[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieznajome. Pozrzę na las - inaczej wygląda niż z domu, patrzę na krzak - takiegom kole nas nie widział; ziemia także jest
odmienna, a nawet samo słońce inaczej niż u mnie wschodzi i zachodzi... A co ja bym z żoną robił, co z chłopakiem, żeby mi
się przyszło stąd ruszyć? A co bym powiedział, gdyby mi drogę zastąpili ojcowie rzekąc: "Lo Boga, Józek, kaj my cię będziemy
szukali, jak nam w czyścu bardzo dopiecze, i czy twój pacierz trafi do naszych grobów, kiedy się wyprowadzasz gdzieści na
koniec świata?..." Co ja im odpowiem albo i Staśkowi, który bez was głowę tu położył?
Hamer słuchając drgał z gniewu; mało fajki nie rzucił na ziemię.
- Co mi ty bajdy pleciesz! - zawołał. - Mało to waszych sprzedało gospodarstwa i poszło na Wołyń, gdzie są panami? Ojciec do
niego przyjdzie po śmierci!... słyszał kto?... Ty patrz, żebyś przez upór sam nie zginął i mnie nie zgubił. Przez ciebie syn mi się
marnuje, pieniędzy nie mam na wypłaty, sąsiedzi mnie dręczą... Czy ty myślisz, że w twojej głupiej górze zakopano skarby?
Chcę grunt kupić, bo tu najlepsze miejsce na wiatrak. Płacę sto rubli, niebywałą cenę, a on mi baje, że gdzie indziej żyć nie
potrafi!... Verfluchter!...
- Gniwajcie siÄ™, nie gniwajcie siÄ™, a ja gruntu nie sprzedam.
- Sprzedasz ty go - odparł Hamer wygrażając pięścią - ale już ja nie kupię!...
Roku między nami nie wysiedzisz... I odwróciwszy się szedł ku domowi.
- A chłopak twój niech mi się nie włóczy na kolonię - dodał stając. - Nie dla was sprowadziłem tu bakałarza...
- Wielka rzecz! to i nie będzie chodził, kiedy mu zazdrościcie powietrza w izbie - mruknął Zlimak.
- Tak, zazdroszczę mu powietrza - irytował się Hamer. - Ojciec głupi, niech i syn będzie głupi.
Rozeszli się. Chłop był taki zły, że nawet nie żałował swojej krowy.
- Niech jej tam gardziel poderżną, kiedy tak - mówił sobie. Lecz zorientowawszy się, że bydlątko nie winno jego kłótni z
Hamerem, westchnÄ…Å‚.
W domu usłyszał lament. To Magda płacze, że gospodyni wymawia jej obowiązek. Zlimak milcząc usiadł na ławie, a
tymczasem żona prawiła do dziewuchy:
- Strawy by ci u nas nie zabrakło, to prawda, ale skąd ja ci wezmę pieniędzy na zasługi i na kolędę? Ino sama pomiarkuj.
Rośniesz duża, po Nowym Roku patrzyłaby ci się większa zapłata, a u nas jej nie dostaniesz, nawet żadnej. Wreszcie już i
roboty nie ma dla ciebie, jakieśmy krowę sprzedali... Idz se zatem jutro albo pojutrze do stryjka - ciągnęła gospodyni -powiedz
mu, jaka u nas bieda: że nic się nie sprzedaje, że nie ma zarobku, żeśmy bydlę musieli rzeznikom oddać. Powiedz mu to i padnij
do nóg, żeby ci lepszy obowiązek wynalazł. Im prędzej, tym lepiej. A jak nam kiedy Bóg miłosierny dopomoże, to se wrócisz...
- Oho! - szepnął Owczarz słuchający w rogu izby. - Nie wracać, kiedy człowiek raz odyńdzie... A potem dodał:
- Niezadługo widać skończy się u was i moje panowanie. Po krowie Magda, po Magdzie ja.
- Iii... ty, Maćku, możesz se siedzieć - przerwała mu gospodyni. - Przy koniach zawdy musi ktoś być, a choćbyśmy ci jednego
roku zasług nie dali, odbierzesz se w drugim. Z Magdą zaś co innego. Ona młoda, jej dopiero na świat, więc po co ma usychać
w biedzie?
- Jużci prawda - potwierdził Owczarz po namyśle. - Nawet dobrzyśta ludzie, że w takim zmartwieniu pomyśleliście nopirwy o
tym, żeby nie psuć losu dziewusze. Zlimak milczał podziwiając rozum żony, która od razu zmiarkowała, że Magda już nie ma
co u nich robić. Zarazem strach go zdjął na myśl, że tak prędko rozprzęga się ich gospodarstwo. Całe lata pracowali na trzecią
krowę i własną dziewuchę, a dziś jeden dzień wystarczył, ażeby obie wygnać z domu.
"Albo się wezmę do stolarki, albo jegomości zapytam się: co robić? albo już nie wiem... Ale co by ta ze mną jegomość gadał!
Choćbym nawet zakupił mszę świętą na intencję dobrej rady, to jegomość mszę wyśpiwa, a rady nie da. Skąd by ją wziął? Może
się to na końcu i samo odwróci. Pewnie, że się samo odwróci. Pan Bóg miłosierny to jak ojciec: kiedy wezmie bić, bije, choćbyś
prosił się, krzyczał, dopóki ręki se nie zmacha. A potem znowu na człowieka zeszłe łaskę; byle ino cierpliwie swoje
odcierpieć..."
Tak medytował Zlimak i zapalił fajeczkę. %7łal mu było Magdy, jeszcze więcej krowy, przypomniał sobie łąkę i Staśka, bał się
Niemców, ale - cóż miał robić? Czekać cierpliwie, dopóki się samo nie odwróci.
Więc czekał.
W początkach listopada Magdy już nie było u Zlimaków; poszła do stryjka, a od stryjka na nowy obowiązek. Nawet miejsce po
niej w chacie zastygło i tylko gospodyni czasem pytała samej siebie: czy to prawda, że w tej izbie był jaki Stasiek, że przy tym
kominie kręciła się jakaś Magda, że w obórce stała trzecia krowa?...
Tymczasem w okolicy mnożyły się kradzieże, a Zlimak co dzień myślał, żeby w miasteczku kupić skoble i kłódki do budynków,
to znowu żeby wyciosać drągi i na noc wszystkie drzwi nimi zasuwać.
BOLESAAW PRUS PLACÓWKA
58
"Kradną innych, to i mnie mogą okraść" - myślał i niekiedy wyciągał rękę do siekiery chcąc przynajmniej wyciosać zasuwę.
Wnet jednak okazało się, że albo siekiera leży za daleko, albo on ma za krótką rękę, więc - dawał spokój. Innym razem,
nasłuchawszy się o złodziejstwach, brał sukmanę i otwierał skrzynię do pieniędzy, ażeby kupić skoble. Cóż, z tego, kiedy jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]