[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu. Kręciło się w nim jednak tyle ludzi, a nowa sukienka całkowicie
wypełniła jej myśli.
- Tak, oczywiście. Możemy przejść do salonu. Hansine poszła za nią i
usiadła na krześle.
- Chciałabym cię prosić o wybaczenie za moje zachowanie - powiedziała,
wbijając wzrok w podłogę.
Maria popatrzyła na nią badawczo. Czyżby Dorte udzieliła jej
reprymendy?
- Myślałam o tym cały dzień - kontynuowała służąca. - Także wczoraj i w
nocy. Nie chcę stracić swojej pracy i wiem, że zachowywałam się tak, jak
nie powinnam. Czy będę mogła tu zostać?
Czy to było takie proste, czy Hansine trzymała coś w zanadrzu? Musiała
mieć pewność.
- Czy Dorte ci coś powiedziała?
- Nie. - Służąca zaczęła skubać swój brązowy fartuch. - Mathilde
przemówiła mi do rozumu.
- Mathilde?
- Nie bądz na nią zła, Mario, ale ona słyszała, o czym
137
rozmawiałyśmy w pralni i zgadzam się z tobą. - Hansine wzruszyła
ramionami. - Powiedziała mi o wiele więcej. I właśnie wtedy dotarło do
mnie, że mogę stracić pracę. A tak mi tu dobrze i... - Głos jej się załamał.
- Znalazłam sobie też chłopaka, mam więcej wolnego niż większość i
mogę go czasem odwiedzać.
Maria opadła na krzesło i położyła dłoń na dłoni służącej.
- Wybaczam ci, Hansine, i oczywiście możesz zatrzymać pracę. Poza tym
rozmawiałam dziś z Fredri-kiem - o tobie. Dobrze rozumiem, że się w
nim zakochałaś. Pewnie dobrze wam razem.
Dziewczyna spojrzała na nią z jawnym zdziwieniem.
- Z Fredrikiem? Nie jestem z nim.
- Nie jesteś? - Maria cofnęła rękę. - Ale byłam pewna, że...
Hansine zaśmiała się cicho.
- Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi i lubimy od czasu do czasu
pożartować. Moim chłopakiem jest Steffen. Wiesz, przyrodni brat
Kristiana z Dalsrud.
Maria zakrztusiła się, miała wrażenie, że krew zlodowaciała w jej żyłach.
- Steffen? - szepnęła z niedowierzaniem, wpatrując się w roześmianą
twarz Hansine.
Rozdział 13
Jens wbijał gniewny wzrok w Elizabeth. Nie mógł uwierzyć w to, co
usłyszał. Steffen był w Dalsrud aż dwa razy, a ona nic mu o tym nie
powiedziała.
141
- Kiedy? - zapytał stalowym głosem.
Zagryzła dolną wargę i złożyła dłonie na kolanach.
- Jakiś czas temu.
Nie chciał jej tego ułatwić, dlatego w milczeniu czekał na ciąg dalszy.
- Jednego razu przyszedł na poddasze, gdy tam sprzątałam, a drugiego
nad rzekę, gdy płukałam pranie.
Słyszał jej głos nabrzmiały łzami, ale nie podszedł do niej, by ją
pocieszyć. Miał wrażenie, jakby utracił władzę nad swym ciałem. Albo
stało się ono zbyt ciężkie, by mógł nim poruszyć.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Chciałam cię oszczędzić.
- Oszczędzić mnie? - Miał ochotę się roześmiać, bo brzmiało to
śmiesznie, ale udało mu się wydobyć z gardła jedynie skrzypliwy dzwięk,
niepodobny do niczego.
- Jensie, spróbuj zrozumieć - błagalnie wyszeptała Elizabeth i podeszła do
męża.
- Trudno mi to przychodzi - odrzekł. - Wytłumacz mi, dlaczego
pozwoliłaś Steffenowi chodzić po naszym domu i nic mi o tym nie
wspomniałaś. I to po tym, jak doprowadził do śmierci Liny. Czy to tak
mało dla ciebie znaczy? - Jego słowa były bezlitośnie ostre. Zdał sobie z
sprawę, że nie powinien był ich wypowiadać, gdy dostrzegł cierpienie na
twarzy Elizabeth.
- Wiesz dobrze, że tak nie jest. Lina była dla mnie jak siostra. Przyszła do
nas na długo przed tobą. To, co powiedziałeś, nie było miłe.
Właśnie teraz powinien był ją przeprosić, ale złość wzięła nad nim górę.
Czuł się oszukany przez najdroższą mu osobę. Wyminął Elizabeth i
podszedł do okna, żeby nie widzieć jej łez.
- Nie zapraszałam go tutaj. - Jej głos znowu stał się mocny. - Po prostu się
pojawił, a próby przegonienia
139
go nic by nie dały. Poprosiłam go, żeby zniknął, bo nic tu po nim.
Jens słyszał, co mówiła, ale jego wzburzenie nie mijało. Wręcz
przeciwnie. Miał ochotę wykrzyczeć, że powinna była mu o tym
powiedzieć, a przepędziłby Stef-fena, gdzie pieprz rośnie. On już by się z
nim... Zacisnął pięści i zirytował się, że widzi tylko swoje odbicie w
szybie. Przeniósł wzrok na parapet.
- Powiedziałam, że dostanie pieniądze, byleby się tu już nigdy nie
pokazywał.
Ten czort nigdy nie dostanie niczego z Dalsrud, pomyślał Jens z goryczą.
- Ale on niczego nie chciał - kontynuowała Elizabeth. - Powiedział, że
chce dostać zadośćuczynienie.
Na te słowa odwrócił się i spojrzał na żonę. Splotła ręce przed sobą.
- Zadośćuczynienie? - wyszeptał z wściekłością.
- Powiedział, że nie odejdzie, dopóki nie przekonam wszystkich, że jest
niewinny.
Jens ponownie się odwrócił.
- Zostaw mnie na chwilę samego - poprosił.
Minęło parę sekund, zanim usłyszał skrzypienie podłogi, świadczące o
tym, że Elizabeth wyszła z kuchni. Miał ochotę pobiec za nią,
przyciągnąć ją do siebie i powiedzieć, że mu przykro, ale nie potrafił.
Jeszcze nie teraz.
Szczypały go oczy, jednak łzy się nie pojawiały. Nie mógł sobie
przypomnieć, kiedy ostatni raz płakał, i zastanawiał się, jak kobietom
udawało się robić to tak często. Miał ochotę wyjść z domu, ale
zrezygnował. Otworzył okno i napełnił płuca chłodnym, jesiennym
powietrzem.
Gdzieś tam był Steffen. Szatan w przebraniu człowieka. Gdzie był Bóg,
gdy to wszystko się stało? Dlaczego zabierał do siebie niewinne dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]