[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kancelaria Feingold i Charney reprezentuje od wielu lat, decyzją Sądu Zwiatowego został uznany za
wolnego robota. Inaczej mówiąc, Andrew jest swoim właścicielem i dlatego ma takie same prawa,
jak wszyscy pozostali właściciele robotów. Jednym z tych praw jest zamiana ciała. Zgodnie z tym, co
powiedział pan kilka minut temu, jeśli robot jest już przestarzały, jego właściciel ma prawo żądać od
was wymiany. W zasadzie korporacja nalega na to, czyż nie? A z robotami wydzierżawionymi dzieje
się to automatycznie. Właściwie przedstawiłem waszą strategię, prawda? Cóż...
Dobrze uśmiechnął się swobodnie Paul. Zatem pozytronowy mózg mojego klienta jest
właścicielem jego ciała. A to ciało ma z pewnością więcej niż dwadzieścia pięć lat. Tak więc,
zgodnie z pana definicją, jest już przestarzałe i wymaga wymiany. Cóż... powiedział raz jeszcze
Smythe-Robertson i zaczerwienił się. Jego chuda twarz wyglądała teraz jak maska. Pozytronowy
mózg, który jest moim klientem, żąda wymiany ciała i jest gotów zapłacić za to rozsądną cenę.
Więc niech załatwi to normalną drogą, a my go unowocześnimy. On pragnie czegoś więcej niż tylko
unowocześnienia. On chce najdoskonalszego ciała, jakim dysponujecie: ciała androida. Nie ma
takiego. Pańska odmowa powiedział bez zająknienia Paul skazuje go na dalsze poniżenia
i wzgardę ze strony tych, którym się nie podoba, że nosi ubrania w tradycyjnie ludzki sposób. To
nie nasz problem powiedział Smythe-Robertson. To stanie się waszym problemem, gdy
oskarżymy was o odmowę zapewnienia mojemu klientowi takiego ciała, które pozwoli mu uniknąć
poniżenia. Proszę bardzo. Możecie nas oskarżyć. Myśli pan, że ktoś będzie się przejmować
robotem, który chce wyglądać jak człowiek? Ludzie będą oburzeni i zawsze będą go uważali za
parweniusza, którym w istocie jest. Nie byłbym tego taki pewien powiedział Paul. Zgoda,
opinia publiczna nie będzie popierać żądań robota. Ale proszę pamiętać, że Amerykańskie Roboty
i Mechaniczni Ludzie również nie są popularni wśród społeczeństwa. Nawet ci, którzy używają
robotów jedynie do własnych celów, są nieufni w stosunku do was. Podejrzewam, że to pozostałość
po czasach antyrobociej paranoi. A może to oburzenie z powodu ogromnej władzy i bogactwa, jakie
są udziałem korporacji, która tak skutecznie zdołała obronić swoją monopolistyczną pozycję na rynku
robotów? Jakiekolwiek byłyby powody, niechęć do waszej korporacji jest faktem. Czy istnieje
ktokolwiek mniej popularny od robota, który chce wyglądać jak człowiek? Korporacja, która
zapełniła cały świat właśnie takimi robotami! Ona jest mniej popularna. Smythe-Robertson spojrzał
złowrogo na Paula. Zacisnął szczęki i nic nie odpowiedział. Proszę również pomyśleć, co
powiedzą ludzie, gdy się dowiedzą, że potraficie produkować androidy. Proces skupi uwagę opinii
publicznej właśnie na tym problemie. Co innego, jeśli bez rozgłosu zapewnicie mojemu klientowi to,
czego od was oczekuje... Smythe-Robertson omal nie eksplodował. To zniewolenie, panie Charney.
