[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczami.
- Nie, nic mi nie jest. Po prostu ostatnio zle sypiam. Przepraszam
was, że tak się nad sobą roztkliwiłam. Proszę, zapomnijmy o tym, co
mówiłam.
- Mowy nie ma, bo miałaś rację. Zdobyłaś wykształcenie kosztem
wielu wyrzeczeń, a tu nie masz okazji, by w pełni wykorzystać swoje
umiejętności. Ale, jak już mówiłem, znalezliśmy wyjście z sytuacji.
- Chcesz się tulić, kumplu? - zaskrzeczała Jazzy.
- Cicho, Jazzy! - skarciła ją Nancy. - Usiądz i posłuchaj, Polly. Otóż
kilka miesięcy temu zgłosiła się do nas grupa weterynarzy, którzy
otwierają nową, bezpłatną klinikę na południu miasta. Chcieli, byśmy
jako wolontariusze pracowali tam przez kilka godzin, ale w naszej sy-
tuacji 1 to było wykluczone. Zaproponowaliśmy im więc ciebie. Jako
technik weterynarz możesz robić wszystko, oprócz operacji. Z przy-
jemnością będą cię u siebie zatrudniać przez dwa dni w tygodniu. My
nadal będziemy ci płacić taką samą pensję. A do czytania  Pinokia"
naszym podopiecznym zaangażujemy studentkę weterynarii. No i co ty
na to?
Polly aż klasnęła w dłonie.
S
R
- O Boże! Będę prawdziwym weterynarzem. Mogę naprawdę po-
magać zwierzętom i robić coś pożytecznego. To cudownie! Bardzo
wam dziękuję. Już nie wiem, co powiedzieć.
- Chyba spodobał jej się nasz pomysł. - Robert uśmiechnął się do
Nancy.
- Butelkę piwa! - zaskrzeczała Jazzy.
- Raczej butelkę szampana - roześmiała się Nancy. - Trzeba to jakoś
uczcić. Ale teraz musimy wziąć się do pracy.
Kiedy Nancy i Robert wyszli z pokoju, Polly jeszcze przez chwilę
siedziała przy stole.
- Jakie to wszystko skomplikowane - westchnęła. -Joe, co ty na to?
Czy popełniłam błąd? Czy się myliłam?
- Polly chce herbatnika? - zaskrzeczała Jazzy.
- Nie, Jazzy, nie herbatnika. Muszę znalezć odpowiedzi na kilka py-
tań. To teraz najważniejsze.
Nigdy jeszcze w swoim zawodowym życiu Polly nie była tak szczę-
śliwa, jak przez następne dwa tygodnie.
Kiedy jednak po całym dniu pracy wracała do pustego, ponurego
domu, czuła się samotna i opuszczona jak nigdy.
Tęskniła, całym sercem i duszą tęskniła za Joem.
W piątek pod koniec trzeciego tygodnia jej pracy w nowej klinice
odwiedzili ją tam Debbie i Jerome.
S
R
- Trener Dillon przeprowadza się jutro do nowego domu - oznaj-
miła bez ogródek po krótkim, serdecznym powitaniu Debbie.
- O, to dobrze. Tak, to bardzo dobrze - wyjąkała Polly.
- No więc dlaczego ty nie przeprowadzasz się tam z nim? - spytała
Debbie.
- Ta to się zawsze wtrąca w nie swoje sprawy - mruknął Jerome.
- Ktoś musi. Pan Dillon od kilku dni chodzi jak błędny. Nie cieszą
go nawet zwycięstwa drużyny. Wszyscy wiedzą, że to z powodu ko-
biety. A tą kobietą jesteś ty, Polly, więc załatw to jakoś.
- To wcale nie jest takie proste - odparła niepewnie Polly.
- Jeśli się kogoś kocha, to wszystko jest proste. Albo kochasz, albo
nie. Prawda, Jerome?
- Chyba tak.
