[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Odwróciła wzrok i spuściła głowę.
- Oczywiście masz rację - przyznała, lecz te rozsądne słowa
jakoś w żaden sposób nie miały najmniejszego wpływu na
120
RS
przyśpieszony puls i oddech. Widać jej ciało nie kierowało się
prawami logiki.
Smagła dłoń lekko ujęła ją pod brodę i uniosła jej twarz ku
górze. Spojrzała wprost w zielone oczy, by wyczytać w nich z trudem
maskowane pożądanie.
- Rzeczywiście powinienem był rano zostawić cię i wyruszyć po
pomoc.
Poruszyła głową, by przesunąć policzkiem po jego palcach. Aż
przymknęła oczy. Tak uwielbiała ten dotyk...
- Nic by ci to nie dało. Poszłabym za tobą.
- Już to zrobiłaś - uśmiechnął się nieznacznie. Teraz i on nie był
w stanie walczyć z siłą, która okazała się potężniejsza od woli ich
obojga. Pochylił się ku Lei, a gdy ich usta zetknęły się, splotła dłonie
na jego karku, czując na nich miękki dotyk gęstych włosów.
Pod wpływem pieszczot Reilly'ego błyskawicznie ogarnął ją
płomień, porównywalny chyba w swej intensywności do gorejącego
nad nimi słońca. Przed zamkniętymi oczami wirowały jej wszystkie
kolory tęczy, kręciło się w głowie od podniecającego, męskiego
zapachu, zmysły zawładnęły nią całkowicie.
Z trudem chwytała powietrze, oddychając szybko i płytko, gdy
zaczął całować jej szyję. Zadrżała, kiedy odchylił kołnierz jej bluzy,
pieścił ramiona, potem znowu szyję, uszy, policzki. Specjalnie jednak
zwlekał z kolejnym, pełnym żaru pocałunkiem, aż wreszcie Lea sama
zaczęła gorączkowo szukać ustami jego warg.
Położył ją na trawie, chwyciła więc za muskularne ramię, by
pociągnąć go za sobą i już nie puściła, rozkoszując się dotykiem
121
RS
nagiej, rozgrzanej skóry. Reilly obsypał ją namiętnymi pieszczotami i
pocałunkami, prawie nie pozwalając jej oddychać, lecz nawet nie
przyszło jej do głowy, by zaprotestować. Poddała się ulegle,
całkowicie zdała się na jego łaskę i niełaskę, szczęśliwa, jak nigdy w
życiu.
Jej serce rozsadzała bezgraniczna radość, gwałtowne uniesienie,
co oznaczało, że doznawana rozkosz była czymś znacznie więcej niż
tylko fizyczną namiętnością. Lea zrozumiała, że po tym, co nastąpi,
nie będzie już odwrotu. Nawet gdyby Reilly nie dotknął jej nigdy
więcej, to i tak będzie należała do niego już na zawsze...
A potem wszystko zniknęło i odpłynęła w cudowny, promienny
świat, w którym nie ma już myśli, pytań i wątpliwości, jest tylko
zachwyt bez granic i poczucie całkowitego zatracenia się w drugiej
osobie. Wydawało się, że
Reilly również miał podobne doznania, gdyż jego pocałunki
stały się jeszcze gwałtowniejsze, bardziej chciwe i nienasycone.
Jednak w pewnej chwili zupełnie nieoczekiwanie położył się na
boku, cofnął dłoń z jej piersi i gorączkowo otarł twarz. Wolną ręką
trzymał Leę mocno przy sobie, nie pozwalając jej się ruszyć.
Oszołomiona, znienacka ściągnięta z chmur na ziemię, słuchała
gwałtownego bicia jego serca i nierównego oddechu. Dopiero teraz
zrozumiała, że mało brakowało... Ale chciała, żeby to się stało.
Wiedziała, że byłaby dzięki temu szczęśliwa, nie obchodziło jej nic
innego, nie dbała o przyszłość, nie myślała o konsekwencjach.
Zaskoczył ją fakt, że dla niego tak łatwo zapomniała o swoich
przekonaniach i zasadach. Jednak coś innego okazało się jeszcze
122
RS
bardziej zdumiewające, niemal przerażające. Siła woli Reilly'ego. To
niesamowite, jak ten człowiek potrafił się kontrolować.
- Reilly... - szepnęła drżącym głosem. Nie patrząc, położył dłoń
na jej ustach.
- Nie ruszaj się.
To kategoryczne żądanie zdradzało wewnętrzną walkę, jaką
wola toczyła z namiętnością. Leę ogarnęła przemożna pokusa, by go
nie posłuchać i sprawić, by się złamał. Przy jego obecnym stanie nie
byłoby to chyba trudne. Wiedziała jednak, że mądrzej będzie spełnić
jego polecenie. Leżała więc w kompletnym bezruchu tak długo, aż
poczuła, jak jego mięśnie rozluzniają się. Oznaczało to, że odzyskał
pełną kontrolę nad swoim zachowaniem.
- Opowiedz mi o swoim chłopaku - powiedział cicho. Ze
zdumieniem zamrugała powiekami.
