[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nią urażony. Lee zrozumiał, że jest w stanie dostroić się do punktu widzenia Allertona, chociaż sprawiłoby mu to ból.
Musiał zdać sobie sprawę z bezmiaru jego obojętności.
Lubiłem go i pragnąłem, żeby on mnie lubił, myślał Lee, nie chciałem niczego kupować. Muszę wyjechać z
miasta, postanowił. Pojechać gdzieś. Na przykład do Panamy albo Ameryki Południowej.
Poszedł na dworzec sprawdzić, kiedy odjeżdża najbliższy pociąg od Veracruz. Odjeżdżał w nocy, ale Lee nie
kupił biletu. Na myśl o samotnej podróży do obcego kraju, gdzie będzie z dala od Allertona, ogarnęło go uczucie zimna
i opuszczenia.
Pojechał taksówką do  Ship Ahoy . Allertona tam nie było; Lee siedział przez trzy godziny przy barze i pił.
Wreszcie Allerton zajrzał przez drzwi, zamachał niezdecydowanie do Lee i poszedł z Mary na górę. Lee wiedział, że
prawdopodobnie poszli do właściciela  Ship Ahoy , gdzie często jadali obiady. Poszedł na górę do Toma Westona.
Zastał tam Mary i Allertona. Lee usiadł i starał się zrozumieć, o co chodzi Allertonowi, ale był zbyt pijany, żeby
wymyślić coś sensownego. Jego próby prowadzenia zwykłej, żartobliwej konwersacji były żałosne.
Musiał widocznie zasnąć. Mary i Allerton odeszli. Tom Weston przyniósł mu trochę gorącej kawy. Lee wypił, po
czym wstał i potykając się wyszedł.
Był zupełnie wyczerpany. Spał do rana.
20
Sceny tego chaotycznego, pijanego miesiąca przesuwały się przed jego oczyma. Była tam twarz, której Lee nie
poznawał. Aadny chłopiec o bursztynowych oczach i pięknych, prostych, czarnych brwiach. Widział siebie, jak prosi
kogoś, kogo ledwo zna, żeby postawił mu piwo w barze na Insurgentes. Tamten odmówił mu w paskudny sposób.
Zobaczył siebie, jak wyjmuje rewolwer, żeby obronić się przed napastnikiem, który szedł za nim od baru zdzierusów
na Coahuila i próbował go obrobić. Czuł przyjazne, uspokajające dłonie ludzi, którzy pomogli mu dojść do domu. -
Spokojnie, Bill. - Stał tam jego przyjaciel z dzieciństwa, Rollins, ze swoim psem myśliwskim, mocny i męski. Carl
biegnący do tramwaju. Moor ze swoim ohydnym, złośliwym uśmiechem. Twarze zlały się w jedno w tym koszmarze,
dziwne postaci mówiły do niego rzeczy, których nie rozumiał, wreszcie wszystko znikło.
Lee wstał, ogolił się i poczuł się lepiej. Okazało się, że jest w stanie zjeść grzankę i wypić trochę kawy. Zapalił
papierosa. Przeczytał gazetę, próbując nie myśleć o Allertonie. Potem poszedł do miasta i przejrzał sklepy z bronią. Za
dwieście pesos kupił 32-20 w doskonałym stanie, z numerem seryjnym poniżej trzystu tysięcy. W Stanach kosztowałby
co najmniej sto dolarów.
Wszedł do amerykańskiej księgarni i kupił książkę o szachach. Wziął ją do Chapultepec, usiadł w kawiarni przy
lagunie i zaczął czytać. Dokładnie na wprost niego była wyspa, na której rósł ogromny cyprys. Na gałęziach siedziały
setki sępów. Lee zastanawiał się, co jedzą. Rzucił w tamtą stronę kawałek chleba: sępy nie zareagowały.
Lee interesował się teorią gier i strategią zachowań przypadkowych. Tak jak przypuszczał, szachy wykluczają
element szczęścia i usiłują wyeliminować nieprzewidywalny czynnik ludzki. Gdyby można było całkowicie zrozumieć
mechanizm tej gry, wynik byłby znany już po pierwszym posunięciu. Gra dla myślących maszyn, pomyślał Lee. Czytał
dalej, uśmiechając się od czasu do czasu. Wreszcie wstał, wrzucił książkę do laguny i odszedł.