- Wiesz co, Polly? - trajkotała dalej Debbie. - Trener Dillon dał nam
meble ze swego starego domu. Do naszego ślubu przechowa je w do-
mu swoich rodziców. Możesz w to uwierzyć? Mamy własne meble. Z
początku oświadczyłam mu, że nie możemy ich przyjąć, ale pan Dillon
bez trudu mnie przekonał. Powiedział, że ma coś, czego nie potrzebu-
je, a my tak. Kazał nam nie robić cyrków, tylko po prostu przyjąć to,
co nam daje. Zasługujesz na te meble, Debbie, stwierdził. I na jeszcze
dużo więcej. Trener Dillon to wyjątkowy mężczyzna.
- Tak - przyznała Polly, a w jej oczach zaszkliły się łzy. - Owszem,
a ty jesteś wyjątkową osobą, Debbie. Dziękuję ci. Nawet nie wiesz, jak
bardzo. Dzięki tobie znalazłam odpowiedzi, których szukałam.
- Co ja takiego zrobiłam?
S
R
- Wierzysz w siebie i słuchasz tego, co mówią ci mądrzejsi od ciebie.
Pora, bym i ja poszła w twoje ślady.
Następnego dnia po południu Polly bardzo wolno jechała ulicą, przy
której stał nowy dom Joego. Musiała zdobyć się na odwagę.
Kiedy zaparkowała auto na podjezdzie, przez chwilę wpatrywała się
w dom, wyobrażając sobie jego wnętrze - słoneczne pokoje, kamienny
kominek, dębowe półki i pokój dziecinny z tapetą w misie i pozytyw-
ką.
To na razie jest dom Joego, a najbliższe minuty pokażą, czy będzie
to dom Joego i Polly.
Sprawdziła swój wygląd w lusterku, wzięła z tylnego siedzenia pa-
pierową torbę i wysiadła z auta.
Czy nie jest za pózno? Czy nie za bardzo zraniła Joego swoją od-
mową?
Czy jest jeszcze szansa na ich wspólną przyszłość?
Drzwi wejściowe były szeroko otwarte, pewnie po to, by ułatwić
wnoszenie mebli.
Polly zajrzała najpierw do salonu. Uśmiechnęła się na widok stoją-
cych przed kominkiem krzeseł oraz dębowych stolików i mosiężnych
lamp.
Joe miał bardzo dobry gust, jeśli chodzi o meble. Salon, choć tylko
częściowo umeblowany, już wyglądał bardzo przyjemnie.
A, właśnie. Joe. Gdzie jest Joe?
- Halo? Joe? Jesteś tam? Cisza.
S
R
Choć czuła się jak intruz, Polly wiedziała, że musi wejść do środka.
Czy Joe da jej jeszcze jedną szanse? Czy zechce jej wysłuchać?
A od tego zależy cała jej przyszłość.
Nagle usłyszała jakieś odgłosy, dochodzące z ogrodu na tyłach do-
mu. Weszła do kuchni i przez otwarte okno nad zlewem wyjrzała na
dwór.
Joe leżał na trawie i bawił się z cudownym, rudym szczeniakiem,
golden retrieverem.
Polly wiedziała, że musi do niego podejść. Mocno ścisnęła pasek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Joe Haldeman Cykl Wieczna Wojna (2) Wieczna Wolność
    Timothy Zahn Distant Friends And Others
    Samozwaniec Magdalena Krystyna i chśÂ‚opy
    02.Brent_Casey_Wyprawa_po_szczescie
    Linwood Barclay Zack Walker 02 Bad_Guys_(Com)_v4.0
    Anderson, Poul Universum Ohne Ende
    Vickie Taylor Gargoyles 1 Carved in Stone
    Roberts Nora Portret AniośÂ‚a
    BśÂ‚aszczyk Grzegorz Burza koronacyjna. Polska i Litwa (1429 1430)
    Susan Elizabeth Phillips Hot Shot
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zdrowieiuroda.opx.pl