obiedzie. - Mógłbyś mnie tam znalezć,
gdybyś tylko poszukał.
Drugi z braci poklepał go po prawym barku, co ucieszyło Syd-
nama, gdyż większość ludzi wolała unikać wszelkiego zetknięcia
z prawą stroną jego ciała.
- Jak się masz? Nie widziałem cię od wieków! - oświadczył
Alleyne. - Dostaliśmy mnóstwo listów od Lauren, jakiś tuzin od
twojej matki, jeden czy dwa od Kita i jeden od twego ojca, ale ani
rusz nie mogę sobie przypomnieć, co w nich pisali. A ty, Ralf?
- Założę się, że było tam coś o noszeniu ciepłej bielizny w dni
deszczowe. - Ralf pokazał wszystkie zęby w uśmiechu. - Ja też
niczego nie pamiętam. Może panie będą miały lepszą pamięć.
Dobrze, że przyszedłeś, poznasz kogoś nowego, Syd. Ach, otóż
i Christine. Czy już spotkałeś naszą wspaniałą księżnę?
- Oczywiście. - Christine uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Miło mi, że zechciał pan nas dzisiaj odwiedzić.
- Muszę przeprosić za moją wczorajszą nieobecność. Nie było
mnie w domu, a kiedy otworzyłem kopertę z zaproszeniem, oka
zało się, że... że jest już za pózno.
Zająknął się, gdy ujrzał kobietę, którą księżna trzymała za
rękę.
Rozpoznał ją od razu.
39
Co do jednego się nie mylił. Była uderzająco piękna. "Włosy
koloru miodu, błękitne oczy ocienione długimi rzęsami, regularne
rysy. A teraz, kiedy nie miała na sobie płaszcza, mógł dostrzec, że
ma równie wspaniałą figurę.
Pierwsze wrażenie okazało się więc słuszne. To żona któregoś
z Bedwynów.
Poczuł dziwne i całkowicie nieuzasadnione rozgoryczenie.
- Nie musi pan przepraszać - zapewniła go księżna. - Czy
mogę panu przedstawić pannę Jewell, dobrą znajomą Freyi i Jo
shuy? To pan Butler, nasz rzÄ…dca.
Sydnam się skłonił. Ona dygnęła. Panna Jewell. Nazwisko bar
dzo odpowiednie. No i nie jest niczyją żoną. Nie budziła w nim
jednak sympatii.
Przypomniało mu się, że śnił o niej zeszłej nocy. Stała na ścież
ce, czekając na niego. Podszedł do niej i dotknął jej policzka - pal
cami prawej ręki. Spojrzał w piękne błękitne oczy obydwojgiem
swoich. Prosił, żeby go nie dotykała, bo nie chce się nigdy obudzić,
ale odparła, że muszą się natychmiast obudzić, żeby poszukać jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]