Wprost przeciwnie. Próbuję tylko wskazać panu, co będzie najlepsze dla korporacji. Obaj szukamy
szybkiego i prostego rozwiązania. Jeżeli musi pan szukać zadośćuczynienia w sądzie, to zupełnie inna
sprawa. Wówczas znajdzie się pan w niezręcznej i godnej pożałowania sytuacji, gdyż mój klient jest
bogaty i będzie żył jeszcze przez wiele wieków. Nie sądzę również, by kiedykolwiek zaniechał walki
o swoje prawa. My również nie jesteśmy bezradni, panie Charney. Wiem o tym. Ale czy
wytrzymacie nie kończące się oblężenie, które wyciągnie na światło dzienne najgłębiej skrywane
tajemnice firmy? Proponuję po raz ostatni. Jeśli odrzuci pan prośbę mego klienta, wyjdziemy stąd bez
słowa. Będziemy się jednak wytrwale procesować, co z pewnością przysporzy korporacji mnóstwa
kłopotów i zakończy się waszą porażką. Podejmie pan takie ryzyko? Cóż... Widzę, że zaczyna pan
się wahać. Mam nadzieję, że podejmie pan właściwą decyzję. Ośmielę się dodać, że bardzo
rozsądną. A to z kolei wiąże się z jeszcze jedną istotną sprawą. Furia Smythe-Robertsona zamieniła
się w posępne milczenie. Zapewniam pana kontynuował Paul że jeśli w trakcie operacji
przełożenia mózgu mojego klienta do nowego ciała zdarzy się choćby najmniejsze uszkodzenie, nie
spocznę, póki nie przygwożdżę was do ziemi. Nie może pan oczekiwać gwarancji... Mogę i będę.
Macie setki lat doświadczeń w przekładaniu pozytronowych mózgów z jednego ciała do drugiego.
Z pewnością możecie zastosować tę samą technikę w wypadku androida. Ostrzegam pana: jeżeli
chociażby jedna ścieżka platynowo-irydowego mózgu mojego klienta zostanie uszkodzona, zrobię
wszystko, co w mojej mocy, by zmobilizować opinię publiczną przeciwko tej korporacji. Cały świat
się dowie, że dokonaliście straszliwej zemsty. Nie możemy niczego zagwarantować powiedział
Smythe-Robertson i poruszył się niezgrabnie. Takiemu transferowi zawsze towarzyszy pewne
ryzyko. Ale małe. Nie tracicie w końcu wielu pozytronowych mózgów podczas przekładania ich
z jednego ciała do drugiego. Takie ryzyko jesteśmy gotowi zaakceptować. Lecz jeszcze raz ostrzegam
pana przed jakąkolwiek celową akcją. Nie jesteśmy tacy głupi oburzył się Smythe-Robertson.
Zakładając, że podejmiemy się tego zadania, a jeszcze się na to nie zgodziłem, wykorzystamy nasze
najlepsze umiejętności i doświadczenia. Zawsze w ten sposób pracowaliśmy i nie zamierzamy z tego
rezygnować. Przyparł mnie pan do muru, Charney, ale musi pan być świadomy, że nie mogę dać
stuprocentowej pewności. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent tak, ale nie sto. To wystarczy. Ale
niech pan pamięta: w razie cienia podejrzenia, że celowo uszkodziliście mojego klienta,
wykorzystamy przeciwko wam wszelkie środki. A co ty o tym sądzisz, Andrew? zapytał Paul.
Przyjmujesz te warunki? Andrew wahał się prawie minutę, zablokowany potencjałem Pierwszego
Prawa. Paul chciał, by zaakceptował kłamstwo, szantaż i złe traktowanie istoty ludzkiej. Ale w końcu
nie stała się jej żadna krzywda, wytłumaczył sobie. %7ładna fizyczna krzywda. Tak zdołał wreszcie
wydusić ledwie słyszalnym szeptem.
ROZDZIAA 15
Było tak, jakby został zbudowany na nowo. Przez całe dnie, tygodnie, a nawet miesiące Andrew
czuł się nieswój, a najprostsze działanie wywoływało u niego niepewność. Zawsze czuł się
doskonale we własnym ciele. Musiał tylko zdecydować, jaki ruch chce wykonać, i natychmiast go
wykonywał szybko, sprawnie i automatycznie. W tej chwili to go kosztowało wiele wysiłku
i udziału świadomości. Podnieś rękę, mówił do siebie. A teraz połóż ją tutaj. Czy tak czuje się
dziecko, gdy zmaga się z pierwszymi tajemnicami poruszania swym ciałem? Może tak, myślał
Andrew. Miał ponad sto lat, lecz czuł się w swym nowym ciele bezradny jak dziecko. A było to
wspaniałe ciało. Był teraz wysoki, ale nie na tyle, by sprawiać przytłaczające wrażenie. Miał
szerokie ramiona, szczupłą talię i dobrze zbudowane kończyny. Do tego Andrew wybrał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]