[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chusteczką osuszył jej łzy.
- CosiÄ™ dzieje?
Odetchnęła głęboko i próbowała znalezć słowa, by
wyrazić, co czuje. Lecz nie znalazła. Były rzeczy,
o którychnie mogła powiedzieć Sethowi, a to, że się
wnimzakochała, było jedną z nich.
- Niewiem- powiedziała wymijająco.
- Zmieniłaś zdanie? - Był spięty, jakby oczekiwał,
że ona się wycofa. Gdy pomyślała o jego matce
i przeszłości, nie miała muza złe, że tak zle ją ocenia.
Nie mogłaby mu tego zrobić. Seth był kimś waż-
nymwjej życiu. Ważniejszymniż sądził i to nie tylko
dlatego, że ratował jej ranczo.
- Nie - powiedziała. - To po prostu nie było to,
czego się spodziewałam.
- Wiem. Mnie śluby zawsze przyprawiają o gęsią
skórkę.
- Czemu?
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
72
- Nie wiem. Może dlatego, że moi rodzice nigdy
siÄ™ nie pobrali.
Przymknęła oczy. Nie chciała, bypomyślał od ra-
zu, że popełnił błąd. Powinna przestać zachowywać
się jak uczuciowa inwalidka. Choć tak naprawdę nią
była.
- I jaksiÄ™ ztymczujesz?
- Kiedy byłemdzieckiemi mieszkałemz matką,
wyglądało na to, że nikt nie ma normalnej rodziny.
Wszyscy włóczyliśmy się po ulicach. Kolejna gene-
racja śmieci.
- Nikt nienazwałbycięśmieciem, Seth.
- Mylisz się. Zrobił to mój ojciec, gdyujrzał mnie
po raz pierwszy.
- Mój nie.
- Hej, miałemjuż wtedy za sobą semestr szkoły
wojskowej. Zmieniłemsię.
- Chybaniebardzo.
- Wiem, że to nie jest twój wymarzony ślub, lecz
jeśli wciąż będziesz płakać, będę miał sporo kłopotu
z przekonaniemludzi, że chciałaś za mnie wyjść.
- Och, Seth- uśmiechnęłasię słabo.
- Już lepiej?
- Tak,
- To dobrze. Zawołamznowu fotografa i... czy
jesteś pewna, że możesz zobaczyć się z moimi kuzy-
nami?
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
73
- Tak, alemożenajpierwcoś mi onichopowiesz?
- Nie chciałbymcię wprowadzać w błąd, Lynn.
Rodzina ze stronyojca jest dobrze sytuowana i po-
ważana, lecz ze stronymatki - cóż, niestety, nie.
- Toniemadlamnieznaczenia.
- Cieszę się, bo lepiej czuję się z nimi niż z rodzi-
nÄ… ConnellychwChicago.
- Czemu?
- Właściwienigdysię nadtymniezastanawiałem.
- Może gdybyś się zastanowił, przestałbyś wresz-
cie uciekać.
Przytulił ją mocno do piersi i słyszała bicie jego
serca. To ją uspokajało.
- Już dobrze?- spytał ponownie.
- Tak- odetchnęłagłęboko.
Uniósł jej brodę i spojrzał głębokowoczy. Byłacie-
kawa, czyjąpocałuje, bo pragnęła tego nade wszystko
w świecie.
- Zapewniamcię, żelos chce, byśmybyli razem.
Te słowa ukołysałyjąi sprawiły, że poczuła się
bezpieczna jak nigdyprzedtem. OdsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej
i zawołał fotografa.
Sethsprawiał, że czuła się kimś wyjątkowym. Ce-
nił jej zdanie i słuchał jej opinii. Jedynymmężczyzną,
któryrobił to przed nim, był jej brat.
Zrobili sobie jeszcze kilka fotografii przed ołta-
rzem. Fotograf poprosił, byuśmiechnęli się do zdjęcia
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
74
i spojrzeli na siebie. Lynn popatrzyła w oczy Setha
i wiedziała, żepodjęłasłuszną decyzję.
Pomijając fakt, że nie pochodził z jej miasteczka,
był solidnyi niezawodny, a ona potrzebowała takiego
właśnie mężczyzny.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
75
ROZDZIAA SIÓDMY
Prawie godzinę pózniej Lynn wciąż była wytrącona
z równowagi. Kuzyni Setha, Paul i Michael, wyda-
wali się skrępowani jej obecnością.
- Najlepsze życzenia z okazji ślubu - powiedział
Paul.
- Wyszłapani za świetnegofaceta- dodał Michael.
Gdyusiedli, Sethzamówił szampana. Kuzyni oka-
zywali Lynn szacunek i nie mówili jej po imieniu.
I choć Seth powiedział, że są spokrewnieni, nie wi-
działa wielkiego podobieństwa. Chyba tylko wtym,
że wyglądali, jakby nie lubili przegrywać - podobnie
jak jej świeżo poślubionymąż.
Paul był bardziej rozmownyi zabawiał ją historyj-
kami o tancerkach, które znał. To był świat, o którym
nie miała pojęcia. Zdała sobie sprawę, że życie Setha
w Chicago jest całkowicie odmienne od życia
wMontanie. Znowu opadły ją wątpliwości. Czy nie
wybrała drogi na skróty, zamiast pomyśleć racjonal-
nie?