Lee od początku wiedział, że związek z Allertonem nie przyniesie mu tego, czego pragnął. Wymowa faktów była
bezlitosna. Jednak nie mógł się poddać. A może uda mi się coś zmienić, pomyślał. Był gotów podjąć każde ryzyko,
każde, nawet radykalne działanie. Lee - jak święty albo jak ścigany przestępca, nie mający nic do stracenia -
przezwyciężył pragnienia nieznośnego, starzejącego się, przerażonego ciała.
Wziął taksówkę i pojechał do  Ship Ahoy . Allerton stał w słońcu przed knajpą, mrugając powiekami. Lee
spojrzał na niego i uśmiechnął się. Allerton odwzajemnił uśmiech.
- Jak się masz?
- Jestem śpiący. Dopiero wstałem. - Ziewnął i ruszył w stronę  Ship Ahoy . Machnął ręką. - Na razie. - Usiadł
przy barze i zamówił sok pomidorowy. Lee wszedł, usiadł obok niego i zamówił podwójny rum z colą. Allerton wstał i
dosiadł się do stolika Toma Westona. Zawołał do barmana: - Przynieś tu ten sok pomidorowy, dobrze, Joe?
Lee usiadł obok Allertona. Tom Weston zbierał się do wyjścia. Allerton wyszedł za nim, po czym wrócił, usiadł w
drugiej sali i zabrał się do czytania gazet. Weszła Mary i usiadła obok niego. Rozmawiali parę minut, a potem
rozstawili figury szachowe.
Lee wypił trzy drinki. Podszedł i przysunął krzesło do stolika, przy którym Mary i Allerton grali w szachy.
- Sie macie - powiedział. - Mogę pokibicować?
Mary podniosła rozdrażniony wzrok, ale uśmiechnęła się, napotkawszy mocne i zuchwałe spojrzenie Lee.
- Czytałem o szachach. Wymyślili je Arabowie - i wcale się temu nie dziwię. Nikt nie potrafi siedzieć tak jak
Arab. Klasyczna arabska partia szachów była po prostu konkursem siedzenia. Kiedy obaj gracze umierali z głodu,
partia kończyła się patem. - Lee przerwał i pociągnął długi łyk. - W okresie baroku powszechnie przyjęła się praktyka
nękania przeciwnika za pomocą rozmaitych irytujących czynności. Niektórzy gracze korzystali z nitki do czyszczenia
zębów, inni wyłamywali palce i puszczali bańki ze śliny. Stosowano coraz to nowe techniki. W roku 1917 podczas
meczu w Bagdadzie Arab Arachnid Khayam pokonał niemieckiego mistrza Kurta Schlemiela* mrucząc:  Ja Zostanę,
Kiedy Ciebie Zabraknie - czterdzieści tysięcy razy, za każdym razem wyciągając rękę do szachownicy, jakby miał
zamiar zrobić ruch. W końcu Schlemiel dostał ataku konwulsji. Czy mieliście okazję widzieć spektakl włoskiego
mistrza Tetrazziniego? - Lee podał Mary ogień. - Celowo mówię  spektakl , ponieważ był to wielki showman i, jak
wszyscy showmani, uciekał się nie tylko do hochsztaplerki, lecz także do zwykłych oszustw. Czasami puszczał zasłony
dymne, żeby ukryć swoje manewry przed wzrokiem przeciwnika; chodzi mi oczywiście o prawdziwe zasłony dymne.
Miał oddział tresowanych kretynów, którzy na dany znak wbiegali i zjadali figury. Kiedy klęska zaglądała mu w oczy,
a działo się to często, ponieważ nie miał pojęcia o szachach, poza samymi regułami, a nawet tych nie był pewien -
skakał do góry, wrzeszcząc:  Ty tani sukinsynu! Widziałem, jak schowałeś królową! i walił pękniętą filiżanką w
twarz przeciwnika. W 1922 wywieziono go z Pragi na wozie drabiniastym. Pózniej widziałem Tetrazziniego w Górnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    William Shatner Tek War 05 Tek Secret
    Lensman 09 Smith, E E 'Doc' & Ellern, William B New Lensman
    Carr William Guy, Pawns In The Game (1958) Edition
    Bates H. William Naturalne samoleczenie wzroku bez okularĂłw
    Charles Berlitz, William Moore Zdarzenie w Roswell
    William Morris The Wood Beyond the World
    Hjortsberg William Harry Angel
    Walter Jon Williams Metropolitan
    WilliamShakespeare RomeoiJulia,Makbet,Otello
    Shakespeare William Antoniusz i Kleopatra
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • robertost.xlx.pl