[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Odwrócił wzrok od płomienia i rozejrzał się dokoła. Płomyk palił się nieruchomo,
bez żadnego migotania, i Rohde pojął, że zostali zasypani. Tam, gdzie powinno
znajdować się wejście, wznosił się nieprzerwany mur zbitego śniegu.
- Musimy wydrążyć otwór - powiedział - albo się udusimy.
Zaczął szukać w śniegu toporka. Długo to trwało, a zanim go znalazł, jego palce
napotkały kilka innych rzeczy z ich ubogiego wyposażenia. Odkładał je skrzętnie
na bok - od tej chwili wszystko stało się ważne.
Wziął toporek i siedząc z nogami przykrytymi śniegiem, począł ciąć wznoszącą się
przed nim ścianę. Chociaż zbita, nie była tak twarda jak lód, w którym wyrąbał
niszę, czynił więc znaczne postępy. Nie wiedział jednak, przez jak grubą warstwę
będzie musiał się przebić. Zawał mógł rozciągać się od lodowej ściany aż do
samej grani urwiska - wówczas przebije się na zewnątrz tuż nad bezdenną
otchłanią.
Odsunął tę myśl od siebie i rytmicznie pracował toporem, wycinając otwór
zaledwie takiej wielkości, by mógł posuwać się dalej. Forester wygarniał z
dziury wyrąbany śnieg i uklepywał go pod ścianą. Po jakimś czasie zauważył:
- Jeśli tak dalej pójdzie, nie zostanie nam wiele miejsca.
Rohde zachowywał milczenie. Wygasił płomień zapalniczki i kontynuował pracę w
ciemnościach. Kierował się dotykiem. Wreszcie przeniknął w głąb ściany na tyle,
na ile mógł sięgnąć uzbrojonym w toporek ramieniem. Wciąż nie przebił się na
drugą stronę.
- Czekan - rzucił krótko.
Forester podał narzędzie. Rohde wsunął czekan w otwór i zaczął pchać ze
wszystkich sił. Nie mógł już rąbać, więc tylko napierał siłą swych mięśni. Ku
jego uldze nagle coś się poddało i do pieczary wdarł się pożądany strumień
zimnego powietrza. Dopiero wówczas uświadomił sobie, jak wielka
162
duchota panowała w niszy. Zwalił się bez sił na Forestera, dysząc z wysiłku i
łapczywie wciągając powietrze. For ester zepchnął go z siebie.
- Obwał ma jakieś dwa metry grubości. Powinniśmy przebić się bez trudu -
powiedział Rohde po chwili.
- No to lepiej bierzmy się do roboty - odparł Forester. Rohde przemyślał
propozycję, ale jej nie przyjął.
- Może to najlepsze, co mogło nas spotkać. Jest tu teraz cieplej, bo śnieg
osłania nas przed wiatrem. Musimy tylko nie dopuszczać do zasklepienia otworu.
No i nie będzie już następnego obwału.
- Dobra - zgodził się Forester. - Ty tu rządzisz.
Ciepło było tu pojęciem umownym. Rohde zlany był potem, a teraz czuł, że pod
jego ubraniem pot zamienia się w lód. Niezgrabnie zaczął się rozbierać i kazał
Foresterowi wymasowac całe swoje ciało. W trakcie tego zabiegu Forester wydał z
siebie ciche parsknięcie i powiedział:
- Aaznia turecka w temperaturach ujemnych. Muszę wprowadzić to w Nowym Jorku.
Zarobimy furę pieniędzy.
Rohde ubrał się i zapytał:
- Jak się czujesz?
- Diablo przemarznięty - odparł Forester. - Ale poza tym w porządku.
- Ten szok dobrze nam zrobił - powiedział Rohde. - Szybko popadliśmy w
odrętwienie. Nie możemy do tego dopuścić ponownie. Do świtu zostały nam jeszcze
trzy godziny. Więc rozmawiajmy i śpiewajmy.
Zaczęli się drzeć, a dzwięk kołaczący się w mizernej przestrzeni lodowej niszy
sprawiał, że brzmieli, wedle słów Forestera, jak para cholernych łazienkowych
Carusów.
III
Pół godziny przed świtem Rohde zaczął wyrąbywać przejście. I wreszcie wyszli w
szary świat porywistego wiatru i niesionego zamiecią śniegu. Warunki panujące
poza pieczarą zaszokowały Forestera. Chociaż był już dzień, widoczność
ograniczona była do niespełna dziesięciu metrów, a wiatr zdawał się przewiewać
ciało na wylot. Przyłożył usta do ucha Rohdego i krzyknął:
- Ciut wieje, co?!
Rohde popatrzył na niego. Skrzywił wargi w ponurym grymasie.
- Jak twoje żebra?
Pierś bolała Forestera przerazliwie, ale uśmiech miał pogodny.
- W porządku. Da się wytrzymać. - Wiedział, że nie zdołają przeżyć kolejnej nocy
w górach. Tego dnia musieli sforsować przełęcz. Albo zginą.
163
bawem poczerwieniały i zaczęły piec. W pewnej chwili podniósł głowę i wiatr
uderzył go wprost w usta, zapieraj ąc dech w piersi równie skutecznie, j ak
precyzyjny cios w splot słoneczny. Pośpiesznie opuścił głowę i ruszył dalej.
Zbocze nie było zbyt strome, znacznie łagodniejsze niż to poniżej urwisk, co
oznaczało jednak, że aby zyskać na wysokości, musieli przebyć dłuższą drogę.
Próbował się w tym wszystkim połapać. Musieli zrobić trzysta metrów wysokości, a
zbocze miało nachylenie, powiedzmy, trzydzieści stopni -ale zaraz potem jego
oszołomiony umysł pogubił się w subtelnościach trygonometrii i Forester dał
sobie spokój z obliczeniami.
Rohde brnął dalej, przecierając szlak w głębokim śniegu i nieustannie badając
czekanem teren przed sobą, wiatr zaś skowyczał i szarpał go swymi lodowatymi
pazurami. Widoczność nie sięgała nawet dziesięciu metrów, lecz wierzył, że
zbocze okaże się wystarczającym przewodnikiem. Nigdy nie przemierzał tej strony
przełęczy, ale oglądałją z góry i miał nadzieję, żejego pamięć jest precyzyjna i
że to, co mówił Foresterowi, okaże się prawdziwe - a mianowicie, że nie czeka
ich już poważna wspinaczka, lecz tylko zwykły marsz.
Gdyby był sam, mógłby poruszać się znacznie szybciej. Ale teraz musiał pomóc
Foresterowi, więc zwolnił tempo. Poza wszystkim innym pozwalało mu to oszczędzać
energię, która - choć był w formie lepszej niż Forester - nie była [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    DESMOND BAGLEY PULAPKA
    Asimov Isaac x8] Pozytronowy czśÂ‚owiek
    — Aurore Dudevant (George Sand)
    James P. Hogan The Multiplex Man (BAEN)
    Carter Ally Dziewczyny z Akademii Gallagher 02 Tylko mi nie wierz
    Derekica Snake My Hostage My Love [MM] (pdf)
    Pratchett_Terry_ _Dywan
    J. D. Robb śÂšmiertelna ekstaza (4)
    J.C. & Barb Hendee D 5 Rebel Fay (v1.3)
    Corey Ryanne Kobieta z przeszśÂ‚ośÂ›cić…
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zdrowieiuroda.opx.pl