Zjawiłasię kelnerkai przyjęłazamówienie. Pojej
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
76
odejściu rozmowa się ożywiła. Lynn próbowała śle-
dzić wątek tej konwersacji, lecz nie mogła się skupić.
Tyle się zdarzyło wciągu ostatnichtrzechdni. Po raz
pierwszy mogła spokojnie posiedzieć i nagle poczuła
się przytłoczona.
Michael otrzymał jakąś ważną wiadomość i obaj
z bratemwyszli jeszcze przed deserem.
Lynn poczuła się rozczarowana ich odejściem
zdwupowodów. Popierwsze, Sethwydawał się zre-
laksowany w ich towarzystwie, jakby zapomniał
o kłopotach, czego nie udało mu się osiągnąć wjej
obecności. Po drugie, kuzyni stanowili barierę między
nią a jej mężem, mężczyzną, któryostrzegał ją, bynie
wierzyła wiluzję, a potemuznał, że los chce, bybyli
razem.
- Paul i Michael wydają się interesujący. Jesteście
sobie bliscy?
- Przylatuję tuco jakiś czas, żebysię z nimi zoba-
czyć. Jako dzieci razemwłóczyliśmy się po ulicach.
- Toznaczy?
- Szkołaprzetrwania.
-I jak było?
- To było straszne, kiedy miałemosiemlat. Lecz
rok pózniej nie było już tak zle.
Nie potrafiła sobie wyobrazić matki zostawiającej
swoje dziecko samo na niebezpiecznych ulicach
Chicago.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
77
- Twoja matka na to pozwalała?
- Tak, byłazajęta.
- Pracowała?
- Można to tak określić. Robiła wszystko, co na-
kazywał jej mój wujek. Powiedział jej, że z Paulem
i Michaelemnic mi się nie stanie. Uwierzyła.
- I tobyła prawda?
- Tak, wetrójkę byliśmyniezwyciężeni.
Wypiła łykcappuccino. Niemogłapozwolić, by
Seth pogrążył się w rozpamiętywaniu przeszłości,
lecz to było trudne. Im lepiej go poznawała, tym
trudniej jej było opierać mu się psychicznie i fizycz-
nie. Kobiecyinstynkt nakazywał ukołysanie go wra-
mionach i zajęcie się tymmałym, porzuconymchło-
pcem, który gdzieś wnimdrzemał. Lecz była wniej
także kobieta, która pragnęła ukołysać go wcałkiem
innysposób. Pogubiła się wtym.
Przymknęła oczy i próbowała wymyślić coś, co
odciągnie jego uwagę od przeszłości.
- Mamgłupiepytanie - zaczęła.
- Zmiało.
- Czemu Paul i Michael sÄ… tacy szerocy wba-
rach? Myślałam, że to genetyczne, ale tytak nie wy-
glądasz. Widziałam zapaśników, którzy wydawaliby
się mali wporównaniu z nimi.
- Czypowinienemczuć się obrażony?
Zaczerwieniła się.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
78
- Nietomiałamnamyśli.
- Lynn, wpędziszmniewkompleksy.
- WÄ…tpiÄ™.
- Aja nie. - Spojrzał jej woczy. Dojrzała wnich
obietnicÄ™..
- Opowiedz mi o swoichkuzynach. CzymsiÄ™ zaj-
mujÄ…?
- Pracują dla grubych ryb udzielających poży-
czek. A gdy ludzie nie zwracają pieniędzy, oni ich
tropią i namawiają, byoddali dług.
- Niezbyt bezpiecznapraca.
- Rzeczywiście.
Wpatrywał się wpuste krzesła, jakby tamkogoś
widział.
- Czasemsię zastanawiam, czynie byłbymszczęś-
liwszy, wiodąc takie właśnie życie.
- Nie wyobrażamsobieciebie pracującego dlako-
goÅ› innego.
- Robię towsądzieprzykażdej sprawie.
- Tak, alesamustalaszwarunki.
- Oni też.
- Tokłóciłobysię ztwoimi zasadami.
- Naprawdę myślisz, żejamamjakieś zasady?
- Niebyłobymnietutaj, gdybyś ichniemiał, Seth.
- Dziękuję.
Pomimo że ją ostrzegał, rzeczywistość mieszała jej
się z fikcją, gdy słuchała orkiestry grającej miłosne
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
79
melodie. Seth zapłacił rachunek. Popatrzyła na niego
i ponownie stwierdziła, że widzi nie zbuntowanego
nastolatka, nie mężczyznę, którywszedł do restaura-
cji, wktórej pracowała kilka dni wcześniej, lecz mę-
ża, którego poślubiła i który znaczy dla niej więcej,
niż sobie wyobrażała.
Seth wziął Lynn na ręce, gdy tylko zamknęły się
za nimi drzwi windy. Nie podpowiedział mu tego
zdrowyrozsądek, lecz nakazało serce. Wjej fiołko-
wychoczachujrzał uczucie, które kazało mu odgry-
wać księcia z bajki, choć wiedział doskonale, że nim
nie jest.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]