- O kim?
- O Marvinie. Spotykałaś się z nim przecież. Uniosła głowę i
spojrzała w nieprzeniknioną, prawie obojętną twarz.
- Skąd możesz o nim wiedzieć?
- Wspomniałaś o nim, gdy leżałaś w gorączce - uśmiechnął się
samymi ustami, oczy pozostały chłodne.
Dziwne, zupełnie nie potrafiła sobie przypomnieć, jak Marvin
wygląda. Wydawało się, że widziała go wieki temu. Majaczyło jej
niewyrazne wspomnienie jakiegoś całkiem nieinteresującego
człowieka, nawet nie dorastającego do pięt mężczyznie, który ją
właśnie trzymał w ramionach.
- Pracujemy w tym samym banku - odparła spokojnie.
123
RS
- I jeśli wystarczy wyjść z kimś parę razy na miasto, żeby być
uznanym za parę, to rzeczywiście jest to mój chłopak. I co ja takiego o
nim mówiłam?
- Nic.
Trudno, żeby było inaczej. W sumie nic ją z Marvinem nie
łączyło, był co prawda miły, ale jego zaborczość irytowała ją. Nagle
poczuła ukłucie zazdrości.
- A teraz ty opowiedz mi o swojej dziewczynie - zażądała ostro.
- Nie sądzę, by to było odpowiednie słowo... dziewczyna? -
Skrzywił się cynicznie, położył na plecach i zaczął wpatrywać się w
niebo.
Te obojętnie wypowiedziane słowa sprawiły jej nieznośny ból.
- W takim razie opowiedz mi o... o twojej kobiecie -
zaproponowała z lekką goryczą. - Czy... czy mieszka z tobą?
Inaczej położył głowę, by spojrzeć na wciąż trzymaną w uścisku
dziewczynę.
- Mieszkam sam - oznajmił głosem pozbawionym wszelkich
uczuć. - Najważniejsza jest dla mnie praca. Znam wiele kobiet, ale
żadna z nich nie jest moją kobietą.
Powinno jej to sprawić ulgę, lecz z niewiadomego powodu
dodatkowo zwiększyło jej stres. Nagle zrozumiała, czemu. To
przecież jasne. W oczach Reilly'ego jest tylko jedną z tych wielu
kobiet...
- Hm... Wspomniałeś, że mieszkasz w Las Vegas - gorączkowo
próbowała zmienić temat. - Gdzie?
- Mam dom na przedmieściu, u stóp jednego ze wzgórz.
124
RS
- Tak... A czemu wybrałeś właśnie to miejsce?
- Ze względu na interesy. Jest stamtąd blisko zarówno do
kopalni, jak i do odbiorców w Arizonie i Kalifornii.
Ponownie uniosła głowę, by spojrzeć na niego. Starała się przy
tym uśmiechnąć, choć z najwyższym trudem powstrzymywała łzy.
- Czy zobaczymy się jeszcze, gdy wrócimy do Vegas?
Wstrzymała oddech, gdyż nie odpowiedział od razu.
Wpatrywała się badawczo w przystojną twarz, z której nie
potrafiła nic wyczytać.
- Moglibyśmy któregoś wieczora zjeść razem obiad - Reilly
starannie dobierał słowa - żeby uczcić szczęśliwy koniec naszej
przygody.
Cóż, lepsze to niż nic. Z westchnieniem skierowała wzrok na
jego nagi, płaski brzuch i bezwiednie położyła na nim dłoń.
- Byłoby mi bardzo miło...
Nagle chwycił Leę mocno za nadgarstek, przewrócił ją na plecy i
boleśnie przycisnął jej ramiona do ziemi. Pochylił się nad nią, a jego
zielone oczy miotały błyskawice.
- Nie rób tego! - warknął wściekle. - Czy myślisz, że jestem z
kamienia?
- Przykro mi - powiedziała ze skruchą, lecz bez śladu lęku. - Nic
na to nie mogę poradzić.
- Owszem, możesz! - Uwolnił ją i gwałtownie wstał. Stał nad
nią, patrząc lodowatym, nieubłaganym wzrokiem.
- Wiesz tak samo dobrze jak ja, co się między nami dzieje!
- Odwrócił się plecami i nerwowo potarł dłonią kark.
125
RS
- Zbyt długo przebywamy tu zupełnie sami. Zwiat, w którym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Mackenzie Myrna Narzeczone z Red Rose03 CośÂ› od serca
    45. Britton Pamela Gra o szcz晜›cie
    Deeper Than the Darkness Gregory Benford
    Anderson, Poul Three Worlds to Conquer
    Dunlop Barbara MiśÂ‚ośÂ›ć‡ w BiaśÂ‚ym Domu
    Flint, Eric Mother of Demons
    Dygasinski Adolf Pan Jć™drzej Piszczalski
    cierpienia mlodego wertera
    339. Linz Cathie MaśÂ‚śźeśÂ„stwo z rozsć…dku
    Gć…decki StanisśÂ‚aw bp Tradycja a Pismo śÂšwić™te
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pspkrajenka.keep.pl